Większość opiekunów umierających osób to kobiety. "Nie można wszystkiego zrzucić na jedną osobę"
Opieka nad umierającym człowiekiem to wielkie wyzwanie wymagające zarówno dużej dozy empatii, jak i praktycznej wiedzy. Kto może mu podołać? Jak wynika ze statystyk – przede wszystkim kobiety, bo to one stanowią przytłaczającą większość personelu hospicjów. One także towarzyszą bliskim osobom odchodzącym w domu.
Ojciec Karoliny umierał etapami. – Kiedy okazało się, że ma nowotwór, wierzyliśmy, że z nim wygra, bo zawsze był "walczakiem" i nigdy się nie poddawał. Początkowo faktycznie wszystko szło pomyślnie, operacja, później chemioterapia i choroba zaczęła ustępować. Niestety, po kilku miesiącach nastąpił kolejny atak i tym razem lekarze musieli bezradnie rozłożyć ręce. Stwierdzili, że nic więcej nie zrobią i musimy być przygotowani na najgorsze – opowiada Karolina.
Jej ojciec mieszkał sam, bo kilka lat wcześniej pochował żonę. Gdy został wypisany ze szpitala, miał jeszcze sporo sił, które jednak szybko zaczęły go opuszczać. – Gasł w oczach i stało się oczywiste, że niedługo będzie potrzebował stałej opieki, ale nie chciał się zgodzić na hospicjum czy opiekę wykwalifikowanej pielęgniarki. Stwierdził, że umrze na swoich warunkach.
Musiała zająć się ojcem
Karolina i jej brat Dawid stanęli przed dylematem, które z nich zaopiekuje się odchodzącym ojcem. – Dawid nie miał rodziny i pracował zdalnie, ja miałam męża, małe dziecko i pracę biurową. Wydawało się oczywiste, kto powinien być przy tacie. Jednak szybko okazało się, że brat nie wyobraża sobie opieki nad umierającym ojcem. Ta wizja go przerażała, stwierdził, że nie jest na to gotowy. Musiałam wziąć w pracy urlop bezpłatny i przeprowadziłam się do taty – opisuje Karolina.
Ojciec żył znacznie dłużej niż wynikało to z lekarskich diagnoz. Karolina opiekowała się nim przez prawie dwa lata, próbując – z różnym skutkiem – łączyć obowiązki z życiem rodzinnym. A Dawid? – Wpadał do taty na godzinę i szybko znikał, bo twierdził, że woli go pamiętać z lepszych momentów życia. To ja musiałam troszczyć się o jedzenie, mycie, aplikowanie leków. Równocześnie opiekowałam się synkiem i starałam się dbać o męża i o dom. To był najtrudniejszy okres w moim życiu, choć go nie żałuję, bo zbliżyłam się do taty jak nigdy wcześniej. Nie ukrywam jednak, że gdy odszedł, poczułam ulgę – wyznaje Karolina.
Choć od śmierci ojca upłynęło już niemal pięć lat, kobieta wciąż ma pretensje do brata. – Znów okazało się, że mężczyźni są mocni tylko w gębie. Zawodzą, gdy przychodzi chwila próby, zwłaszcza taka, jak umieranie bliskiej osoby – twierdzi Karolina, której refleksje znajdują odzwierciedlenie w statystykach.
Kobiety stanowią zdecydowaną większość personelu polskich hospicjów. – W naszym gronie to przede wszystkim one dźwigają wielki trud i ciężar, pracując jako opiekunowie medyczni czy pielęgniarki – przyznaje Anna Jochim-Labuda, dyrektor Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. – Na szczęście wśród lekarzy i fizjoterapeutów pojawiają się także mężczyźni, co jest bardzo ważne dla tworzenia właściwej, holistycznej opieki nad pacjentami. Jednak wciąż są oni w zdecydowanej mniejszości.
Nieprzygotowani na śmierć
Dlaczego opiekunami ciężko i przewlekle chorych są głównie kobiety? – To wynika z tradycyjnej roli kobiet w rodzinie. Przez wieki przyzwyczailiśmy się, że to żona, matka czy babcia pełnią rolę opiekunki domowego ogniska i zabezpieczają potrzeby członków rodziny. Te obowiązki były naturalnie zarezerwowane dla kobiety – twierdzi Anna Jochim-Labuda. – Choć nie ukrywam, że z radością obserwuję, gdy ster opiekuńczości przejmują panowie. Z przyjemnością przyglądam się prezentowanej przez nich troskliwości i uważności. Szkoda, że to wciąż tak rzadkie zjawiska – dodaje dyrektorka Puckiego Hospicjum.
