Zaskoczyła mnie popularność
Popularność "Magdy M." zaskoczyła mnie. Rozmowa z Pawłem Małaszyńskim.
10.02.2007 | aktual.: 20.03.2007 13:22
Popularność "Magdy M." zaskoczyła mnie. Rozmowa z Pawłem Małaszyńskim.
„Świadek koronny” to pana pierwsza rola w filmie kinowym. Jak przygotowywał się pan do roli dziennikarza, bohatera tego filmu?
Przyznam, że miałem niewiele czasu na przygotowania. Wziąłem udział w castingu, po tygodniu dowiedziałem się, że go wygrałem, a za dwa tygodnie rozpoczęły się już zdjęcia. To naprawdę błyskawiczne tempo. Miałem kilkanaście dni na to, żeby popracować nad postacią, zbudować bagaż emocjonalny. W pracy nad rolą pomógł mi Artur Kowalewski, producent.
Czym kieruje się pan w doborze ról? Nie wszystkie propozycje pan przyjmuje. Wiem, że zrezygnował pan z roli w sitcomie, nie chciał pan też zagrać Jana w komedii romantycznej Ryszarda Zatorskiego „Dlaczego nie!”.
Długo czekałem na dobrą kinową rolę. Do tej pory nie otrzymywałem ciekawych propozycji filmowych. Mam nadzieję, że teraz to się zmieni. Generalnie jednak nie dzielę ról na kinowe i serialowe, lecz na dobre i na złe. Wybieram te produkcje, które mają dobry scenariusz. Postać, którą mam zagrać, musi mi się spodobać, zaintrygować, zainspirować. Uważam, że nie ma nic złego w graniu w serialach, bo niejeden z nich jest lepszy od filmu. Przyznam, że w doborze ról po części kieruję się intuicją. Szukam też nowych doświadczeń zawodowych.
Niedawno został pan uhonorowany Telekamerą dla najlepszego polskiego aktora. Czy spodziewał się pan tego wyróżnienia?
Jeśli mam być szczery, to sądziłem, że znajdę się w pierwszej trójce najpopularniejszych aktorów. Główna nagroda była dla mnie dużym zaskoczeniem. Ale przyznam się, że była to bardzo miła niespodzianka. To jest bowiem nagroda widzów, którzy na mnie głosowali. A my, aktorzy, gramy przecież dla publiczności.
Jak to wyróżnienie odebrała pana rodzina, znajomi?
Wszyscy byli wzruszeni. Oglądali galę rozdania „Telekamer” w telewizji. Niedługo po tym, gdy odebrałem nagrodę, poczta w moim telefonie zablokowała się od gratulacji. Cała moja rodzina i znajomi z Białegostoku cieszyli się razem ze mną.
Czy pana syn, Jeremiasz, zdaje już sobie sprawę z tego, że jego tata jest bardzo znaną osobą?
Jeszcze nie, choć oczywiście czasami ogląda mnie w telewizji.
Jak pan sądzi, która z dotychczasowych ról przyniosła panu największą popularność? Telekamera dla najlepszej aktorki przypadła Joannie Brodzik, a dla najlepszego serialu obyczajowego – „Magdzie M.” Czy oznacza to, że Polacy pokochali Piotra Korzeckiego z tego właśnie serialu?
Trudno jest mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Niektórzy widzowie kojarzą mnie głównie z rolą Piotra Korzeckiego, dla innych jestem przede wszystkim Grandem z „Oficera” i „Oficerów”.
Czy przyjmując rolę w pierwszej serii „Magdy M.” spodziewał się pan, że zwiąże się pan z postacią Piotra Korzeckiego na tak długo? Po nagraniu trzeciej serii podano oficjalną informację, że nie powstanie więcej odcinków „Magdy M.”. A teraz trwają nagrania czwartej serii...
Zaczynając pracę na planie „Magdy M.” nie spodziewałem się, że ten serial zyska tak olbrzymią popularność, że aż tak spodoba się widzom. Myślę, że ten sukces „Magdy M.” zaskoczył nie tylko mnie. Cieszę się, że serial oraz postać Piotra Korzeckiego spodobała się widzom, bo to znaczy, że dobrze wykonałem swoją pracę. Nie jest tajemnicą, że nie chciałem grać w drugiej ani w trzeciej serii. Zagrałem m.in. dlatego, że nie chciałem zawieść widzów. Decyzja o tym, że ma powstać czwarta seria zaskoczyła nas wszystkich – mówię o aktorach. Mam świadomość, że trzeba zachować ostrożność, żeby serial ten nie przekształcił się w operę mydlaną i żeby widzowie nie odwrócili się od „Magdy M.”. Trzeba wyczuć moment, kiedy należy zakończyć ten serial. Bo przecież nie może on trwać w nieskończoność.
Jak pan sądzi, czy pańska popularność, która systematycznie rosła od dwóch lat, zaowocuje dobrymi propozycjami filmowymi?
Przede wszystkim cieszę się, że nie zostałem zaszufladkowany, że mogę wciąż się rozwijać zawodowo, że wielu reżyserów postanowiło mi zaufać i że dużo pracuję. Ale przyznam się, że nie przyzwyczaiłem się do popularności i nie zawróciła mi ona w głowie. Teraz wszystko w moim życiu – zawodowym i prywatnym – dobrze się układa. Cały czas mam jednak świadomość, że ta popularność może przeminąć, że widz może mną się znudzić. Taka jest kolej rzeczy.
Wiadomo, że Grand powróci w trzeciej serii „Oficera”, choć, z tego co wiem, miał zginąć w drugiej serii, ostatecznie jednak tylko zaginął. Czym Grand nas zaskoczy?
To jeszcze jest znak zapytania. Aktualnie trwają rozmowy, decyzje jeszcze nie zapadły. Myślę, że do marca wszystko się rozstrzygnie.
Przesuwana jest w czasie emisja „Twierdzy szyfrów”, serialu, który powstał na podstawie książki Bogusława Wołoszańskiego. Zagrał pan w nim Jorga, polskiego szpiega. Czy zamieszanie związane z autorem książki, który przyznał się do współpracy z wywiadem PRL, zaszkodziło filmowi?
Z tego, co wiem, emisja serialu ma ruszyć we wrześniu. Prace nad nim trochę się przeciągnęły, bo ostatnie zdjęcia mieliśmy kręcić w plenerze zimowym. A jak wiadomo, śnieg spadł dopiero w styczniu. Mam nadzieję, że ta sprawa, o której pani wspomniała, nie będzie miała wpływu na emisję „Twierdzy szyfrów”, bo byłoby szkoda. 17 września na ekrany ma również wejść film „Post mortem”, w którym zagrałem. A wcześniej, wiosną wyemitowana zostanie czwarta seria „Magdy M.”
W jednym z wywiadów wspomniał pan również, że być może zagra pan w kolejnym filmie kinowym.
Chodzi o dużą fabułę. To ciekawy projekt, ale decyzje dotyczące obsady głównych ról jeszcze nie zapadły, więc nic więcej nie mogę powiedzieć. Dodam tylko, że film ten zawiera elementy sensacji.
Czego życzyć najpopularniejszemu polskiemu aktorowi?
Zdrowia, siły i chęci do pracy. Chciałbym też mieć więcej czasu dla rodziny i trochę więcej czasu na odpoczynek.
A zatem tego właśnie panu życzę. Dziękuję za rozmowę.