W wieku 59 lat zapisała się na kolejny kurs prawa jazdy. "Ciężarowe samochody bardzo mnie pociągają"
- Kat. E chodziła mi po głowie bardzo długo. Brakowało mi jej w prawie jazdy. Samochody ciężarowe i autobusy to moje hobby, a czas ucieka.- powiedziała Joanna Damięcka o swojej nietypowej pasji do dużych aut. Mama Mateusza Damięckiego i Matyldy Damięckiej w wieku 59 lat postanowiła zdać prawo jazdy. Czy jej się udało? Jeszcze nie. Ale na pewno udowodniła, że "60-tka" potrafi.
02.03.2018 | aktual.: 02.03.2018 14:12
Monika Katarzyna Krupska, WP Kobieta: Kiedy pokochała pani duże samochody? *
*Joanna Damięcka: Zaczęłam jeździć, mając 12 lat, najpierw osobówkami oczywiście. Uczył mnie ojciec, wszystkie boczne drogi były moje. Dawał mi kierownicę i jeździłam. Prawo jazdy kat. B zdałam mając 18 lat - w Libii, bo akurat tam byliśmy. Tam panowały całkiem inne zasady, ale dałam radę.
Inne zasady, czyli jakie?
To było w latach 70. Tam była taka zasada, że jeśli osoba z prawem jazdy zgłosi się z uczniem, to nie trzeba brać lekcji z instruktorem. Więc ja pojeździłam trochę i poszłam od razu na egzamin, który pamiętam był bardzo dziwny. Na ogromnej, ponad 5-metrowej ścianie były ponaklejane wszystkie znaki drogowe, a obok stał pan policjant i pokazywał kijkiem, co to za znak. Problem polegał na tym, że nie znał angielskiego, a ja arabskiego, więc dostałam tłumacza. Stał on tyłem do ściany i ja mu wszystko tłumaczyłam, a on to, co zrozumiał, mówił policjantowi.
*Mimo trudności udało się zdać egzamin teoretyczny. A jak wyglądała praktyka? *
Och, praktyczny egzamin można było zdawać tylko na volkswagenie garbusie. Wsiadało się do auta, gdzie było dwóch instruktorów. "Skosiłam" wszystko, co było możliwe na placu manewrowym. Bo nigdy nie siedziałam za kierownicą volkswagena! Poćwiczyłam na autach znajomych i wróciłam za dwa tygodnie. Udało mi się zdać.
*Nie bała się pani jeździć po obcym kraju? *
Gdy odebrałam prawko, to ojciec powiedział: "chodź pojeździmy po mieście". Wie pani, tam jest taka zasada, że lewą rękę trzeba mieć zawsze wywieszoną przez okno, ponieważ nie używamy kierunkowskazów. Gdy skręcamy w lewo to machamy ręką, a jak w prawo, to po prostu skręcamy.
*Zupełnie "inaczej" niż u nas. I co dalej? *
Przede mną facet w ostatniej chwili "wystawił rękę do skrętu w lewo". Cudem zdążyłam zahamować, ale tak gwałtownie, że jakiś facet wjechał mi w tył auta. Wylądowaliśmy na komisariacie, gdzie ja nie mogłam się odzywać, bo kobiety nie miały głosu. Ojciec tłumaczył sytuację, Libijczyk mówił, że to moja wina. A przecież "jak się wjedzie komuś w tyłek, to nie jest wina tego, kto dostał". Pamiętam, że ojciec się zdenerwował i machnął ręką, aby on już nam nie płacił. Wtedy Libijczyk się uniósł honorem, rzucił kasę na naprawę auta i wyszedł.
Początki zawsze bywają trudne, sama dobrze o tym wiem. Potem wróciła pani do Polski i zrobiła kolejne prawo jazdy.
Zanim zrobiłam kolejne, musiałam znowu zdać kat. B. Bo nie chciało mi się iść do urzędu, stać w kolejkach. A miałam tylko tłumaczenia libijskie, które po dwóch latach przestały być ważne. Więc tak jeździłam z tym nieważnym prawkiem, aż stwierdziłam, że mam dość unikają milicji. Bo wie pani, jak ich widziałam to stawiałam auto i szłam dalej na piechotę.
*Długo pani tak jeździła bez prawa jazdy? *
Ze 4 lata, zanim zdecydowałam się zdać ponownie. Na kurs przyjeżdżałam własnym samochodem. Stawałam dalej, aby nikt nie zauważył. Ale mimo wszystko instruktor mnie dopatrzył i pokazał całej grupie, komentując (pozytywnie), że właśnie tak się powinno przyjeżdżać na lekcje (śmiech).
*Na dokumencie jest jednak więcej zaznaczonych rubryk. Po 30. roku życia zrobiła pani kolejną kategorię. *
Bardzo chciałam zrobić kat. C, to było moje marzenie od nastoletnich lat. Ciężarowe samochody bardzo mnie pociągały, ale w latach 90., gdy zdawałam prawo jazdy, to były takie przepisy, że kobieta nie może być zatrudniona jako kierowca, aby prowadzić auto powyżej 3,5 ton. Był zakaz, ale ja ten zakaz ominęłam.
Jak to ominęła pani zakaz?
Bo zakazy są po to, aby je omijać, ale działać zgodnie z prawem (śmiech). Zapisałam się na kurs i usiadłam w ostatniej ławce. Byłam jedyną kobietą wśród 70 mężczyzn. Instruktor najpierw spytał się mnie, czy przyszłam zdawać za męża, ale odpowiedziałam mu, że nie - za siebie. I to był najfajniejszy czas, jaki pamiętam, bo jeździłam na starym samochodzie bez wspomagania. Tam była kompletnie inna skrzynia biegów, prowadzenie auta było trudne, bo człowiek się rzucał na tę kierownicę, a ja nigdy nie należałam do mocarzy. Ale, gdy udało mi się zdać, to zaczęłam kombinować jak się zatrudnić, aby ominąć ten głupi przepis.