Czemu mężczyźni unikają opieki nad umierającymi, nawet jeśli są to bliskie im osoby? Wynika to z wielu przyczyn. Przede wszystkim nie mieli okazji nauczyć się takich czynności. Są zupełnie nieprzygotowani na umieranie bliskich, po prostu obawiają się bezradności. Jak wynika z badań przeprowadzonych w ramach "Raportu o dobrym umieraniu", 45 proc. Polaków nie rozmawia o odchodzeniu, a co trzeci nawet o nim nie myśli. Śmierć stała się nam obca i nieoswojona. Zanikła tradycja obcowania ze zmarłym, która niegdyś wynikała z mieszkania w wielopokoleniowych domach. Wskutek tego narasta stres i strach związany z odejściem bliskich ludzi.
Jesteśmy też słabo przygotowani do opieki nad umierającymi. Realizację tych zadań najchętniej powierzylibyśmy profesjonalistom. Istotną rolę odgrywają problemy komunikacyjne: nierozumienie potrzeb chorego, ignorowanie jego preferencji i nawyków albo wręcz przeciwnie – bezkrytyczna uległość wobec wszystkich życzeń.
– Rodziny boją się opieki. Ten lęk wynika z całego życia. Przykład: tata był wojskowym, był w domu wojskowy dryl, niedopuszczalne było na przykład chodzenie bez szlafroka, naturalność. Tak akurat poukładało się w ich modelu życia. Teraz przewijanie taty jest trudne. Dyskomfort czuje tata i bliscy. To nie jest tylko przejście granicy fizyczności, ale głębsza sprawa. Ten lęk wynika z całego życia. Chory broni się przed bliskimi, a oni mają niemoc, opór – opisuje Wioletta Broniarz, opiekun medyczny z Puckiego Hospicjum.
Mimo to kobiety częściej potrafią przełamać ten opór, jednak często kosztem swojego życia, pracy czy rodziny.
Kobieta-siłaczka
Anna Jochim-Labuda przyznaje, że w Polsce wciąż panuje mit kobiet-siłaczek, które podejmują się opieki nad ciężko chorymi i umierającymi bliskimi, nie zważając na trudy i przeszkody. – Nikt nie pyta, jak te wojowniczki radzą sobie ze swoimi potrzebami, emocjami czy deficytami zdrowotnymi. Bardzo ważne jest, żebyśmy pamiętali, że kobiety, by zajmować się umierającymi bliskimi, często muszą rezygnować z pracy, już o pasjach czy odpoczynku nie wspominając. One naprawdę potrzebują wsparcia – apeluje dyrektorka.
Dlatego medycy zespołu puckiego hospicjum domowego często proszą rodzinę chorego o wspólną debatę. – Siadamy do stołu i ustalamy, kto kieruje opieką w domu, jak wygląda grafik dyżurów poszczególnych członków rodziny, kto podejmuje się konkretnych obowiązków. Ważne jest współdzielenie obowiązków i odpowiedzialności. Nie można wszystkiego zrzucić na jedną osobę, która ma na przykład samodzielnie wysadzać czy myć kogoś, kto waży kilkadziesiąt kilogramów, a będąc bezwładnym, staje się ciężarem trudnym do dźwignięcia. Trzeba zaprosić innych członków rodziny, osoby bliskie czy np. sąsiadów do uczestnictwa w procesie pielęgnacji – radzi Anna Jochim-Labuda.
Jej zdaniem kobiecie opiekującej się przewlekle chorym czy umierającym trzeba koniecznie pomóc zaplanować czas na regularny odpoczynek. – Wyjście z domu na kilka godzin nie jest fanaberią, a sposobem radzenia sobie z trudem opieki. Dzięki temu kobieta może zregenerować siły i wrócić z nową radością do chorego. Powoli, ale wreszcie uczymy się, że należy troszczyć się nie tylko o nadwyrężony kręgosłup czy zmęczone nadgarstki, ale również o komfort psychiczny i emocje opiekunów w przewlekłym trudzie zajmowania się umierającą bliską osobą – ocenia dyrektorka Puckiego Hospicjum.
Autorka korzystała z "Raportu o dobrym umieraniu" Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!