Wyjechali na Wyspy po lepsze życie. Dzieci mogą nigdy nie odzyskać
„Zabrano mi dzieci naginając obowiązujące przepisy, zastraszając mnie, wymuszając zeznania i wykorzystując słabą znajomość prawniczych zwrotów w języku angielskim. Urzędnicy namawiali mnie, żebym oddała dzieci na wychowanie państwa. Nigdy tego nie podpiszę. Zrobiłam wszystko, czego urzędnicy ode mnie wymagali.Synów jednak nadal nie odzyskałam”. Z danych przedstawionych w 2013 przez Ambasadę RP w Londynie wynikało, że co roku polskim rodzinom mieszkającym na Wyspach na polecenie Social Service odbiera się około setki dzieci. Dziś mówi się już o tysiącu spraw w ciągu trzech lat zakończonych odebraniem polskich dzieci.
W 2009 r. Karolina, wraz z mężem i synem, wyjechali z Polski do Wielkiej Brytanii. Zamieszkali w Cardiff. Początkowo wszystko układało się dobrze. Znaleźli pracę. Byli szczęśliwą rodziną. Karolina urodziła dwóch chłopców. W 2015 roku w rodzinie zaczęło się psuć. Awantury domowe, przemoc, interwencje policji - Polakami zainteresował się Social Service. Mąż odszedł od Karoliny. Z trzema synami trafiła do hostelu. Tam urzędnicy odebrali jej dzieci.
– Od ponad roku mogę odwiedzać chłopców tylko raz w miesiącu, przez dwie godziny. Bardzo tęsknię za dziećmi. Mój cały świat się zawalił. Młodsi synowie już nawet nie mówią po polsku. Jednak tęsknią za mną i czekają na to, aby do mnie wrócić - mówi Karolina.
Wizyty odbywają się pod nadzorem angielskich urzędników, którzy obserwują kontakty matki z dziećmi i sporządzają raporty. Polka podporządkowała się wszystkim zaleceniom Social Service. Znalazła pracę, ukończyła kurs rodzicielski. Dzieci jednak nadal nie może odebrać. Zostały umieszczone w brytyjskich rodzinach zastępczych.
Kilka dni temu Karolina i kilku innych polskich rodziców, którym odebrano dzieci protestowali w Londynie. Ich sprawą zainteresowały się tamtejsze media. Jak podaje "The Telegraph", w ciągu ostatnich 3 lat polskim rodzinom odebrano około 1000 dzieci. To blisko 20 spraw tygodniowo.
Zdarza się, że polscy rodzice w UK nie znają zbyt dobrze angielskiego, a pracownicy socjalni, wbrew zaleceniom angielskiego sądu rodzinnego, zmuszają ich do podpisania dokumentu, według którego zrzekają się części praw rodzicielskich. Karolina tego nie zrobiła.
- Zabrano mi dzieci naginając obowiązujące przepisy, zastraszając mnie, wymuszając zeznania i wykorzystując słabą znajomość prawniczych zwrotów w języku angielskim. Urzędnicy namawiali mnie, żebym oddała dzieci na wychowanie państwa. Nigdy tego nie podpiszę. Zrobiłam wszystko, czego urzędnicy Social Service ode mnie wymagali. Dzieci jednak nadal nie odzyskałam. Jak długo jeszcze mam czekać? Co mam jeszcze zrobić, aby oddali mi dzieci. Błagam wszystkich o pomoc. Jestem twarda. Nie poddam się.
Zakazane słowa
„Najdroższa córeczko, to ja rozwiesiłam wokół twojej szkoły 150 plakatów z napisem, że „tęsknię i kocham”, czym naraziłam się służbom socjalnym. To ja walczę i wydaję wszystko, co uda mi się zarobić. Życie bez ciebie nie ma dla mnie sensu...”.
Od 16 miesięcy Wioletta walczy o swoją córkę. - Pomóżcie mi odzyskać córkę z rąk angielskiego Social Service. Jestem tylko zwykłym człowiekiem i nie wiem, jak wygrać tę bitwę. Moja córka została zabrana ze szkoły w maju 2015 przez pracownika socjalnego. Zostałam o tym poinformowana przez telefon. Powiedziano mi, że moja córka nie wróci do domu. Pracownik socjalny przez tydzień zmuszał mnie do podpisania dokumentów, że zrzekam się praw rodzicielskich. Odmówiłam. Wszczęto proces sądowy. Odizolowano mnie od mojego dziecka - opowiada na łamach portalu "Nowy Polski Show".
Polka twierdzi, że jej córka jest na lekach antydepresyjnych. - Obcięli jej piękne, długie włosy i przefarbowali. Tylko po to, abym nie rozpoznała jej na ulicy. Zdjęli jej aparat ortodontyczny. Pół roku przed terminem. Wszystko bez konsultacji ze mną. Kiedy szczepiono uczniów z jej rocznika, nie poinformowano mnie o planowanych zabiegach. Zignorowano fakt, że część szczepień dziecko przeszło już w Polsce - opowiada w rozmowie z portalem „Nowy lepszy show”. - Moja siostra miała spotkanie z moją córką. Musiała podpisać listę słów, których nie będzie używać w trakcie rozmowy: „kochamy cię”, „tęsknimy”, „chcę, abyś wróciła”. Zakazano jej mówić o mnie jako o matce i o procesie sądowym. Siostrę od dziecka odgradzał wielki stół konferencyjny. Nie było możliwości podejścia bliżej, przytulenia.
