Zaręczyny znów w modzie!
Mogłoby się wydawać, że przechodzą do lamusa wszelkie konwenanse typu: chłopak prosi dziewczynę o rękę w obecności rodziców, z obowiązkowym pierścionkiem, który wkłada jej na palec. Tymczasem zaręczyny stają się znów modne, choć rzadko pary decydują się na ścisłe trzymanie się tradycji. Dziś im więcej w nich fantazji, tym lepiej.
06.06.2011 | aktual.: 08.06.2011 09:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mogłoby się wydawać, że przechodzą do lamusa wszelkie konwenanse typu: chłopak prosi dziewczynę o rękę w obecności rodziców, z obowiązkowym pierścionkiem, który wkłada jej na palec. Tymczasem zaręczyny stają się znów modne, choć rzadko pary decydują się na ścisłe trzymanie się tradycji. Dziś im więcej w nich fantazji, tym lepiej.
Obiad z rodzicami, kwiaty dla mamy i przyszłej narzeczonej, alkohol dla taty i oczywiście pierścionek z brylantem. On klęka, żeby poprosić wybrankę o rękę, a rodzice ich błogosławią – taki przebieg wieczoru zaręczynowego wiele par skwitowałoby jednym słowem: nuda! Zmienia się także moda na śluby, coraz par marzy o przyjęciu w plenerze czy nawet podczas skoków spadochronowych. Ceremonia zaręczyn również często przybiera nowe oblicze.
Byle nie przy stole
Przede wszystkim zmieniła się moda związana z miejscem zaręczyn. Im dalej od stołu, czy to w domu, czy w restauracji, tym lepiej. Poza tym wszystko dozwolone: egzotyczne kraje, ekstremalne sporty, na morzu i w powietrzu. Z założenia ma to być niezapomniana chwila, którą młodzi będą wspominali latami.
- Z Markiem poznaliśmy się na rajdzie samochodowym – opowiada Iwona, szczęśliwa mężatka. - Oboje kochamy szybkie auta. Z niczym nie można porównać adrenaliny, kiedy wciskasz gaz do dechy. Marek kiedyś startował w rajdach, ale miał kontuzję kolana, co wyłączyło go ze startów, a potem już do tego nie wrócił. Trzy lata temu namówił mnie, żebyśmy pojechali na wakacje do Maroko. Wynajęliśmy samochód, żeby przejechać część trasy Paryż – Dakar. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się, a Marek mnie zapytał, czy zostanę jego żoną. Miał ze sobą butelkę szampana i pierścionek. Oczywiście, że powiedziałam „tak”. Tym bardziej, że już wcześniej rozmawialiśmy o tym, że chcemy się pobrać. To była niezapomniana podróż i wyjątkowe chwile. Dzisiaj mamy już dwuletnią córeczkę, za rok może wszyscy razem polecimy do Maroko, które kochamy tak jak rajdy – mówi Iwona.
Chwila tylko dla zakochanych
Dziś też coraz rzadziej w ceremonii uczestniczą rodzice przyszłych małżonków. Czasy, kiedy kawaler musiał mieć zgodę rodziców na poślubienie narzeczonej, dawno należą do przyszłości, a młodzi mogą o nich poczytać co najwyżej w „Panu Tadeuszu”, kiedy to Jacek Soplica, zakochany z wzajemnością w Ewie - córce Horeszki, dostaje czarną polewkę, co oznaczało kategoryczną odmowę ręki wybranki. We współczesnych czasach młodzi nie proszą już o rękę rodziców, sami decydują, za kogo wyjdą za mąż, czy z kim się ożenią. Najczęściej przed ślubem mieszkają razem, więc i wspólnie decydują, czy zalegalizują związek i kiedy chcą to zrobić.
- Z Jackiem, zanim się pobraliśmy, byliśmy razem prawie 7 lat, od studiów – opowiada Katarzyna. Sześć lat mieszkaliśmy wspólnie. Nasi rodzice dobrze się znają, bo choć mieszkamy w Warszawie, to oboje pochodzimy ze Śląska, ja z Tych, a Jacek z Gliwic. O ślubie zadecydowaliśmy w momencie, kiedy zapragnęliśmy dziecka. Byliśmy gotowi na wspólną rodzinę. Nie planowaliśmy wielkiego wesela, tylko obiad dla znajomych i rodziny. Nie spodziewałam się też zaręczyn. Powiedzieliśmy rodzicom, że chcemy się pobrać i tyle. Tym bardziej byłam zaskoczona, kiedy Jacek wynajął niewielką salkę kinową, gdzie pracuje nasz znajomy, zaprosił naszych przyjaciół i zapytał, czy zostanę jego żoną. Do końca byłam przekonana, że idziemy na film. Trochę się dziwiłam, że na „Pulp Fiction”, który uwielbiam, ale widziałam kilka razy. Było wino, bo szampana nie lubię i naprawdę fajna impreza. Jest co wspominać.
Skoro jednak tradycyjne zaręczyny przechodzą już do lamusa, rodzi się pytanie: po co w ogóle młodzi ludzie chcą je organizować? Odpowiedź daje Arnold van Gennep, francuski etnograf i socjolog, który w książce „Obrzędy przejścia” twierdzi, że zaręczyny to jeden z najważniejszych rytuałów przejścia w życiu człowieka. Potrzebujemy uczczenia symbolicznych momentów, kiedy zachodzą zmiany. Oświadczyny stają się podwalinami pod przyszły, zalegalizowany już związek. Dlatego okres narzeczeństwa trzeba dobrze przeżyć, a inicjacją jest moment założenia pierścionka na palec ukochanej.
Pierścionek zaręczynowy też ma swoją symbolikę. Nie na darmo powinien być cenny, ze złota, najlepiej z drogim kamieniem, co symbolizuje nieugiętość i siłę związku. Zmieniają się więc czasy i obyczaje, ale potrzeba rytuałów pozostaje niezmienna.
(mos/sr)