Blisko ludziWyczyścić swoje życie

Wyczyścić swoje życie

Brud jest obrzydliwy i powoduje choroby. Jest wszędzie - dlatego nie można jeść, spać i żyć normalnie dopóki się go nie zlikwiduje. Kobiety, których życie podporządkowane jest walce z brudem, całe dnie spędzają na szorowaniu i sprzątaniu. Obsesja na punkcie czystości potrafi zniszczyć związek i rodzinę.

Wyczyścić swoje życie
Źródło zdjęć: © Shutterstock
Ewa Kaleta

Brud jest obrzydliwy i powoduje choroby. Jest wszędzie. Dlatego nie można jeść, spać i żyć normalnie dopóki się go nie zlikwiduje. Kobiety, których życie podporządkowane jest walce z brudem, całe dnie spędzają na szorowaniu i sprzątaniu. Obsesja na punkcie czystości potrafi zniszczyć związek i rodzinę.

Maria nerwowo chowa w rękawach poranione od ostrego detergentu dłonie. Nie zawsze pamięta o tym, żeby założyć gumowe rękawiczki do sprzątania. - Na początku myślałam, że po prostu lubię, kiedy jest czysto. Może tylko trochę bardziej niż inni - mówi 33-letnia sekretarz redakcji jednego z popularnych kobiecych pism.

Brud i stres

- Kiedy wchodzę do jakiegokolwiek pokoju widzę od razu kurz, niedomytą w kątach podłogę, poszarzałe firanki. Na szklankach, łyżkach, lustrach zacieki - opowiada Maria.
W jej domu wszystko lśni, w wypastowanej podłodze można się przejrzeć jak w lustrze. Wazony i książki ułożone są w symetrycznych odległościach. W domu panuje trudne do określenia napięcie. Wszystko musi stać na swoim miejscu, inaczej Marysia bardzo się denerwuje.

W jej rodzinnym domu tylko jedna osoba mogła stwierdzić czy jej dziecięcy pokój, tak jak i reszta domu, jest wystarczająco czysty - mama, która na co dzień zajmowała się gotowaniem, sprzątaniem i wychowywaniem dzieci. Maria w odróżnieniu od jej młodszego o dwa lata brata, każdy weekend spędzała na sprzątaniu domu razem z mamą. Brat jako chłopiec nie musiał sprzątać. Wystarczyło, że w trakcie porządków nie przeszkadzał.
- Zawsze mnie to bolało i irytowało. Dlaczego on nie musiał spędzać całej soboty i niedzieli w poszukiwaniu niewidzialnego kurzu. Ja przez całe dzieciństwo sprzątałam, krok w krok za mamą.

Maria pamięta, że po odkurzeniu, umyciu i wypolerowaniu domu mama robiła się spokojna. Przez kilka godzin była miła i czuła wobec domowników. Sprzątanie opłacało się Marysi, bo dzięki temu chociaż na chwilę udawało się jej poczuć, że jest dla mamy wystarczająco dobra.
Już jako 7 letnia dziewczynka potrafiła umyć okna, wypastować podłogę, wyprać dywan. A wszystko to, aby wkupić się w łaski surowej mamy.
- Z pewnością była niespełniona. Rzuciła studia chemiczne kiedy urodziła dzieci. Jej mąż - wojskowy ze znajomościami rokującymi na awans - nie potrzebował wykształconej żony. Potrzebował pani domu i będzie stać u jego boku na spotkaniach towarzyskich - opowiada.

- Kiedy na pierwszym roku studiów wyprowadziłam się z domu, przestałam sprzątać. Uwolniłam się od reżimu. Tata był wojskowym poza domem, a mama wojskowym w domu. Zerwałam się ze smyczy. Przez kilka lat żyłam w bałaganie. Raz zaprosiłam mamę do nas, ale brzydziła się nawet wypić herbatę. Więcej już jej nie zapraszałam. Zresztą wiedziałam, że nigdy już nie przyjdzie. Zawiodłam ją tym, jak zaczęłam żyć. Poszłam nie na te studia co trzeba - na polonistykę. A miałam być jak ojciec - wojskowym.

Pierwsze podobieństwa do mamy Maria zobaczyła u siebie, kiedy zamieszkała ze swoim chłopakiem. Wszystko miało być idealne: od pościeli, po wystrój łazienki przez wygładzone perfekcyjnie prześcieradło. - Jeszcze wtedy nie czułam, że coś złego się dzieje. Wiedziałam, że się zmieniłam, bo już nie mogłam zasnąć wiedząc, że w zlewie stoi chociaż jeden brudny kubek. Ale myślałam, że po prostu dorosłam i dbam o swój dom.