Wioletta opowiada, jak pewnego dnia pracownica Social Service przyniosła list, rzekomo od córki. - Nasza rodzina była opisana w drastyczny sposób, jako bardzo źli ludzie. Kolejne kartki listu – to był opis wspaniałej, kochającej rodziny zastępczej. Tymczasem w opinii pani grafolog – list był pisany przez dwie dorosłe osoby, a jedna z nich była leworęczna – to nie koniec wstrząsającej relacji Polki. - Kurator dziecka przyszedł do sądu i powiedział, że córka chce zostać w rodzinie zastępczej. Okazało się, że on nawet nie zna mojego dziecka. Spotkał się z córką dopiero po rozprawie. Córka dostała ataku paniki. Pocięła sobie wtedy nogi.
Zdarza się, że polscy rodzice w UK nie znają zbyt dobrze angielskiego, a pracownicy socjalni, wbrew zaleceniom angielskiego sądu rodzinnego, zmuszają ich do podpisania dokumentu, według którego zrzekają się części praw rodzicielskich.
- Mój pierwszy adwokat z urzędu, napisał w moim imieniu, bez konsultacji, że nie chcę odzyskać córki. Wręczono mi ten dokument 10 minut prze procesem, tylko w wersji angielskiej. Nie podpisałam. Na trzech pierwszych rozprawach sądowych nie miałam tłumacza. Piszę listy do córki, ale one do niej nie trafiają, bo w opinii Social Service moja córka nie jest gotowa na listy ode mnie i mają być pisane tylko po angielsku. Pod rygorem aresztu sąd zmusił mnie do oddania paszportu córki. Szkoła, lekarze mają zakaz udzielania mi informacji - rozpacza Wioletta.
*Raz zabrane dziecko trudno odzyskać *
Od kilku lat Wielka Brytania to najpopularniejszy kierunek migracyjny Polaków. Według brytyjskiego urzędu statystycznego na Wyspach mieszka już ponad 916 tys. naszych rodaków.
To, co dla Brytyjczyków jest normalne, dla Polaków niekoniecznie. Zgodnie z przepsiami w Wielkiej Brytanii nie można zostawiać dzieci poniżej 12. roku życia bez opieki w domu. Jeśli przepisy są naruszane, do akcji wkraczają odpowiednie służby. W Polsce ludzie są przyzwyczajani do takich interwencji dopiero w skrajnych przypadkach, tu jest inaczej.
– Każdego roku otrzymuję około 100 zgłoszeń o odbieraniu Polakom za granicą dzieci. Najwięcej – bo aż 30 – z Wielkiej Brytanii i 15 z Niemiec. Reszta to pojedyncze przypadki – mówił Marek Michalak Rzecznik Praw Dziecka w Radiu dla Ciebie. – Wyjeżdżając do jakiegoś kraju, musimy zdawać sobie sprawę z konsekwencji naszej decyzji, również tych prawnych. Niestety poza granicami Polski mamy bardzo ograniczone możliwości interwencyjne. Jako polski Rzecznik Praw Dziecka za granicą mogę tylko próbować działać poprzez placówki w tych państwach albo poprzez mojego odpowiednika, jeśli jest. W Wielkiej Brytanii RPD nie może zacząć działać z urzędu, dziecko musi zwrócić się do niego samo – tłumaczył.
Jak donoszą polskojęzyczne portale internetowe działające w Zjednoczonym Królestwie: działania brytyjskich Służb Socjalnych często nie mają żadnego racjonalnego uzasadnienia. Zabieranie dzieci z domów, gdzie grozi im niebezpieczeństwo, stało się dla brytyjskich służb priorytetem po kilku głośnych sprawach. Między innymi 4-letniego Daniela Pełki, którego w 2012 roku zagłodzili i zakatowali matka z ojczymem. Wtedy interwencji zabrakło.
Arkady Rzegocki, nowy ambasador RP w Londynie podczas spotkania z mediami polonijnymi stwierdził, że sprawy dotyczące odbierania dzieci polskim rodzinom powinny być rozpatrywane przez sądy w Polsce.
– Odbieranie dzieci polskim rodzinom nie jest nową sprawą – mówi poseł Barbara Chrobak z Kukiz'15, przewodnicząca specjalnego zespółu parlamentarnego, który będzie monitorować odbieranie dzieci polskim rodzicom przez instytucje państw obcych. Celem prac nowej grupy jest wypracowanie takich rozwiązań systemowych, które pomogą polskim rodzinom i dzieciom mieszkającym w krajach, w których zgłaszane są nadużycia w działaniu służb ds. ochrony dzieci.