Blisko ludzi"Zaszłam w ciążę na studiach". Okazuje się, że to nie jest koniec świata

"Zaszłam w ciążę na studiach". Okazuje się, że to nie jest koniec świata

Zaszły w ciążę, chociaż tego nie planowały. Zamiast zmieniania pieluch miały zdawać egzaminy. Wieczorami chciały chodzić na imprezy, a nie usypiać dziecko. Niektóre z nich nie pogodziły macierzyństwa i nauki. Inne mówią: "Jeśli ktoś, kto jest w ciąży myśli, że studia to już temat zamknięty, to jest w błędzie".

"Zaszłam w ciążę na studiach". Okazuje się, że to nie jest koniec świata
Źródło zdjęć: © East News

26.08.2019 | aktual.: 26.08.2019 15:49

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Najważniejsze jest wsparcie bliskich

Iwona zaszła w ciążę pod koniec pierwszego roku. – Na studia wyjechałam z mojego rodzinnego miasta i przeprowadziłam się na drugi koniec Polski, by kształcić się na uniwersytecie – opowiada 32-latka. Gdy dowiedziała się, że wkrótce ma zostać mamą, podjęła decyzję o powrocie do rodzinnych stron. Tam chciała kontynuować swoją akademicką przygodę. – Nazwa kierunku była taka sama, ale szybko się przekonałam, że niestety poziom był zdecydowanie niższy niż ten, do którego byłam przyzwyczajona – wyznaje.

Chociaż poziom na uczelni nie był wysoki, Iwona przyznaje, że większość wykładowców rozumiała jej sytuację. – Osoby prowadzące różnie reagowały, ale w ogromnej większości były do mnie pozytywnie nastawione i nie robiły żadnych problemów z zaliczeniem – tłumaczy. Dla kobiety najważniejsze miało być jednak wsparcie osób bliskich. A na to nie zawsze mogła liczyć. – Największe problemy miałam w domu. Moja mama nie mogła przeżyć faktu, że sobie tak "zniszczyłam" życie – mówi. – Nawet wtedy, gdy leżałam w szpitalu na podtrzymaniu wczesnej ciąży, potrafiła przychodzić do mnie i mi kadzić w niedzielę po kościele – wspomina w rozmowie z nami.

Po pierwszym roku kobieta wzięła urlop dziekański, były plany powrotu na studia. Niestety nie udało się, przynajmniej nie wtedy. – Wszystko było na mojej głowie. Większą odpowiedzialność czułam za zapewnienie bytu rodzinie, zwłaszcza dziecku. Wtedy sądziłam, ze studia nie dają mi nic poza odległą obietnicą lepszego życia – wspomina.

Po 11 latach Iwona postanowiła jednak wziąć sprawy w swoje ręce i zdobyć wyższe wykształcenie. – Teraz moja córka ma 13 lat, a ja skończyłam właśnie 2. rok studiów. Namówiła mnie do tego kierowniczka w mojej pracy – mówi. 32-latka tłumaczy też, że teraz szanse na zdobycie wykształcenia są większe. – Powstały kierunki dedykowane osobom pracującym. Mamy specjalny tryb wieczorowy. Zajęcia zaczynają się o 16:00 w dni robocze – wyjaśnia.

Kobieta urodziła swoją córkę ponad dekadę temu. Jak przyznaje, od tego czasu dużo się zmieniło w kwestii pomocy dziewczynom, które chcą się kształcić i wychowywać dziecko. – Na pewno "kosiniakowe" pomaga. Jest mi trochę szkoda, że nie było tego wtedy, gdy ja byłam studentką w ciąży. Ale myślę, że najważniejsze jest wsparcie w najbliższych i fakt, że możesz spokojnie zostawić to dziecko pod dobrą opieką i zająć się nauką – kończy.

Masz dziecko, na studiach nie dasz sobie rady

Na wsparcie mogła liczyć Lidia, która w ciążę zaszła w wieku 20 lat. – Na pewno nie mogłabym sobie pozwolić na studiowanie, gdyby nie moja mama. Ale jeśli ktoś, kto jest w ciąży myśli, że studia i edukacja to już temat zamknięty, to jest w błędzie – mówi pełna przekonania kobieta.

