Wieloetatowi nauczyciele. Powrót do szkół spędza im sen z powiek

Regularne przemieszczanie się ze szkoły do szkoły zwiększa prawdopodobieństwo, że to właśnie kadra pedagogiczna będzie przenosić koronawirusa. Nauczyciele boją się o zdrowie swoje i uczniów, ale jednocześnie przeczuwają, że dopadnie ich ostracyzm społeczny.

Korytarz szkolnyW każdej szkole mogą być inne zasady
Źródło zdjęć: © East News
Klaudia Stabach

Związek Nauczycielstwa Polskiego wyliczył, że prawie 100 tysięcy nauczycieli pracuje jednocześnie w kilku szkołach. Uzupełnianie etatów nie jest nowym zjawiskiem w naszym kraju, zwłaszcza od czasu wprowadzenia reformy edukacji, jednak w dobie pandemii budzi pewnie wątpliwości i niepokoje.

Nauczyciel, który prawie każdego dnia pojawia się w kilku różnych placówkach, zdecydowanie zwiększa ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa. Jeśli w jednej szkole pojawi się ognisko, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że zanim zostanie wykryte, wirus pojawi się już w innej placówce.

"Będę musiała zawiesić pracę"

Katarzyna od trzech lat pracuje jednocześnie w czterech różnych szkołach wiejskich na Podkarpaciu – dwóch prywatnych i dwóch publicznych: liceum i podstawówce. Kobieta przyznaje, że jeszcze przed wybuchem pandemii organizacja planu każdego dnia była dla niej nie lada wyzwaniem. – Wszystkie znajdują się na terenie jednej gminy, ale są oddalone od siebie o ok. 20 kilometrów. Porozumienie między dyrekcjami jest słabe, dlatego muszę sama pilnować wielu kwestii – mówi w rozmowie z WP Kobieta.

Kasia uczy języka polskiego oraz prowadzi zajęcia specjalistyczne. Zdarzają się dni, gdy musi jechać do danej placówki tylko dla jednego ucznia, z którym prowadzi indywidualne zajęcia. Powrót do edukacji stacjonarnej wzbudza obawy u nauczycielki z kilku powodów. – Jeśli w jednej placówce wykryją koronawirusa i wyślą wszystkich na kwarantannę, to wtedy będę zmuszona zawiesić również pracę stacjonarną w innych szkołach – zauważa.

– Obawiam się również opinii innych nauczycieli. Wiadomo, że każdy się boi, dlatego inaczej jest postrzegany nauczyciel, który pracuje cały czas w jednej szkole i ma kontakt z tymi samymi dziećmi, a inaczej ten, który regularnie się przemieszcza. W jednej wsi są przypadki COVID-19, a w innych nie ma i ludzie o tym wiedzą – tłumaczy.

Sama z problemem

Dyrektorzy szkół nie zainteresowali się sytuacją, w której znalazła się polonistka. A jak twierdzi, nie jest jedyną osobą zatrudnioną w kilku placówkach. Organ prowadzący również nie podjął żadnych rozmów. – Nie wysunięto propozycji zmiany, nawet tam, gdzie mam wyłącznie zajęcia indywidualne – wyjawia.

Kobieta mogłaby zrezygnować z pracy w niektórych szkołach, ale blokują ją względy finansowe. – Najlepiej byłoby się zwolnić z trzech szkół, tylko wtedy pracowałabym na sam dojazd do szkoły, w której mam najwięcej godzin – przyznaje ze smutkiem.

– Szczerze mówiąc, to nawet nie mam pomysłu, jak mogłabym się zabezpieczyć. Kupiłam płyn do dezynfekcji, maseczki i przyłbice oraz ograniczyłam pomoce logopedyczne do absolutnego minimum – dopowiada.

Katarzyna przyznaje, że znalazła się w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. – Z jednej strony obawiam się zarażenia i tego, że mogę sama przenieść wirusa ze szkoły do szkoły, a z drugiej nie wyobrażam sobie dalej prowadzić naukę zdalną. Rewalidacja czy zajęcia uspołeczniające z autystami nie mają najmniejszego sensu w takiej formie i nie prowadzą do zmian takich, jak zajęcia w bezpośrednim kontakcie – tłumaczy.

"Wina spadnie na mnie"

Anna, nauczycielka chemii, która pracuje w powiecie cieszyńskim, który jeszcze do niedawna był w żółtej strefie, również uzupełnia swój etat w drugiej szkole. Kobieta nie tyle boi się zarażenia koronawirusem, co ostracyzmu społecznego.

– Uczę w dwóch podstawówkach, gdzie wprowadzono skrajnie różne procedury. W jednej szkole dzieci i nauczyciele muszą mieć maseczki, wchodząc na teren szkoły i mogą je zdjąć dopiero gdy zajmą miejsce w klasie. Będzie obowiązkowa dezynfekcja rąk przed wejściem do szkoły, do stołówki czy do biblioteki. Wyznaczono osoby, które mają tego pilnować. Ponadto wprowadzono przydział stałych miejsc dzieci w klasach i na stołówce, a uczniowie mają jak najrzadziej przemieszczać się po budynku i zawsze w maseczkach – wylicza.

Z kolei w drugiej szkole, gdzie pracuje Anna, dyrekcja ma zupełnie inne podejście do pandemii. – Kierują się zasadą "jakoś to będzie". Nie ma przydziału miejsc. Uczniowie mogą spędzać przerwy wspólnie na korytarzach i bez konieczności zakładania maseczek. Płyny do dezynfekcji co prawda będą umieszczone przed wejściem, ale nikt nie będzie sprawdzał, czy są używane – opowiada chemiczka.

Nauczycielka podejrzewa, że rodzice uczniów ze szkoły, gdzie wprowadzono bardzo rygorystyczne zasady, będą uprzedzeni do niej i jeśli dojdzie do zarażenia, to mogą ją obarczyć winą. – Wiem, że to nie byłoby stricte przeze mnie, ale przecież wszyscy wiemy, jak po takich sytuacjach zmienia się nastawienie ludzi – tłumaczy i zaznacza, że dla własnego spokoju będzie zakładać maseczkę również w szkole, gdzie nie ma takiego obowiązku.

Anna liczy cały czas na to, że w drugiej szkole również zaostrzą zasady, ponieważ jeśli pojawi się w niej ognisko koronawirusa, to automatycznie zabraknie nauczycieli w pierwszej. – Jak na złość tam jest wielu nauczycieli dojeżdżających. To byłoby bardzo krzywdzące, gdyby nagle okazało się, że zabraknie chemika, biologa, fizyka i germanisty – podkreśla.

Doktor Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, przyznaje, że nauczyciele pracujący w kilku placówkach jednocześnie stwarzają większe ryzyko przenoszenia koronawirusa ze szkoły do szkoły. – To jest dosyć oczywiste, ale z drugiej strony trudno byłoby rozwiązać teraz ten problem, ponieważ w Polsce brakuje nauczycieli tak samo jak brakuje lekarzy czy pielęgniarek – zauważa ekspert w rozmowie z WP Kobieta.

– Obecnie jedyne co ci nauczyciele mogą zrobić, to sumiennie przestrzegać wszystkich zasad wprowadzonych w danej szkole – radzi. – Trzeba ten pierwszy moment przetrwać i oby to nie była dla nich szkoła przetrwania – puentuje.

Dzieci wracają do szkół. Aleksandra Dulkiewicz mówi, czy jej córka także

Wybrane dla Ciebie

Wieniawa na tym samym wybiegu co Kendall Jenner. Olśniła kreacją
Wieniawa na tym samym wybiegu co Kendall Jenner. Olśniła kreacją
Grała w "Słonecznym patrolu". Dziś ma 56 lat i mnóstwo tatuaży
Grała w "Słonecznym patrolu". Dziś ma 56 lat i mnóstwo tatuaży
Jest ze znanym raperem. Zrobili im wspólne zdjęcie na premierze
Jest ze znanym raperem. Zrobili im wspólne zdjęcie na premierze
Aż huczy o ich zaręczynach. Tak odpowiedzieli dziennikarce
Aż huczy o ich zaręczynach. Tak odpowiedzieli dziennikarce
Nagie plecy i intrygujący przód. Wszyscy patrzyli tylko na nią
Nagie plecy i intrygujący przód. Wszyscy patrzyli tylko na nią
Odniosła się do słów Watson. Nie zostawiła na aktorce suchej nitki
Odniosła się do słów Watson. Nie zostawiła na aktorce suchej nitki
Był z żoną przez ponad 40 lat. O jej odejściu wiadomo niewiele
Był z żoną przez ponad 40 lat. O jej odejściu wiadomo niewiele
Nosi szpilki "slingback". Fashionistki nie uznają teraz innych
Nosi szpilki "slingback". Fashionistki nie uznają teraz innych
Gdy poznał żonę, miała dziecko. Tak mówi dziś o relacji z córką
Gdy poznał żonę, miała dziecko. Tak mówi dziś o relacji z córką
Wsyp 5 łyżek do odpływu i zalej wrzątkiem. "Wyżre" gnijące resztki
Wsyp 5 łyżek do odpływu i zalej wrzątkiem. "Wyżre" gnijące resztki
Ujawniła, jak schudła. "Byłam przykryta tym wszystkim"
Ujawniła, jak schudła. "Byłam przykryta tym wszystkim"
Zamiast wyrzucać, zakop w ogrodzie. Efekt na wagę złota
Zamiast wyrzucać, zakop w ogrodzie. Efekt na wagę złota