"Żebranie o ocenę". Zaskakujące: to rodzice mają dość… czerwonych pasków
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do zakończenia roku szkolnego został nieco ponad tydzień. Uczniowie chodzą obecnie do szkół, jednak w ostatnich miesiącach edukacja odbywała się przede wszystkim zdalnie. Czy forma nauczania wpłynęła na podejście rodziców do ocen? W sieci trwają burzliwe dyskusje dotyczące czerwonego paska na świadectwie. Głosy są podzielone.
- Zarówno przed pandemią, jak i w trakcie nauki zdalnej miałam takie samo podejście – mówi w rozmowie z WP Kobieta pani Marta. Matka 17-latka i 10-latki deklaruje, że bardzo dobrze zna swoje dzieci: ich słabe i mocne strony czy ulubione przedmioty i nie wymaga samych piątek na świadectwie.
Szkolny wyścig szczurów
- Nigdy nie miałam parcia, żeby moje dzieciaki trzymały bardzo wysoką średnią. Syn za rok zdaje maturę, jest w klasie o biologiczno-chemicznym profilu. Z wiodących przedmiotów ma dobre oceny. Przykłada się także do polskiego i matematyki, żeby po prostu zdać maturę. Do reszty nie przywiązuje wagi – opowiada pani Marta.
- Córka kończy czwartą klasę, na razie ma najwyższą średnią, ale to kwestia charakteru. Niestety miałam do czynienia z rodzicami, którzy od pierwszej klasy robili wszystko, by ich dziecko było orłem, wytwarzali niesamowitą presję. Pytam "po co?" – jeżeli dziecko samo ma takie ambicje i nie odbija się to na jego samopoczuciu oraz relacjach z rówieśnikami, nie widzę problemu. Ale wyścig szczurów? Przesada – wyjaśnia.
Podejście pani Marty do ocen wynika z jej życiowego doświadczenia – choć ani razu nie miała świadectwa z czerwonym paskiem (z matematyki i fizyki, jak sama mówi, "prześlizgiwała się na miernych z roku na rok"), skończyła dobre liceum i dostała się na wymarzone studia. Dlatego trudno jej zrozumieć rodziców, którzy wymagają idealnej cenzurki.
Skutki pandemii widać na świadectwie
Pani Maria — mama czwartoklasisty — nie ukrywa, że średnia na świadectwie ma dla niej pewne znaczenie. W tym roku była jednak zmuszona podejść do ocen nieco inaczej. – Gdyby nie nagły powrót do szkoły na ostatni miesiąc nauki, mój syn miałby wyższą średnią – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta.
Wielu nauczycieli deklarowało w maju, że powrót do szkoły będzie wiązał się przede wszystkim z próbą odbudowania relacji rówieśniczych nie zaś ekspresowym nadrabianiem braków czy sprawdzaniem wiedzy z całego roku. Tymczasem w rzeczywistości w większości placówek odbyły się testy obejmujące materiał z kilku miesięcy czy przekrojowe klasówki.
Zobacz także
- Nauczyciele mojego syna przeprowadzili testy z całorocznego materiału, a ocena z nich miała kluczowe znaczenie. Tym sposobem niemal wszystkie dzieci otrzymały noty końcowe niższe o jeden stopień. Tyczy się to także oceny z zachowania, ponieważ wróciły do szkoły rozdarte, z jednej strony stęsknione za rówieśnikami, z drugiej oduczone zabawy w większej grupie – ocenia pani Maria.
Choć szkoda jej, że syn, który mimo pandemii chodził do szkoły, pisał sprawdziany przy nauczycielach i nie ściągał, nie będzie wyróżniony, nie zamierza z tego powodu rozpaczać. – Powiedziałam mu, że to tylko świadectwo. To, co zostało w głowie, zaowocuje w piątej klasie, a inni, którzy pisali sprawdziany z pomocą Google, będą się martwić – podsumowuje.
Spory? Także wśród nauczycieli
Także wśród nauczycieli zasadność starań o pasek na świadectwie budzi skrajne emocje. Pani Renata, emerytowana nauczycielka z okolic Poznania wspomina, że gdy sama chodziła do szkoły, tego rodzaju wyróżnienia, podobnie jak ocen celujących, w ogóle nie było. Jej zdaniem podejście do ocen bardzo zmieniło się przez lata – gdy kończyła liceum, o piątkach ze wszystkich przedmiotów można było pomarzyć.
- Dobra ocena miała wielką wartość i pewnie dlatego zachęcałam swoje dzieci do starań i nauki. Świadectwo z paskiem było dla mnie znakiem poważnego podejścia do obowiązków szkolnych, dzięki niemu miałam przekonanie, że trud włożony w zdobywanie wiedzy przez cały rok został doceniony. Dlatego nie widziałam niczego złego w świętowaniu tego osiągnięcia, chwaleniu się nim czy nagradzaniu dziecka za wysokie noty. W historiach o niesprawiedliwym traktowaniu przez nauczycieli jest zazwyczaj sporo przesady – przekonuje w rozmowie z WP Kobieta.
Przeciwniczką takiego podejścia jest pani Anna, również będąca na emeryturze. - Jestem belfrem i wiem, jaką drogą osiągano wiele z pasków: żebranie o ocenę, wrzaski mam, presja wywierana na nauczycielu, a na koniec błaganie o litość "Bo muszę iść na studia, proszę pani" - mówi.
