GwiazdyW tym roku kończy 50 lat. Beata Ścibakówna podąża śladem Ani Lewandowskiej

W tym roku kończy 50 lat. Beata Ścibakówna podąża śladem Ani Lewandowskiej

Nie tylko sportsmenki ćwiczą ze sztangą. Z mitem, że nie da się pogodzić artystycznego zawodu i intelektualnych zainteresowań ze żmudnymi ćwiczeniami na siłowni, dzieje się to samo, co z legendą, która głosi, że pisarz powinien żywić się wyłącznie weną i słońcem. Wygasa powoli i konsekwentnie.

W tym roku kończy 50 lat. Beata Ścibakówna podąża śladem Ani Lewandowskiej
Źródło zdjęć: © Instagram.com
Katarzyna Chudzik

Beata Ścibakówna uchodzi za jedną z najpiękniejszych polskich artystek. Jej klasy nie da się wypracować w żadnej szkole i przed żadnym lustrem. Aktorka nie jest jednak tym rodzajem damy, z którym kojarzymy jej sędziującą przez lata w "Tańcu z Gwiazdami" imienniczkę. Lubi się bowiem porządnie spocić – co czasem nawet dokumentuje na Instagramie. Razem z deklaracją, że kocha poniedziałki.

- Uwielbiam poniedziałki, chociażby dlatego, że dla mnie to są luźniejsze dni. Teatry na ogół są w poniedziałki zamknięte. Oczywiście mówię to trochę przewrotnie, bo zdarza się, że początek tygodnia jest dla mnie równie pracowity, jak każdy czwartek. Ale za to poniedziałek zawsze jest świetnym momentem, żeby iść poćwiczyć na siłowni – śmieje się aktorka.
I choć mówi, że ćwiczenia darzy ambiwalentnymi odczuciami, w których dominuje poranna niechęć, to ćwiczyć nie przestanie. Nawet gdyby miała osiągnąć najbardziej idealną z figur. - Gdyby nie to, że dbam o moją aktywność fizyczną, nie mogłabym występować na przykład w Teatrze Narodowym w spektaklu "Tartuffe albo szalbierz". To bardzo wymagająca fizycznie rola, kiedy jest na afiszu, to tracę na ogół 1,5 kilograma. A grałam ją już 200 razy – mówi życiowa partnerka Jana Englerta. Podkreśla też, że dzień rozpoczynający się porannymi ćwiczeniami jest dla niej "bardziej wartościowy", wszystkie obowiązki po treningu wykonuje się sprawniej, a miłe wydarzenia cieszą bardziej.

Zaskakujący jest fakt, że 50-letnia aktorka ćwiczy również ze sztangą. Raz nabawiła się w ten sposób trwającej niemal rok kontuzji barku, ale ciężarów dźwigać nie przestanie. – Nie uważam, żeby ćwiczenia siłowe miały sprawić, że rozrosnę się jak kulturystka. Zresztą nie mnie tu cokolwiek uważać, ja od jakiegoś czasu zdaję się na opinię profesjonalisty i ćwiczę tylko z trenerem. Nauczyła mnie tego właśnie kontuzja – opowiada Ścibakówna.

Przyznaje też, że choć w sporcie nie jest nowicjuszką i trenuje "od zawsze" (m.in. tenisa)
, to dodatkową motywacją jest dla niej Ania Lewandowska, którą dzielnie oznacza w hasztagach pod zdjęciami z siłowni. – Obserwuję ją na Instagramie, ale nie wiem, czy ona mnie kojarzy. To jest nieistotne. Ona ma ogromny power, pokazuje świetne ćwiczenia, organizuje obozy. Chciałabym kiedyś na jeden z nich pojechać. Dlatego oznaczam ją pod moimi postami treningowymi, żeby okazać atencję temu, kim ona jest i co osiągnęła – mówi artystka, podkreślając, że Lewandowska nie jest tylko żoną swojego męża, ale świetnym sportowcem, który osiągnął sukces.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (12)