Lidia początkowo miała dużą motywację do nauki. – Obiecałam sobie, że wrócę na studia. Oczywiście wtedy myślałam, że na pewno będą to studia dziennie i jakoś ze wszystkim dam sobie radę – mówi. Życie pokazało jej jednak, że nie wszystko będzie takie proste. Dostała się na uniwersytet, złożyła wszystkie potrzebne dokumenty, pozytywnie rozpatrzono jej prośbę o przyznanie indywidualnego trybu nauczania. – W połowie września urodziłam córkę i po dwóch tygodniach miałam w planach to, by radośnie biegać na zajęcia – wspomina kobieta. – Ale od samego początku były schody. Raczej w kwestiach niezależnych ode mnie – dodaje.

"Stromymi schodami" okazały się osoby wykładające na uniwersytecie. Nie zawsze potrafiły zrozumieć sytuację kobiety. – Mówili, że to niemożliwe, że na pewno nie dam sobie rady – wspomina słowa wykładowców. Co więcej, nauczyciele akademiccy nie wahali się wyrażać swojego zdania na temat macierzyństwa Lidii. – Niektórzy mówili, że osoby w moim wieku to myślą, że już wszystko wiedzą i że potem tak to się kończy, że się rodzą dzieci. No i twierdzili, że pewnie sama wychowuję córkę – słyszymy.

Nieprzyjemne komentarze skutecznie zniechęciły kobietę do podjęcia nauki na studiach dziennych. – Szybko odpuściłam tę uczelnię i ten tryb. Zdecydowałam się studiować zaocznie – tłumaczy Lidia. Jak się okazało, była to bardzo dobra decyzja. Ale pogodzenie studiów i nauki nie było wcale proste. – Najtrudniejszy był czas sesji. Zwłaszcza wtedy, gdy odbywały się te egzaminy, do których faktycznie trzeba było się porządnie przygotować. W takich chwilach miałam ochotę tym wszystkim rzucić. W ciągu dnia nie miałam jak się uczyć, bo trzeba było się zajmować dzieckiem, a w nocy miałam ochotę już tylko spać – mówi kobieta.

Ale historia Lidii pokazuje, że skończenie studiów i wychowywanie małego dziecka jest możliwe. – Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że tak, jest to trudne i kosztuje to wiele nerwów, ale warto to zrobić dla samego siebie. I naprawdę jest to wykonalne – przekonuje.

Studiuję i mam wyrzuty sumienia

Studia zaoczne to niewątpliwie ogromna szansa dla kobiet, które chcą zdobyć wyższe wykształcenie, a w domu mają małe dziecko. Ale taki tryb studiów dla wielu młodych matek oznacza weekendowe wyjazdy na uczelnię. A to wiążę się z dwudniową rozłąką z rodziną.

– Pomimo tego, że wyjeżdżałam w piątek późnym popołudniem i wracałam w niedzielę zaraz po zajęciach, w sobotnie wieczory zawsze czułam tęsknotę i wyrzuty sumienia, że zostawiłam w domu mojego synka – mówi Kasia, która akademicką przygodę rozpoczęła z półrocznym dzieckiem na rękach. – Ale czułam, że to co robię, robię nie tylko dla siebie, ale także dla niego. Żeby dzięki "papierkowi" móc znaleźć być może lepszą pracę i zapewnić mu przyszłość na jaką zasługuje – tłumaczy swój wybór kobieta.

Poza tym, że Kasia miała możliwość podnieść swoje kompetencje i zdobyć akademicką wiedzę, nauczyła się także rzeczy znacznie ważniejszej, bo świetnej organizacji czasu. – Potrafiłam zająć się dzieckiem, domem, być normalną młodą osobą, która wyjdzie do znajomych. Do tego potrafiłam znaleźć jeszcze czas na naukę. Nie raz się zdarzało, że osiągałam jedne z najwyższych wyników przez co grupa uważała mnie za kujona – mówi 22-latka.

Kasia rozpoczęła studia w wieku 20 lat. Jak wspomina, był to cudowny czas, ale bywały też takie dni, gdy chciała poczuć się jak większość swoich rówieśników. – Czasami dziecko daje popalić, czujesz się zmęczona i najzwyczajniej nic ci się nie chce. Wtedy marzysz o tym, żeby wyjść do knajpy, napić się zimnego piwa i wrócić nad ranem jak "normalny" student – mówi nam. – Ale nagle słyszysz, że twój mały człowiek z miłością mówi "mama". Wtedy topnieje ci serce i myślisz sobie "młoda jestem, jeszcze sobie odbiję" – żartuje na koniec.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (78)