Zaczęło się od katolickiej randki. Odszedł, gdy tylko postawiła warunek
"Albo się oświadczasz, albo to koniec" - na postawienie takiego ultimatum decyduje się obecnie wiele kobiet. Są zniecierpliwione odwlekaniem momentu oświadczyn przez ukochanych. Chcą wziąć sprawy w swoje ręce, a przynajmniej na tyle, na ile mogą. - Przyznałam, że czekam na pierścionek do walentynek. Jeśli się nie doczekam, odchodzę - mówi w rozmowie z WP Kobietą Arleta. Boleśnie odczuła konsekwencje swoich działań. Zresztą nie tylko ona.
05.01.2023 | aktual.: 15.01.2023 12:11
Ania postawiła partnerowi ultimatum po 10 latach związku. - Powiedziałam mu, że albo się ze mną ożeni, albo odchodzę - wspomina w rozmowie z WP Kobietą. Nie myślała tak naprawdę o zakończeniu relacji. Chciała od ukochanego zapewnienia, że jest w poważnym związku, który ma przyszłość. - Byliśmy praktycznie jak małżeństwo - żyliśmy i mieszkaliśmy razem. Oświadczyny to miał być kolejny etap naszego związku. Chciałam wiedzieć, że on jest tylko mój - dodaje.
Na podjęcie decyzji dała mu pół roku. W międzyczasie wyjechała na dwa miesiące do pracy za granicę. Zakochani utrzymywali ze sobą regularnie kontakt. W głowie Ani przewijały się nieustannie myśli o ślubie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Byłam pewna, że się oświadczy. Z drugiej strony zawsze kwestionował rolę ślubu w naszym życiu. Pytał mnie, po co właściwie chcę wychodzić za mąż. Twierdził, że jest dobrze tak, jak jest. Dla mnie to był niezwykle ważny krok. Od zawsze marzyłam o ślubie i nie wyobrażałam sobie życia bez tego formalnego potwierdzenia - komentuje.
Po przyjeździe do Polski Ania odkryła, że ukochany nadal nie podjął decyzji. - Nie zamierzałam dłużej czekać. Powiedziałam, że to koniec. Dałam mu tydzień na wyprowadzenie się z mieszkania. Spełnił tę prośbę i zniknął z mojego życia - relacjonuje.
Ania szybko pożałowała rozstania. Nie wyobrażała sobie życia z nikim innym. Prosiła, aby ukochany do niej wrócił. O odzyskanie sympatii starała się przez niemal rok. Pewnego razu skontaktowała się z nim przez radiową audycję, podczas której prowadzący pozwalał wybrać słuchaczowi kolację z byłym partnerem lub pieniądze.
- Stwierdził, że nie chce mieć ze mną kontaktu. Wziął kasę i przekazał ją na schronisko dla psów. Bardzo mnie to zabolało - mówi ze smutkiem w głosie.
Po miesiącach walki o ukochanego Ania zrozumiała, że popełniła ogromny błąd. - Bardzo przeżyłam nasze rozstanie. Rozpamiętywałam je przez kolejne pięć lat. Do dziś żałuję postawienia takiego ultimatum. Przez nie straciłam miłość swojego życia. Nie zamierzam już nikogo namawiać do ślubu. Wyciągnęłam wnioski z tej życiowej lekcji - zauważa.
"Mówił, że jestem tą jedyną"
Związek Arlety rozpoczął się na katolickich randkach. Szybko znalazła nić porozumienia z nowo poznanym mężczyzną. Wśród tematów, które poruszali podczas spotkań, była m.in. ich wspólna przyszłość. Arleta uświadomiła partnera, że nie uznaje długoletnich związków bez ślubu. Marzyła o założeniu rodziny. On w pełni zaakceptował jej podejście do życia uczuciowego.
- Powtarzał mi, że kocha mnie do szaleństwa. Słodził, prawił komplementy, zapewniał o prawdziwości uczuć. Mówił, że jestem tą jedyną - opisuje.
Po półtora roku Arleta postawiła ukochanemu ultimatum. - Tak naprawdę to jego siostra pierwsza zapytała mnie o oświadczyny. Byłyśmy przyjaciółkami. Przyznałam, że czekam na pierścionek do walentynek. Jeśli się nie doczekam, odchodzę. Nie chciałam być stanowcza, ale żyliśmy ze sobą tak długo, że coś w końcu musiało się zmienić - mówi. Przyjaciółka Arlety przekazała bratu nowiny. Do oświadczyn nie doszło.
- Spełniłam moją obietnicę i oznajmiłam mu, że chcę odejść - stwierdza Arleta. - Powiedział mi, że wie, co jest powodem, ale nie chce się jeszcze żenić. Wyszłam z jego mieszkania bez pożegnania - dodaje.
Mężczyzna próbował kontaktować się z Arletą. Liczył na niezobowiązującą relację lub przyjaźń. - Nie mieliśmy o czym rozmawiać. Bardzo go kochałam, ale nie mogłam być z kimś, kto ma tak odmienne podejście do budowania relacji. Zapytałam go nawet, czy byłby gotowy na ślub. Przytaknął, że być może za kilka lat. Gdy powiedziałam, że poczekam, polecił mi znaleźć innego faceta - wspomina.
Przymus wywołuje opór
- Decyzja o małżeństwie powinna być świadomym, dobrowolnym i co najważniejsze przemyślanym wyborem dwojga ludzi. Usilne namawianie świadczy o tym, że jedna ze stron nie jest jeszcze na ten krok gotowa. Ślub pod presją nie wróży niczego dobrego - stwierdza Katarzyna Malinowska life coach i trenerka pewności siebie.
