Wdowy i wdowcy na ślubnym kobiercu
„Dopóki śmierć nas nie rozłączy” – takie słowa przysięgi małżeńskiej padają z ust narzeczonych stojących przed ołtarzem. W dniu ślubu młodzi cieszą się swoim szczęściem, celebrują miłość, która ich połączyła. Nikt nie spodziewa się, że ta radość potrwa boleśnie krótko. Bywa jednak, że śmierć rzeczywiście rozłącza… Wdowy i wdowcy mają wtedy prawo do ponownego szczęścia.
27.06.2011 | aktual.: 27.06.2011 10:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Dopóki śmierć nas nie rozłączy” – takie słowa przysięgi małżeńskiej padają z ust narzeczonych stojących przed ołtarzem. W dniu ślubu młodzi cieszą się swoim szczęściem, celebrują miłość, która ich połączyła. Nikt nie spodziewa się, że ta radość potrwa boleśnie krótko. Bywa jednak, że śmierć rzeczywiście rozłącza… Wdowy i wdowcy mają wtedy prawo do ponownego szczęścia.
Kiedy Adam odszedł (wolę mówić odszedł niż umarł), byliśmy małżeństwem już od przeszło pięciu lat. Starsza córka miała 4 latka, młodsza niespełna półtora roku – opowiada Gosia. Jej mąż zginął w wypadku samochodowym, pozostawiając po sobie młodą, jeszcze nawet nie trzydziestoletnią żonę i dzieci. – W pierwszych miesiącach po pogrzebie byłam jak w transie. W głowie ciągle jedna myśl: mam dzieci, muszę być dla nich silna, muszę je wychować, tak aby Adam był z nich dumny.
W najtrudniejszym okresie Gosia mogła liczyć na wsparcie ze strony przyjaciół i rodziny. Obecnie z perspektywy prawie pięciu lat, które upłynęły od wypadku, Gosia mówi, że największą siłę dawały jej córki oraz myśl o zasadzie, jaką kierował się jej zmarły mąż. – Nigdy nie cofaj się w życiu – tak powtarzał mi Adam za każdym razem, kiedy pojawiały się jakieś kłopoty – opowiada Gosia. – I tego się trzymam!
Niespełna trzy lata po owdowieniu, Gosia stanęła po raz drugi na ślubnym kobiercu. Nowy partner zaadoptował jej córki. Po początkowych problemach one również go pokochały i zaakceptowały. Razem tworzą szczęśliwą rodzinę, która właśnie wyczekuje pojawienia się na świecie jej nowego członka.
Z formalnego punktu widzenia
Osoby, których współmałżonek zmarł, mogą bez żadnych właściwie ograniczeń wstąpić w kolejny związek małżeński. Jeśli ceremonia ma mieć jedynie świecki charakter, do dokumentów składanych w Urzędzie Stanu Cywilnego należy dołączyć skrócony odpis aktu zgonu poprzedniego małżonka. W przypadku ślubu kościelnego bądź konkordatowego konieczne jest zaświadczenie z USC o możliwości zawarcia małżeństwa.
– Nie ma żadnych przepisów, które określałyby po jakim czasie od owdowienia można ponownie się związać – wyjaśnia urzędniczka z USC na warszawskim Targówku. W tradycji kościelnej przyjmuje się, że okres żałoby po śmierci współmałżonka wynosi około jednego roku. Jak zapewnia ksiądz z parafii św. Szczepana w Krakowie, prawie nigdy nie zdarza się, żeby wdowiec lub wdowa starali się o ślub wcześniej niż przed upływem tego czasu.
Ponowny ślub w praktyce
- Mój drugi ślub był nieco skromniejszy od pierwszego – mówi Gosia. – Lista gości ograniczała się do najbliższych przyjaciół i członków rodziny. Zaprosiliśmy również rodziców Adama. Oni zawsze byli mi życzliwi. Pomimo że jest to dla nich bolesne, to cieszą się, że ich wnuczki mają „nowego tatę”, który teraz się nimi opiekuje – dodaje Gosia.
Wiele wdów decydujących się na ponowne zamążpójście. Wybiera skromną wersję ceremonii, podobnie jak Małgosia. Nie jest to ich zdaniem wyrzeczenie czy manifestacja smutku po śmierci partnera. – Ja zrezygnowałam z kolejnego welonu i pysznej sukni ślubnej na rzecz eleganckiej jasnej sukienki i żakietu, ale myślę że to indywidualna sprawa.
Decydując o tym, jak zorganizować kolejny ślub i wesele, wdowa bądź wdowiec powinni kierować się własnym gustem i opinią partnera, a nie zdaniem otoczenia i krewnych. Jeśli czujemy, że chcemy podzielić się ze światem naszym szczęściem poprzez zorganizowanie hucznego i dużego wesela, to mamy pełne prawo właśnie tak postąpić. Wszystkie trudne i przykre doświadczenia z przeszłości, również śmierć współmałżonka, powinny nas czegoś nauczyć, wzmocnić, a nie determinować całe przyszłe życie i zabierać jego radość.
(bb)