*Na pewno inni kursanci byli pod wielkim wrażeniem. Kobieta za kółkiem ciężarowego auta to w latach 90. niespotykany widok. A jednak pani postawiła na swoim. *
Tak, bo kolega założył firmę, która zajmowała się dystrybucją papieru do druku i kupił 3 ciężarówki. Jako że znałam 3 języki, to spytał, czy nie chciałabym pracować w firmie? Zgodziłam się, ale pod jednym warunkiem. Że dwa razy w tygodniu na zmianę z zatrudnionymi kierowcami (mężczyznami) będę jeździć. To były najpiękniejsze lata mojej pracy, gdy jeździłam ciężarówką po Polsce.
Zabrała kiedyś pani rodzinę w trasę? Matyldę, Mateusza, męża Maćka?
Dzieci nie, ale męża tak. Bo on mnie strasznie długo prosił, abym wzięła go w trasę. Pojechaliśmy do Krakowa, to był jakiś styczeń, a może luty. Były potworne zawieruchy, ale mąż chciał poprowadzić. Odmówiłam mu, tłumaczyłam, że nie ma uprawnień. Powiedział mi "nie bądź świnia" i siedział taki nabzdyczony, aż coś nam się w samochodzie zepsuło.
*"Coś się zepsuło" - to nie brzmi zbyt dobrze. Kobiety raczej nie wiedzą, jak się zachować w takiej sytuacji. *
Ja też nie wiedziałam i spytałam męża czy wie, o co chodzi? Odpowiedział mi, że jestem kierowcą i sama mam sobie radzić. Resztkami sił dojechaliśmy na stację benzynową. Posiedziałam, pomyślałam i wymyśliłam, że nie ma wody w akumulatorze. Kupiłam 2 litry, wlałam do zbiornika pod siedzeniem i od razu wszystkie światła się włączyły. Zapomniałam tylko wlać do drugiego akumulatora, ale to już dowiedziałam się od kolegów z pracy jak wróciłam.
*Jeździła pani ciężarówką przez rok, a potem porzuciła to. Dlaczego? *
Pod koniec lat 90. chciałam zatrudnić się w MZK, ale oni chcieli, abym jeździła trolejbusami. Ja powiedziałam, że mnie to nie interesuje i poszłam szukać pracy w biurach turystycznych. Zostałam wyśmiana przez panów, którzy tam pracowali. Nie brano pod uwagę kobiet. Byłam tym bardzo zmartwiona, więc poprosiłam męża, aby wykorzystał swoje nazwisko w MZK i załatwił mi pracę. Ja nigdy wcześniej go nie prosiłam i mąż się zgodził. Wrócił po kilku godzinach i powiedział mi, że będę "kanarem"! On tak lubi sobie żartować (śmiech). Ale ja nie przyjęłam tej pracy.
*Praca kontrolera biletów, to przecież nie to samo co kierowca. Udało się pani kiedyś poprowadzić autobus? *
Tylko raz byłam kierowcą autobusu. Wypożyczyłam go i w przerwie na lunch podjechałam pod pracę koleżanki. Wpakowałam 40 osób do środka i zrobiłam im godzinną wycieczkę po Warszawie. Autobus to fajne narzędzie do prowadzenia, ale ciężarówki się lepiej prowadzi. Bo wozi się towar, a przy ludziach trzeba uważać.
*Potem wykonywała pani inne prace. Aż w 2017 roku, gdy miała pani 59 lat zatęskniła za prowadzeniem dużych aut i poszła znowu do WORD-u. *
Kat. E chodziła mi po głowie bardzo długo. Bo brakowało mi jej w moim prawie jazdy. Wie pani samochody ciężarowe i autobusy to jest moje hobby, a czas ucieka. Aż nadszedł impuls, bo zobaczyłam ofertę pracy grania w filmie jako kierowca ciężarówki…
*W jakim filmie? Udało się dostać rolę? *
To był norweski film, szukali kierowcy naczepy. Tam miała być obława policyjna, kierowca miał zabierać uciekiniera z więzienia z dziewczyną. Na castingu miałam tylko jednego przeciwnika – mężczyznę. Ostatecznie go wybrali.
*Czy czuje się pani zawiedziona brakiem angażu? *
Ja chciałam być po prostu za kierownicą, a nie występować w filmie. Nie czuję się zawiedziona.
*Kobieta, która prowadzi ciężarówkę z naczepą to dość nietypowy widok. Proszę powiedzieć, jak wyglądał egzamin? *
Na pierwszym egzaminie (lato 2017) nie dałam rady podpiąć przyczepy. Po prostu nie starczyło mi sił. Za drugim razem zrobiłam podpięcie, cały plac manewrowy i wyjechałam na miasto. Nie zdałam jednak, bo w Słupsku jest strasznie dużo rond. "Wywaliłam się" na dwukrotnym zjeżdżaniu, bo nie włączyłam kierunkowskazów. Nie zdałam, a teraz jest zima i nie mogę ponownie podchodzić do egzaminów.
*Czyli latem będzie kolejne podejście. *
Tak, jak będzie lepsza pogoda.
*I co dalej, gdy wynik egzaminu będzie pozytywny? *
Proszę nie pytać mnie o traktor (śmiech). Nie ma innych kategorii, które mnie interesują. Na pewno będę chciała pojechać gdzieś dużym samochodem, jak dawniej. To są rzeczy, które sprawiają mi radość.