Zdaniem Malinowskiej stawiając ultimatum, musimy liczyć się z odmową lub brakiem reakcji. - Przymus często wywołuje opór. Nikt z nas nie lubi być stawiamy pod ścianą, zwłaszcza w tak ważnych kwestiach, jak decyzja o ślubie - dodaje ekspertka. Wskazuje też na to, że małżeństwa zawarte pod presją są z reguły mniej trwałe, szybciej się rozpadają. - Tworząc związek zapoczątkowany przez ultimatum, z czasem zyskujemy świadomość, że jesteśmy w kimś, kto trwa w nim nie dlatego, że chciał, tylko dlatego, że został do tego zmuszony. Na dłuższą metę może być ona trudna do uniesienia - komentuje.
- Powody dla, których nie decydujemy się wejść w związek małżeński mogą być bardzo różne. Czasami po prostu nie jesteśmy na to jeszcze gotowi. Albo boimy się tak dużej zmiany. Są osoby, dla których zawarcie związku małżeńskiego nie stanowi wartości i nie będą do niego dążyły. Jeśli nasz partner lub partnerka mają za sobą rozwód, istnieje duże prawdopodobieństwo, że trudne doświadczenia wyniesione z poprzednich związków mogą być dodatkowym obciążeniem, utrudniającym podjęcie decyzji o kolejnym małżeństwie - podkreśla ekspertka.
Osobom, które myślą o postawieniu partnerowi ultimatum,Malinowska zaleca szczerą rozmowę. - Wzajemne zrozumienie oraz otwarcie się na perspektywę drugiej strony buduje zaufanie, intymność i bliskość. To niezwykle ważne aspekty, które wpływają na jakość naszych związków - podsumowuje.
Szczęśliwe zakończenie
Ultimatum nie zawsze równoznaczne jest z zakończeniem relacji. Agata (imię zmienione - red.) uważa, że decyzja o wejściu w związek małżeński nie powinna należeć wyłącznie do mężczyzny. Dlatego zawsze, gdy zaczynała nową relację, zaznaczała z góry, czego oczekuje od partnera. - Trudno żyje się z osobą, która ma inne priorytety. Ślub to jedna z tych potrzeb, którą warto wcześniej przedyskutować - mówi w rozmowie z WP Kobietą.
Dla Agaty formalizacja związku to konieczność. Wierzy, że poważny związek tworzy się na całe życie. Kiedy spotkała obecnego partnerka, natychmiast podkreśliła, jakie ma w tej sprawie stanowisko. - Wiedział, że ślub to dla mnie konieczność. Bez niego nie chciałabym kontynuować związku. Im dłużej ze sobą byliśmy, tym częściej myślałam o tym, kiedy w końcu się oświadczy - stwierdza.
Agata odliczała niecierpliwie dni do trzeciej rocznicy. Zaplanowała z partnerem weekendową wycieczkę do luksusowego hotelu. Miało być miło, romantycznie i przełomowo. - Na miejscu zorganizowaliśmy sobie sesję zdjęciową. Myślałam, że to będzie ten moment. Niestety nie doczekałam się oświadczyn - wspomina. Zakochani wybrali się później na spacer po parku. Agata wprost wyznała mężczyźnie, że liczyła na pierścionek.
- Odpowiedział, że nie jest jeszcze gotowy. Długo rozmawialiśmy o tym, jak wyobrażamy sobie naszą wspólną przyszłość. Oboje płakaliśmy. Poprosił mnie o więcej czasu. Rozumiałam, przez co przechodzi, więc zgodziłam się jeszcze zaczekać. Powiedziałam, że jeśli nie czuje, że jestem tą jedyną, z którą chce spędzić resztę życia, możemy się rozstać - mówi Agata.
Kochała partnera, ale wiedziała, że nie będzie usatysfakcjonowana, pozostając w nieformalnym związku. - Mógłby mnie zostawić za kilkanaście lat, a ja byłabym wtedy niezamężną 40-latką - zauważa Agata. Ultimatum podziałało na mężczyznę niczym kubeł zimnej wody. Rok później oświadczył się ukochanej. - Najwidoczniej potrzebował tego czasu. Jesteśmy już sześć lat po ślubie - przyznała.
Gdy warunek stawia mężczyzna
Ultimatum zadziałało także w przypadku Emilii. Choć to ona musiała podjąć decyzję o losach swojego związku. - W naszej sytuacji problemem jest praca. Mój partner mieszka w bazie wojskowej. Ja jako "dziewczyna" nie mogę tam wchodzić. Z drugiej strony on też nie może co dwa tygodnie przyjeżdżać do Polski - wyjaśnia.
Emilia spotykała się z partnerem trzy miesiące, gdy powiedział jej tym, że chce ślubu. - Tak naprawdę dopiero zaczęliśmy tworzyć parę. Przekonywał mnie, że wszystko stanie się wtedy łatwiejsze i częściej będziemy się widywać - komentuje kobieta. Emilia zawsze była przeciwna instytucji małżeństwa. W jej rodzinie żaden poważny związek nie przetrwał próby czasu. - Byłam świadkiem tego, jak małżeństwa w przykry sposób się rozpadały - wyjaśnia.
Po krótkim namyśle przyjęła oświadczyny i nie żałuje. - W styczniu planujemy się wspólnie wyprowadzić w okolicę jego pracy. Zamysł zaręczyn został spełniony. Chyba nie mam na co narzekać, ufam mu. Gdyby to był ktokolwiek inny, na pewno bym się nie zgodziła - skwitowała.
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.