Z tego właśnie powodu swojej córce dała dużo swobody. - Nie chciałam, by "leciała na miotle matki", więc poszła do innego liceum. Zbierała jedynki i piątki, była np. antytalentem z języka polskiego. Szła swoją drogą, zaliczyła bunty, dredy i wpadkę na egzaminie na studia. Potem walczyła dalej o siebie. Tłumaczyłam, pomagałam, ale wychodziłam z założenia, że to jej sińce i jej życie. Skończyła anglistykę w Polsce, a potem bankowość we Francji i dzisiaj pracuje na dobrym odcinku w banku jako menedżer – opowiada pani Anna.
Emerytowana nauczycielka była wychowawczynią w klasie z językiem francuskim. Jak obserwuje, uczniowie "paskowi", grzeczni, którzy marzyli o wyjeździe za granicę, nie zrealizowali swoich marzeń. – Wrzućcie na luz! – apeluje w rozmowie z WP Kobieta do rodziców, którzy wymagają wysokiej średniej i podkreśla, że nikt nie pyta jej dzisiaj, jaką ocenę miała z zachowania. – A zachowanie miałam naganne, bo chodziłam w dziurawych dżinsach do liceum, a to za twardej komuny było zakazane – wspomina z uśmiechem.
"Jestem dumny/a z dziecka nie ze świadectwa"
Obserwując w ubiegłych latach festiwal zdjęć świadectw z czerwonymi paskami, zamieszczanych przez rodziców na Facebooku, Izabela Hnidziuk-Machnica z Fundacji ALEKlasa wpadła na pomysł, by zainicjować akcję "Jestem dumny/a z dziecka nie ze świadectwa". Na początku inicjatywa miała obejmować członków grupy dla rodziców dzieci z zespołem Aspergera, jednak dzięki sugestiom znajomych rozszerzyła się na całą Polskę.
- Przez takie posty, które wzbudzały wiele emocji, ostatni dzień roku szkolnego był dla niektórych rodziców słodko-gorzki. Myślę przede wszystkim o osobach, których dzieci nigdy nie będą mogły zdobyć czerwonego paska. Z rozmów z nimi wiem, że było im przykro, czasem czuli zazdrość, a jednocześnie mieli poczucie, że ich dzieci też się przecież bardzo starają, co nigdy nie zostało docenione – wyjaśnia pani Izabela w rozmowie z WP Kobieta.
Jednocześnie podkreśla, że akcja nie ma na celu zabraniania cieszenia się z dobrego świadectwa. Chodzi wyłącznie o dumę z dzieci, docenienie ich starań na różnych polach i zdjęcie presji nakładanej często przez rodziców i nauczycieli.
- Ostatnio byłam dumna z mojego syna, kiedy postanowił pójść do szkoły na wszystkie lekcje, choć zaproponowałam, żeby odpuścił sobie pierwszą godzinę, ponieważ miał ciężką noc, był bardzo zmęczony. Za takie rzeczy także powinniśmy chwalić i doceniać dzieci, ponieważ pokazują, że im się chce, że dla nich szkoła to coś więcej niż tylko oceny i świadectwa – przekonuje pani Izabela.
Zdaniem aktywistki nauka zdalna była dla dzieci bardzo trudnym doświadczeniem i odbiła się na ich stanie psychicznym. - W kontekście pandemii, ale też polskiego systemu edukacji i bardzo rozbudowanej, nieprzystosowanej do współczesnych czasów, podstawy programowej, oceny nabierają innego znaczenia. Dla większości uczniów, nie tylko tych o szczególnych potrzebach edukacyjnych, czerwone paski z różnych powodów będą poza zasięgiem. Rodzice powinni wziąć to pod uwagę – uczula.
- Coraz więcej rodziców mówi głośno, że oceny i czerwony pasek nie są dla nich ważne, ale niektórzy pewnie skrycie marzą, by ich dziecko było w ten sposób kiedyś docenione. To pewnie pokłosie tego, jak zostało wychowane nasze pokolenie, chociaż mam wrażenie, że kiedy chodziłam do szkoły, wymagania były mniejsze – na pewno, jeśli idzie o ilość prac domowych i czasu spędzanego nad książkami. Mam wrażenie, że w ostatnich latach to wymknęło się nieco spod kontroli, a na uczniów została narzucona ogromna presja. Tymczasem dzieci mają prawo do odpoczynku i czasu na zwyczajne "nicnierobienie" – podsumowuje Hnidziuk-Machnica.
Paraliżująca presja rodziców
O tym jak szkodliwa może być presja ze strony rodzica, opowiedział w rozmowie z WP Kobieta pan Łukasz. - Dla mojej mamy oceny czy średnia miały ogromne znaczenie. Sama znakomicie zdała maturę, poszła na studia, pracowała w swoim zawodzie i tego samego całe życie oczekiwała ode mnie. W pewnych latach mojej edukacji dostawała listy gratulacyjne za frekwencję, osiągnięcia sportowe i naukowe. Nawet dopięła swego i zostałem kiedyś laureatem olimpiady z języka polskiego – wspomina.
Niestety, naciski mamy były tak silne, że Łukasz przestał chodzić do szkoły. Chociaż zdobycie dobrych ocen nigdy nie wiązało się dla niego z bardzo dużym wysiłkiem, w liceum musiał przejść na nauczanie indywidualne. - Nikomu tego nie życzę – zapewnia.
Dopiero gdy mama trochę odpuściła, zaczął ponownie sięgać do książek i robi to chętnie do dziś. - Właśnie dlatego zależałoby mi, by moje dziecko miało jakieś pasje, zainteresowania i wiedzę na tematy, które są dla niego rzeczywiście interesujące. Nie musiałoby być alfą i omegą ze wszystkiego – przekonuje.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl