Wożą codziennie na treningi, inwestują ostatni grosz. Rodzice, którzy poświęcają się dla pasji dzieci
Przez prawie dekadę rodzice Kingi nie mieli żadnego wolnego weekendu. W soboty odbywały się turnieje taneczne, w których brała udział ich córka. Z kolei mama Weroniki pięć razy w tygodniu, punktualnie o 20.15, czekała na córkę przed pływalnią z ciepłą kolacją w pudełku. I tak przez 12 lat.
03.02.2020 | aktual.: 03.02.2020 20:02
Robert Lewandowski został najlepszym piłkarzem roku wg tygodnika "Piłka Nożna". Odbierając statuetkę, we wzruszających słowach podziękował swoim rodzicom. "Mimo pracy i codziennych obowiązków poświęcali swój czas i zawozili mnie na treningi. (...) Chcieli, żebym mógł robić to, co kocham, oni to robili z pasji" – przyznał.
Kinga i Weronika również są ogromnie wdzięczne swoim rodzicom. Przez całe dzieciństwo intensywnie trenowały – jedna taniec towarzyski, druga pływanie. Ich rodzice zawsze na pierwszym miejscu stawiali pasję dzieci.
Pasja okupiona wyrzeczeniami
Kinga Majewska przez dziewięć lat trenowała taniec towarzyski. Pierwsze kroki na parkiecie stawiała jako ośmiolatka. Aż do zakończenia gimnazjum pojawiała się na nim 5-6 razy w tygodniu. – Codziennie po szkole miałam trening w rodzinnym mieście, a raz w tygodniu jeździłam 20 km do innej miejscowości – wspomina.
Przez wiele lat rodzice wozili Kingę na każdy trening i cierpliwie czekali przed salą. Ponadto w prawie każdy weekend odbywały się turnieje taneczne, podczas których również jej towarzyszyli. – Mam wrażenie, że zjeździliśmy razem pół Polski – mówi dziś 24-latka.
Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że jej pasja narzuca rytm życia całej rodzinie. – Rodzice kończyli pracę i jechali ze mną na trening. Wiem, że często byli zmęczeni, ale i tak nie odpuszczali. Nieraz robiła się z tego powodu napięta atmosfera, ale mój trening był świętością – opowiada.
Zarówno mama, jak i tata Kingi poświęcali treningom córki cały swój wolny czas, przez co regularnie odmawiali spotkań swoim znajomym: "Nie możemy, jedziemy z Kiniusią na turniej", "Może innym razem. Córka ma trening".
Z czasem dziewczyna zaczęła sama dojeżdżać autobusem na treningi, żeby chociaż trochę odciążyć rodziców. – Nie musieli już czekać na mnie, ale i tak któreś z nich musiało mnie odebrać. Im wchodziłam na wyższy poziom, tym musiałam dłużej ćwiczyć. Często kończyłam późno w nocy, a miałam wtedy dopiero kilkanaście lat – tłumaczy.
Zobacz także
Rodzice inwestowali w pasję córki nie tylko cały swój czas, ale również pieniądze. – Chyba każda zawodowa tancerka przyzna, że taniec to drogi sport. Oprócz opłacania treningów trzeba jeszcze zainwestować w sukienki i profesjonalne buty – wylicza dziewczyna.
Kinga zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo jej pasja obciąża domowy budżet, dlatego stroje na treningi kupowała w secondhandach. – Do szkoły też nie chodziłam w jakichś super modnych ciuchach. Wszystkie pieniądze szły na taniec. Rodzice nigdy wprost nie powiedzieli mi, że brali kredyty, ale podejrzewam, że nieraz zapożyczali się u bliskich – mówi 24-latka i jednocześnie podkreśla, że nigdy nie czuła chorej presji. – Wspierali mnie i dopingowali, ale nie przymuszali – podkreśla.
Po prawie dekadzie intensywnego ćwiczenia i wielu wyrzeczeń całej rodziny Kinga postanowiła porzucić taniec towarzyski. Z dnia na dzień. – Kupiłam kwiaty dla trenera i odeszłam. Miałam już dosyć. Byłam przemęczona, straciłam wielu znajomych przez to, że nigdy nie miałam dla nich czasu, i zrozumiałam, że tak naprawdę to nie chcę zawodowo zajmować się tańcem. To była genialna pasja, hobby – przyznaje.
Kinga podjęła decyzję bez konsultacji z rodzicami. Przyjęli ją bardzo dobrze i nie mieli pretensji. – Myślę, że im też ulżyło – twierdzi była tancerka. – Teraz, z perspektywy czasu, jeszcze bardziej doceniam to, jak wiele dla mnie poświęcili. W sumie to oddali mi prawie 10 lat swojego życia – puentuje 24-latka.
Mama niczym menadżerka
Weronika Zadumińska również całe dzieciństwo spędziła na treningach. – Byłam w wodzie od ósmego miesiąca życia. Mama zapisała mnie do jednej z pierwszych szkółek w Warszawie. Trenowałam w sumie przez dwanaście lat – opowiada.
Prawie każdy dzień Weroniki był wypełniony od świtu do wieczora. Pierwszy trening od 6 do 8 rano. Później szkoła, następnie siłownia od 17 do 18 i drugi trening w wodzie, do 20. – Mama zawsze odbierała mnie z treningów. Punktualnie o 20.15 czekała przed wejściem na basen z ciepłą kolacją w pudełku – wspomina warszawianka.
Dziewczyna nie ukrywa, że jest pod wrażeniem podejścia swojej mamy. – Wspierała, motywowała, inwestowała, a jednocześnie nie podcinała skrzydeł nadmierną gorliwością i tak często dziś spotykanymi ambicjami rodziców. Zawsze dawała mi wybór, nie nakłaniając do swoich racji – wspomina dziś 20-latka. – Każdy zdobyty medal dedykowałam właśnie jej – dodaje.
Weronika przyznaje, że jej mama stała się poniekąd jej menadżerką. – Znała każdy mój czas na dane dystanse. Gdy coś poszło nie tak, to w trójkę analizowaliśmy przyczyny (ja, trener i mama). Ponadto tylko ona potrafiła wesprzeć mnie na duchu, bo najlepiej zdawała sobie sprawę z tego, jak radzę sobie ze stresem przed startami – wspomina dalej.
Weronika zdecydowanie zaprzecza, jakoby jej mama rezygnowała z własnego życia dla pasji dziecka. – Cała moja rodzina żyje sportem, a mama sama regularnie biega i bierze udział w maratonach – tłumaczy dziewczyna. – Co prawda rozwiodła się z tatą, ale to z zupełnie innego powodu – dodaje.
Trzy lata temu Weronika zrezygnowała z wyczynowego pływania. – Złapał mnie tzw. wodowstręt. Nie miałam już siły. Potrafiłam rozpłakać się w trakcie treningu – opowiada. – Mama zaakceptowała moją decyzję, jednocześnie licząc, że nie zaprzepaszczę tylu lat nauki – opowiada.
Dzisiaj Weronika jest instruktorką pływania i ratowniczką. – Poświęcenie mojej mamy nie poszło na marne – uśmiecha się i od razu zaznacza, że pomimo rezygnacji z treningów pływackich sport nadal scala jej relacje z matką. – Teraz wspólnie biegamy. Mama zaproponowała mi, żebym do niej dołączyła no i wciągnęłam się w nowe hobby – cieszy się.
Nic na siłę
Zaangażowanie rodziców w rozwijanie pasji dziecka w takim stopniu, jak w przypadku Weroniki czy Kingi, niewątpliwie zasługuje na uznanie. Jednak zdaniem Justyny Filipiuk, psychologa dziecięcego i rodzinnego, trzeba starać się zachować zdrowe proporcje. – Jeśli rodzice często rezygnują ze swoich rozrywek czy życia prywatnego, właśnie ze względu na pasję dziecka, to powinna zapalić się czerwona lampka – tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta.
– Rodzice powinni przede wszystkim regularnie rozmawiać z dzieckiem i racjonalnie oceniać, jaką wartość dodaną wnoszą do jego życia te treningi. Jeśli rzeczywiście dany sport nadaje sens całemu życiu, to nie warto rezygnować. Jednak gdy w pewnym momencie pojawią się wątpliwości, to może lepiej będzie zastanowić się nad innym hobby – sugeruje Justyna Filipiuk.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl