GotowaniePrzepisyWielki Post i wielkie żarcie

Wielki Post i wielkie żarcie

Wielki Post i wielkie żarcie
Marek Ulatowski/mwmedia
18.03.2008 15:50, aktualizacja: 27.06.2010 14:30

„Na samym środku był baranek wyobrażający Agnus Dei z chorągiewką, calutki z pistacjami; ten specyjał dawano tylko damom, senatorom, dygnitarzom i duchownym. Stało 4 przeogromnych dzików, to jest tyle, ile części roku."

Wielkanoc: rezurekcja i już można się radować! Msze rezurekcyjne dawniej odbywały się o północy z Wielkiej Soboty na niedzielę wielkanocną, ale w drugiej połowie XVIII w. uroczystość liturgii Zmartwychwstania przeniesiono na niedzielny wczesny poranek. Końcowi mszy towarzyszyły dzwony, dzwonom armaty, armatom moździerze, moździerzom strzelby i pistolety, a generalnie – co kto miał pod ręką. Hałasu i huku było co niemiara, bo radość objawiała się bardzo głośno. A po wyjściu z kościoła na wiejskich drogach i miejskich ulicach odbywała się wielka gonitwa. Wyścigi, kto pierwszy dopadnie stołu ze święconką. Ba, żeby to tylko ze święconką…

Łukasz Gołębiowski (1773-1849r.), jeden z pierwszych polskich ludoznawców, badacz tzw. starożytności słowiańskich oraz zwyczajów i obyczajów ludu polskiego (tych współczesnych mu i dawniejszych) na podstawie zachowanych źródeł tak oto opisywał wielkanocny stół świąteczny za czasów Władysława IV na magnackim dworze wojewody Sapiehy w Dereczynie, gdzie zjechało mnóstwo panów z Korony i Litwy:

„Na samym środku był baranek wyobrażający Agnus Dei z chorągiewką, calutki z pistacjami; ten specyjał dawano tylko damom, senatorom, dygnitarzom i duchownym. Stało 4 przeogromnych dzików, to jest tyle, ile części roku. Każdy dzik miał w sobie wieprzowinę, alias: szynki, kiełbasy, prosiątka. Kuchmistrz najcudowniejszą pokazał sztukę w upieczeniu tych odyńców. Stało tandem 12 jeleni także całkowicie pieczonych z złocistymi rogami, całe do admirowania: nadziane były rozmaitą zwierzyną, alias: zającami, cietrzewiami, dropiami, pardwami. te jelenie wyrażały 12 miesięcy. Naokoło były ciasta sążniste, tyle, ile tygodni w roku, to jest 52, całe cudne placki, mazury, żmudzkie pirogi, a wszystko wysadzane bakaliją. Za niemi było 365 babek, to jest tyle, ile dni w roku. Każde było adorowane inskrypcjami, floresami, aż niejeden tylko czytał, a nie jadł.

ZOBACZ TEŻ:

KUCHENNE SPOSOBY NA STRES, napełnione winem jeszcze od króla Stefana [to znaczy wino pochodziło z czasów króla Stefana Batorego – przyp. MAK]. Tandem 12 konewek srebrnych z winem po królu Zygmuncie; te konewki exemplum 12 miesięcy. Tandem 52 baryłek także srebrnych in gratiam 52 tygodni; było w nich wino cypryjskie, hiszpańskie i włoskie. dalej 365 gąsiorków z winem węgierskim, alias tyle gąsiorków, ile dni w roku. A dla czeladzi dworskiej 8760 kwart miodu, to jest tyle, ile godzin w roku”.

Naturalnie w mniej zasobnych domach stoły nie były aż tak obficie zastawione, ale wszystkie uginały się pod jadłem. Nawet w tych uboższych siedzibach, bo i tam za honor miano postawić jak największe – na miarę możliwości – stosy potraw i napojów.

Zrozumiałe, że ludzie wygłodniali po Wielkim Poście (a poszczono wtedy rzetelnie, prawdziwie) biegli czym prędzej z rezurekcji do zastawionych stołów, wręcz na wyścigi, by odbić sobie czterdzieści dni ciężkich umartwień brzucha i przełyku. Mimo to trudno uwierzyć, że ktokolwiek, nawet cały tłum gości, mógł zjeść choćby cząstkę dań, które na swoim dworze przygotował wojewoda Sapieha. Lecz opisy historyczne nie pozostawiają wątpliwości: gdy ktoś siadał do stołu, pochłaniał gargantuiczne ilości jedzenia. Pojawia się przypuszczenie, że ówcześni Polacy mieli zupełnie inne żołądki.

Sprawę wyjaśnił pewien lekarz i historyk w jednej osobie. Otóż współcześni Gołębiowskiemu ludzie ciągle przebywali na świeżym powietrzu: jedni (chłopi, rzemieślnicy, czeladź) ciężko pracowali, inni (szlachta, magnaci) dużo podróżowali. Po całym dniu ciężkiej harówki lub konnej wycieczki apetyty dopisywały wszystkim doprawdy doskonale. Zażywali przecież nie tylko przestrzeni, ale przede wszystkim dużo ruchu, co też miało znaczenie na pobudzenie łaknienia i możliwości pochłaniania monstrualnych – wedle naszych wyobrażeń – ilości jadła. Wiedli po prostu zdrowszy, o wiele bardziej aktywny tryb życia.

Toteż zdaje się, że w porównaniu z przodkami sprzed kilku wieków jesteśmy cherlakami, co to wszędzie pojadą samochodem albo w ostateczności autobusem, posiedzą osiem godzin przy biurku, a potem zjedzą hamburgera i już czują się niesamowicie najedzeni. Dlatego, ponieważ nie mamy ani porządnej dawki ruchu, ani kulinarnego treningu, nie przesadzajmy z obfitością potraw na wielkanocnym stole i nie naśladujmy naszych przodków, by nie nadwątlić słabego zdrowia.

ZOBACZ TEŻ: