Blisko ludziWyjechał do Indii na podróż życia. Wyszedł z hotelu i słuch po nim zaginął

Wyjechał do Indii na podróż życia. Wyszedł z hotelu i słuch po nim zaginął

- Od trzech lat ja właściwie niczego nie planuję. Na nic się nie nastawiam. Żyję z dnia na dzień, czekając na informacje dotyczące syna - opowiada ojciec Brunona, chłopaka, który w 2015 roku wyjechał do Indii i ślad po nim zaginął.

Wyjechał do Indii na podróż życia. Wyszedł z hotelu i słuch po nim zaginął
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Marianna Fijewska

15.03.2019 | aktual.: 15.03.2019 19:59

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

30 lipca 2015 roku 24-letni Bruno leci z Polski do Indii. Skończył właśnie studia, niedługo wyprowadzi się od ojca i rozpocznie pracę w międzynarodowej firmie. Samotna podróż ma być oficjalnym początkiem nowego, poważnego życia. Zachwycony urokami kraju Bruno codziennie raportuje rodzicom i dziewczynie, co zwiedził i kogo poznał. 8 sierpnia opuszcza hotel w New Delhi i rusza autobusem w stronę Doliny Parvati. W tym momencie kontakt się urywa. "Pewnie nie ma zasięgu" – myślą rodzice, ale po trzech dniach ciszy zaczynają podejrzewać, że stało się coś złego. Wszelkie wątpliwości znikają, gdy 22 sierpnia Bruno nie stawia się na samolot do Polski.

Poszukiwania chłopaka trwają od trzech i pół roku. Tysiące wydane na prywatne agencje detektywistyczne, podróże do Indii i batalie z systemem prawnym w końcu zaczęły przynosić efekty. Sprawa uzyskała status kryminalny, czyli priorytetowy, a dwie osoby, które zaraz przed zaginięciem kontaktowały się z chłopakiem, na kilka miesięcy trafiły do aresztu i wkrótce mają przejść badania wariografem. W kwietniu ojciec Brunona Piotr wylatuje na kolejną rozprawę. Będzie to jego 14-sta podróż do Indii.

Marianna Fijewska, Wirtualna Polska: Dlaczego sprawa Brunona uzyskała status sprawy kryminalnej dopiero po dwóch latach?
Indyjska policja wielokrotnie odmawiała przyznania, że to sprawa kryminalna, bo dla nich takie sprawy oznaczają więcej pracy. W końcu wynająłem bardzo skuteczną adwokatkę i złożyłem skargę do Sądu Najwyższego. Przyznano mi rację. Status kryminalny oznacza, że w poszukiwania Brunona zaangażowali się lepiej wyszkoleni policjanci, którzy muszą regularnie raportować do sądu o postępach w poszukiwaniach.

Jak ocenia pan działania indyjskiego wymiaru sprawiedliwości?
To jest inna mentalność. Wiele z tych osób wykonuje pozorną robotę, z której nic nie wynika. Wielokrotnie dostawałem zdjęcia rzeczy, które ich zdaniem mogły należeć do Brunona, ale to były jakieś przypadkowe przedmioty. Pewnego razu dostałem informacje na temat kości, które znaleziono. Sugerowano mi, że mogą należeć do syna. Później okazało się, że to kości zwierząt.

Pan prowadził też śledztwo na własną rękę – chodził śladami syna, rozwieszał zdjęcia i rozmawiał z miejscowymi. Czy te rozmowy były pomocne?
Rozmawiałem z setkami lokalsów, którzy są bardzo serdeczni i twierdzili, że chcą pomóc. Ale czy wiedzieli o czymś, czego nie mówili? Tego nie wiem. W pewnym momencie zaproponowałem nagrodę w wysokości 18 tys. dolarów za informacje o synu. Nikt się nie odezwał. Większość z nich pracuje w szarej strefie, nikt nie chce się wychylać i być świadkiem w tak ważnej sprawie, która w dodatku dotyczy chłopaka z Europy.

Wkrótce dwie osoby, które mogą posiadać ważne informacje na temat Brunona, zostaną przesłuchane. Kim one są?
To dwóch młodych mężczyzn, których władze indyjskie podejrzewają o naciąganie turystów i inne procedery. Bruno był tylko jednym z powodów, dla których na kilka miesięcy trafili do aresztu. Ich zeznania na temat syna poznam dopiero w kwietniu. Wiem jednak, że zostaną zbadani wariografem w związku z zaginięciem.

W jaki sposób Bruno ich poznał?
Jednego za pośrednictwem Facebooka. Tamten chłopak zajmował się oprowadzaniem turystów, miał spotkać się z synem w New Delhi i najprawdopodobniej rzeczywiście widzieli się tam kilka razy. Później syn wyjechał do Doliny Parvati. Z wiadomości, które Bruno wysłał do niego jeszcze z Polski wynika, że tamten namówił go na wyjazd. Bruno napisał, że trochę się obawia zwiedzania zupełnie nieznanego dla siebie miejsca, którego nie planował odwiedzać. Tamten uspokajał Brunona - "Mam tam znajomego, zajmie się tobą". Nie wiem, czy spotkali się na miejscu. Nie wiem, czy syn w ogóle tam dotarł.

Jest możliwość, że Bruno celowo zerwał z wami kontakt?
To mało prawdopodobne. Bruno wyjechał stąd w momencie, w którym właściwie miał wszystko – skończył studia magisterskie, wynajął mieszkanie w Krakowie, za które już wpłacił kaucję, miał zacząć pracę w międzynarodowej, bardzo dobrej firmie. Niejeden chłopak mógłby mu zazdrościć. Miał mnóstwo planów i apetyt na życie.

Kontaktował się pan z wróżbitami?
Tak, sami się do mnie zgłaszali i kilkukrotnie mówili, że Bruno jest z kimś, kto ma na niego bardzo duży wpływ. W ich wizjach pojawia się postać silnej kobiety. Nie ma jednak żadnych dowodów na to, że te wizje są prawdziwe. Gdyby mój syn się zakochał, nawet w toksycznej osobie i to byłoby powodem jego zaginięcia, byłoby cudownie.

Ma tutaj dziewczynę. Czy ona na niego czeka?
Kasia bardzo angażuje się w poszukiwania Brunona. Pierwszy miesiąc po zaginięciu pracowała razem ze mną całymi dniami. Wiem, że zawsze mogę na nią liczyć, ale jej działania osłabły, ponieważ sprawa nie ma już takiej dynamiki.

A mama Brunona?
Tak jak ja, robi co tylko może. Bardzo to przeżywa i bardzo się angażuje. I ja i ona oddalibyśmy wszystko, żeby odnaleźć syna.

W kwietniu pozna pan zeznania dwóch chłopaków, którzy jako ostatni widzieli pana syna. Jest pan na to gotowy?
Nie koncentruję się na tym, co powiedzą. Nie chcę o tym myśleć. Nie robię sobie nadziei, ani nie mam negatywnych myśli. 18 kwietnia to tylko kolejny termin, gdy muszę stawić się w indyjskim sądzie. Gdybym myślał inaczej, zwariowałbym.

Co jest dla pana w tym wszystkim najgorsze?
Niepewność. Od trzech lat ja właściwie niczego nie planuję. Na nic się nie nastawiam. Żyję z dnia na dzień, czekając na informacje dotyczące Brunona. Od tego uzależniam wszystkie swoje przyszłe plany. Wszystko. Całe życie od sierpnia 2015 roku to jest życie w zawieszeniu.

Czy ta sytuacja pana zmieniła?
Bardzo doceniłem empatię Polaków. Gdyby nie darczyńcy, sprawa nie ruszyłaby ani o milimetr. Jestem artystą i wykładowcą na ASP, czasem sprzedam jakąś fotografię, ale moje zarobki nie pozwalają na nieustanne wyjazdy za granicę. Gdyby nie dobra wola ludzi, załamałbym się.

Piotr prowadzi zbiórkę finansową na opłacenie kosztów wyjazdu, pełnomocników oraz prywatnej agencji detektywistycznej. Aby pomóc mu w odnalezieniu syna, kliknij TUTAJ.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (78)