- Mama potrafiła sprzątać łazienkę na kolanach do 4 nad ranem. Bywało, że smugi na ławie w salonie doprowadzały ją do histerii. Krzyczała, płakała i myła blat, aż był wystarczająco czysty - wspomina Maria. - Potrafiła posunąć się do rękoczynów. Jeśli brat zostawił odciski palców na telewizorze, mama zamykała go zimą na balkonie na 10 minut.

Kiedy Maria zaczęła pracę w telewizji wracała do domu późno. Jej chłopak, Kuba, wracał wcześniej. Maria wchodziła do mieszkania i już od progu widziała bałagan. Zdejmowała buty i od wejścia zaczynała sprzątanie. Kolejnym etapem były awantury. O to, że Kuba nie wyniósł śmieci, że odgrzewając obiad ubrudził kuchenkę i nie wytarł „na mokro”. Maria przez stres zaczęła brać leki na uspokojenie. Czuła, że wszędzie jest narażona na stres. W pracy - przez nadmiar obowiązków i w domu - przez bałagan. Po każdej kłótni Maria czyściła szczoteczką do zębów kafelki w łazience albo w kuchni.

- Zaniepokoiłam się któregoś ranka kiedy zobaczyłam, że moje ręce wyglądają tak samo, jak dłonie mojej mamy, wysuszone od detergentów, zniszczone paznokcie. Zrozumiałam, że mam problem. Czułam się zmęczona, pokonana. Tak jak ona widziałam wszędzie kurz i tak jak ona, jeśli gdzieś dostrzegłam brud nie mogłam nic zjeść, bo miałam odruch wymiotny.

Maria poszła do psychiatry. Stwierdził nerwicę natręctw. Zaczęła brać leki. Jej stan polepszył się. Część objawów ustąpiła, nadal sprzątała. Potrafiła jednak przestać i odłożyć część na następny dzień. Jej związek znów był taki, jak kilka lat wcześniej, dobry, spokojny i szczęśliwy. Wtedy też Maria zmieniła pracę, nie chciała pracować w miejscu gdzie presja i stres są podstawą działania. Została sekretarzem redakcji.

- Któregoś dnia pomyślałam, że po prostu nie potrzebuję już leczenia. Czułam się dobrze. Pomyślałam, że demony odziedziczone po mamie odeszły. Kiedy ją odwiedzałam widziałam jej szaleństwo i czułam się wolna, bo daleko mi było do jej histerycznego nerwowego terroru czystości. Odstawiłam leki bez konsultacji z psychiatrą. Przez pierwsze tygodnie, może nawet 2 miesiące było dobrze. Mój stan był stabilny. Pogorszenie przyszło po świętach Bożego Narodzenia, które spędziliśmy z Kubą najpierw u jego, a potem u moich rodziców.

Rodzice Kuby byli spokojnym, dobrym i zgodnym małżeństwem. Rodzice Marii wręcz przeciwnie. Po wigilii Maria szukała ulgi i w lekach na uspokojenie, było jej wstyd za swoich rodziców. Chciała uciec od myśli, zaczęła sprzątać.
- Ocknęłam się kiedy o 3 nad ranem kiedy Kuba spał, a ja czyściłam framugi małą szczoteczką i nie mogłam przestać. Widziałam dookoła siebie chaos, brud, nad którym nie mogłam zapanować. Znowu stałam się niewolnikiem, nie tylko sprzątania ale też mojego domu, w którym ciągle musiałam być obecna, w razie gdyby coś trzeba było zrobić. Musiałam nadzorować wszystkie pokoje, a potem i siebie samą, swoje myśli i swoje ciało. Czasem w histerii zdarza mi się szorować do krwi paznokcie, bo czuję że brud się tam przedostał.

Maria wróciła do leczenia farmakologicznego. Uczestniczy również w terapii grupowej.

Jeden obok drugiego

- Zdarzało mi się nakrzyczeć tak bardzo na panie od sprzątania, że zaczynały płakać. Kiedy jedna z nich powiedziała, że pójdzie do gazety opowiedzieć, że żona wysoko postawionego polityka znęca się nad pracownicami, to zaczęłam się nad sobą zastanawiać - opowiada Ola, 40-letnia wykładowczyni na jednej z warszawskich uczelni. - Odkąd pamiętam lubiłam układać przedmioty jeden obok drugiego. Miałam świadomość, że zdarza mi się rozładowywać napięcie kompulsywnymi zachowaniami. Ale nigdy nie potrafiłam się przyznać sama przed sobą, że mam poważny problem z kontrolą i że krzywdzę tym rodzinę.

Ola potrafiła wkroczyć do pokoju swojego syna o 6 rano i zacząć pakować do worka na śmieci zabawki i ubrania. Karol z płaczem wyrywał mamie samochodziki i maskotki. W szale Oli zdarzyło się uderzyć syna.
Odkurzaczem wciągała klocki, wszystko co było na podłodze lądowało w koszu. Tak zaczęta sobota była koszmarem dla całej rodziny. Cierpiał Karol, Jan - mąż Oli i teściowa - która musiała przenieść się do domu syna z powodu choroby.
Ola pod nosem wyzywała teściową od starych niedołężnych bab. Niedołęstwo teściowej doprowadzało ją do szału. Bałagan, który robiła dookoła siebie wzbudzał w Oli złość. Tak, jak zabawki Karola, potrafiła wyrzucić rzeczy teściowej, jeśli nie były ułożone w kostkę i pod kątem prostym w stosunku do innych przedmiotów. Zdarzyło się, że wyrzuciła leki przygotowane na blacie, tylko dlatego, że nie były równo ułożone.

- Nie zastanawiałam się czy kogoś krzywdzę. Stopień mojej irytacji był tak duży, że nie potrafiłam się powstrzymać. Musiałam znaleźć ujście. Nienawidziłam wszystkich dookoła. Kiedy tylko wracałam do domu byłam wściekła bo widziałam wszystkie poprzesuwane przedmioty. Wszędzie brud.

Jan miał dość terroru. Wiele wspólnych wyjść służbowych lub prywatnych spełzało na niczym, bo Ola zobaczyła plamę na podłodze albo zakurzony abażur i zamiast wyjść z domu zostawała, żeby posprzątać.

Karol panicznie bał się mamy. Zaczął chować swoje ulubione zabawki pod kołdrą. Jan zaczął unikać domu. Kiedy tylko mógł zostawał w swoim biurze poselskim. Zdarzało się, że nie wracał na noc.

Prace zaliczeniowe swoich studentów Ola traktowała podobnie jak dom. Jeśli tekst był nierówny, zdanie niegramatyczne, potrafiła przekreślać całą pracę. Była znana z tego, że chodząc między studentami, odsuwała długopisy i zeszyty do krawędzi stołu.

Obsesja Oli osiągnęła apogeum, kiedy podczas urlopu w górach złamała nogę. Sprzątaniem domu zajęły się wynajmowane na godziny kobiety.
- Wtedy zaczęło się piekło. Krzyczałam, płakałam, myślałam, że oszaleję. Wszędzie rozrastał się syf, którego nie mogłam znieść - opowiada.
Prawie każda pani sprzątająca wychodziła z mieszkania Oli i Jana ze łzami w oczach. Żadna nie zdecydowała się na to, aby ponownie wrócić do pracy. Jednocześnie po wstępnym zbadaniu Karola psycholog szkolna stwierdziła, że "jest on ofiarą przemocy i żyje w wielkim stresie".
- Wszyscy przyszli mi do głowy, tylko nie ja sama. Zastanawiałam się dlaczego on się stresuje? Wszystko ma. Ja i jego ojciec nawet nie śniliśmy o takim życiu. Kiedy Jan wrócił tego dnia do domu, powiedział mi wprost "to przez ciebie". Protestowałam, krzyczałam, płakałam. Następnego dnia poszłam do terapeuty.

* Rozmowa z psychoterapeutą Mateuszem Czarneckim*
WP: : Kiedy nasze dziwne przyzwyczajenia powinny nas niepokoić?

Mateusz Czarnecki: Jeśli kompulsje, czyli natrętne, przymusowe czynności - takie jak mycie rąk, sprzątanie, ciągłe sprawdzanie czegoś - powodują znaczne cierpienie, istotnie zakłócają danej osobie życie i zabierają więcej niż godzinę dziennie, to wydaje się, że możemy mieć podejrzenie zaburzenia obsesyjno-kompulsyjnego. Zwłaszcza, jeśli sami zdajemy sobie sprawę, że dane zachowanie – np. sprzątanie, sprawdzanie czy drzwi są zamknięte – jest nadmiarowe i nie umiemy go we własnym zakresie ograniczyć, „znormalizować”.

Jakiego rodzaju pomocy powinny szukać osoby cierpiące wskutek natrętnych czynności?

Większość osób zgłosi się zapewne do psychiatry i rozpocznie farmakoterapię, ale w przypadku kompulsji nie jest ona zbyt skuteczna i wiąże się z bardzo wysokim poziomem nawrotów po odstawieniu leków – nawet do 90 procent.

Skuteczniejsza jest psychoterapia, poprawa w zależności od źródła wynosi od 50 do 80 proc. przy czym – co ważne – jest to poprawa trwała. Doradziłbym więc kontakt z psychoterapeutą – w trakcie sesji okaże się też zapewne jakie są przyczyny problemów, których doświadcza dana osoba. Mogą to być np. obsesyjne myśli, lęki, trudne doświadczenia z przeszłości, ale to już jest sprawą bardzo indywidualną.

Ewa Kaleta/(gabi)/WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (15)