Blisko ludziW tramwaju z pupą na wierzchu. Psycholog tłumaczy, czemu nikt nie powie nam o wpadce

W tramwaju z pupą na wierzchu. Psycholog tłumaczy, czemu nikt nie powie nam o wpadce

Znasz to uczucie, kiedy dokonujesz dramatycznego, wieczornego odkrycia i demaskujesz między zębami szpinak, który jadłaś w porze wczesnego lunchu? Zastanawiasz się, czy byłaś obiektem kpin i dlaczego nikt nie pofatygował się, żeby poinformować cię o wpadce? To wina nieszczęsnego "efektu świadka".

W tramwaju z pupą na wierzchu. Psycholog tłumaczy, czemu nikt nie powie nam o wpadce
Źródło zdjęć: © 123RF
Katarzyna Chudzik

11.05.2018 | aktual.: 12.05.2018 13:56

Kiedy przejeżdżający obok Magdy Szwedowskiej pan wykrzyczał jej, że sukienka zawinęła jej się pod rajstopy (z obu stron!), wobec czego paraduje z pośladkami na wierzchu, uśmiała się jak mała hiena. "Na szczęście ta sytuacja, której bałam się całe życie, wydarzyła mi się dopiero po 40., bo przed to bym teraz przez miesiąc z domu nie wyszła, a sukienki nie włożyła przez rok, a tak, to po prostu 'zrobiła mi dzień' i nie mogę przestać się śmiać, tylko teraz się zastanawiam, że jednak musiał to być widok straszny, skoro facet zatrzymał się z piskiem opon w poprzek drogi i krzyczał do mnie tak, jakby mu właśnie ktoś wypił pół szklanki piwa rzemieślniczego z Mikkeller Bar Warsaw za 50 zł szklanka, na które oszczędzał cały miesiąc - rozumiecie - no po prostu rozpacz" (pis.org) – napisała kobieta na swoim Facebooku.

Większość z nas w takiej sytuacji nie bardzo wie, czy się śmiać, płakać, czy może zapaść pod ziemię ze wstydu. Zbyt późno na zębach odkrywamy szminkę albo pomiędzy nimi mak, chodzimy pół dnia z rozpiętym rozporkiem albo oczkiem w rajstopach. Co sprawia, że napotkani ludzie nie chcą jednym zdaniem wybawić nas z potencjalnego kłopotu wizerunkowego?

Można oczywiście skwitować, że to zwykłe chamstwo i drobnomieszczaństwo, ale problem leży bardziej w lęku, aniżeli w złośliwości. - Savoir-vivre w relacjach międzyludzkich jest na niskim poziomie, więc kiedy mamy do czynienia z sytuacją niosącą informację o czyimś zagrożeniu wizerunkowym, mamy obawę przed tym, żeby kogoś nie dotknąć, nie postawić go w nieprzyjemnej i niewygodnej sytuacji – tłumaczy psycholog społeczny i biznesu dr Leszek Mellibruda.

Jego zdaniem w niekomfortowych – choć przecież codziennych – sytuacjach, mamy do czynienia z tzw. "efektem świadka", dokładnie tym samym, który dotyczy obserwatorów wypadku samochodowego, rozgrzeszających się z nieudzielenia pomocy. Wielu świadków wypadku zakłada, że "ktoś" na pewno zainterweniuje i nie czuje się za sytuację odpowiedzialnym. Kiedy widzimy czyjąś wpadkę, również zwalniamy się z odpowiedzialności za pomoc, odwracamy wzrok albo szybko kończymy rozmowę i liczymy na to, że tajemniczy "ktoś" w końcu uświadomi delikwenta.

- Uwagę na wpadkę zwracają na ogół osoby ciepło-asertywne, do przekazania takiej informacji potrzeba bowiem taktu i empatii. Powinno się ją przekazywać w sposób miły, może żartobliwy. Trzeba umieć podać ją tak, żeby nie wprowadzić napięcia – ocenia Mellibruda.

Bądźmy posłańcami

Drugim powodem, dla którego ludzie nie wiedzą, jak przekazać wiadomość z cyklu "masz czerwoną plamę na spodniach", jest to, że ujawniając wpadkę stajemy się posłańcem złych wiadomości, w związku z czym informacja zwrotna bywa mieszanką agresji i oburzenia. To schemat stary jak świat - "nie zabija się posłańca złych wiadomości" stało się popularnym powiedzeniem nie bez przyczyny. I choć w dzisiejszych czasach małe jest ryzyko, że ktoś poderżnie ci gardło za to, że zwrócisz mu uwagę na przylepioną do włosów gumę, to jednak musisz się liczyć z niezadowoleniem, zakłopotaniem i innymi negatywnymi emocjami. Po co się narażać, prawda?

– Zdarzają się bardzo gwałtowne reakcje. Zwłaszcza u osób, które nie są pewne siebie, mają niskie poczucie własnej wartości, obawy o swój wizerunek. Osoba, której pewność siebie nie jest fasadowa lecz rzeczywista, podejdzie do takiej informacji zadaniowo, czyli zmaże szminkę, zapnie rozporek, będzie się starała być bardziej uważna w przyszłości i podziękuje za szczerość – ocenia Mellibruda.

Okazuje się, że właściwie nie ma sytuacji, w której powinniśmy unikać zwracania tego typu uwag. – Oczywiście bywa tak, że mamy wybuchowego i zawistnego szefa, więc boimy się zwrócić mu uwagę. Ale nawet jeśli osoba, która między zębami ma szpinak, jest wyższa od nas statusem, powinniśmy to robić – najlepiej dyskretnie, na osobności, na jedno ucho wręcz – tłumaczy psycholog.

Cóż, pan, który wykrzyczał Magdzie Szwedowskiej, że ma "gołą pupę", może nie zachował się zbyt taktownie, ale przynajmniej sama zainteresowana miała szansę na to, żeby reszcie świata swoich pośladków nie eksponować. Dlatego zanim przemilczymy czyjąś wpadkę, zastanówmy się, czy sami chcielibyśmy, żeby nas nie uświadomiono? I bądźmy owym tajemniczymi i bohaterskimi "ktosiami".

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (22)