Zazdrość i szpiegowanie w sieci – dlaczego to robimy?

- Martwię się o nią. Wiesz, że od dwóch dni nie wchodziła na swoje konto na Facebooka? Zazwyczaj odpisuje swoim znajomym od razu, a teraz ma kilka wiadomości i nawet ich nie odczytała – pokazuje mi coś na swoim iPhonie. - Ale skąd ty wiesz takie rzeczy? – pytam zdziwiona.

Obraz
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

Umawiam się z kolegą na lunch. Kilka dni wcześniej zerwał z dziewczyną. Powód? Podejrzewał ją o zdradę. Wciąż jest bardzo zakochany, to wydarzenie wytrąciło go z równowagi. Siadamy coś zjeść, on nie ma apetytu. - Opowiedz mi o tym, będzie ci chociaż trochę łatwiej – staram się pomóc. - Martwię się o nią. Wiesz, że od dwóch dni nie wchodziła na swoje konto na Facebooka? Zazwyczaj odpisuje swoim znajomym od razu, a teraz ma kilka wiadomości i nawet ich nie odczytała – pokazuje mi coś na swoim iPhonie.

- Ale skąd ty wiesz takie rzeczy? – pytam zdziwiona. - Loguję się na jej konto i sprawdzam – zabił mnie. Dlaczego naruszamy prywatność naszych partnerów i grzebiemy w ich skrzynce mailowej, telefonie, kalendarzu?

Zazdrość a postęp cywilizacyjny

Tego dnia, zamiast rozmawiać o niej, skupiliśmy się na innym problemie: zaufanie do partnera. - Wiem, że to, co robię, jest złe. Nawet przed tobą się wstydzę, ale musiałem z kimś porozmawiać – tłumaczy się Tomek. Zdradził mi, że już zrobił research w sieci i znalazł kilka aplikacji, dzięki którym można widzieć wszystko, co twój partner robi na telefonie: - Masz dostęp do listy kontaktów. Widzisz, czy w ostatnim czasie była modyfikowana. Widzisz wszystkie maile: przychodzące i wychodzące. To samo dotyczy smsów i każdego komunikatora, który jest zainstalowany na telefonie – opowiada mi Tomek.

- Jest nawet taka bardziej zaawansowana opcja, droga. Telefon działa wówczas jak podsłuch. Oprócz śledzenia tego, co się dzieje w komórce drugiej osoby, można podsłuchiwać rozmowy i w ogóle słuchać otoczenia, nawet jeśli właściciel akurat nie rozmawia przez komórkę – dodaje. Ta bardziej rozwinięta aplikacja działa także jako GPS. Dzięki temu łatwo można sprawdzić, czy nasz partner rzeczywiście jest na siłowni... Brzmi przerażająco? I to jak! Tomek na szczęście oprzytomniał i nie zainstalował takiej aplikacji. Ale włamywanie się na skrzynkę byłej dziewczyny i czytanie wiadomości nie jest zachowaniem godnym pochwały. Podobne historie słyszałam od wielu wielu osób.

POLECAMY:

Od razu nasuwa sie pytanie: Dlaczego nie ufamy partnerowi i posuwamy się do takich kroków? Czy to wpływ cywilizacji? Ze względu na tak dużą ilość sprzętów typu komórka czy komputer osobisty jesteśmy coraz mniej pewni drugiej osoby?

- Tutaj nic się nie zmieniło: kiedyś było dokładnie to samo, teraz mamy po prostu więcej kanałów komunikacji z innymi osobami, w związku z czym nasza potrzeba kontrolowania tych kanałów wzrasta – wyjaśnia seksuolog i psychoterapeuta Arkadiusz Bilejczyk. - Wystarczy poczytać o tym, co się kiedyś działo na dworach: mimo tego, że małżeństwa były zawierane raczej z przyczyn formalnych niż z miłości, to uważano za rzecz zupełnie naturalną kontrolowanie drugiej osoby. Wynajmowano różnych pachołków do tego, żeby śledzili żonę czy męża.

- W dwudziestym wieku mieliśmy już detektywów, którzy biegali z apratami i obserwowali daną osobę, na życzenie partnera. Wówczas było to zarezerwowane głównie dla osób zamożnych, które mogły sobie pozwolić na opłacenie tych usług. Teraz, wbrew pozorom, jest to nieco trudniejsze, ponieważ w internecie możemy sobie zapewnić większą anonimowość. Łatwiej też zatrzeć ślady: jesteś z partnerem, dostajesz wiadomość na telefon od innego chłopaka, czytasz go, kasujesz i po sprawie – mówi psycholog.

Czy teraz łatwiej się zdradza?

Dawniej, kiedy nie było internetu, kochanków poznawało się na żywo. Trzeba było wysłać list, by umówić się na spotkanie, z czasem zadzwonić na numer domowy. Nigdy nie było wiadomo, kto podniesie słuchawkę. Kilka tzw. „głuchych telefonów” i żona zaczynała być podejżliwa. Dzisiaj jest prościej: potencjalną kochankę czy kochanka możemy poznać w sieci, komunikować się przy pomocy czatów czy maila albo dzwonić do siebie na telefon osobisty. Czy w związku z tym zdradzamy częściej, a partnerzy stali się bardziej wyczuleni, bo boją się, że teraz jest o to łatwiej?

POLECAMY:

- Ludzie się zdradzają od zawsze. To jest normalna rzecz. Profesor Izdebski, który przeprowadzał badania na temat seksualności Polaków, mowi, że jedna trzecia mężczyzn i jedna czwarta kobiet przyznaje się do drugiej stałej relacji partnerskiej, łącznie ze stosunkami seksualnymi. Zauważmy, że chodzi tu o drugiego stałego partnera, a oprócz tego zdradzamy się na tak zwaną jedną noc, gdzieś na wyjeździe szkoleniowym czy na imprezie. Zdrada jest jakby wpisana w ludzkość, więc trudno powiedzieć, czy teraz zdradzamy więcej. Być może nieco łatwiej nam to przychodzi, ale i tak byśmy się zdradzali, nawet gdyby Internetu nie było – mówi Bilejczyk.

Paranoiczna osobowość czy złe doświadczenia?

Jeśli przyjrzymy się różnym osobom, zauważymy, że jedni są bardziej zazdrośni, a inni mniej. To, czy będziemy kontrolować drugą połowę, często wcale nie zależy od tego, z kim jesteśmy. Są tacy ludzie, którzy będą sprawdzać każdego partnera, bez względu na to, czy daje im ku temu jakieś powody.

- Jest typ osobowości paranoicznej. To osoba podejrzliwa, która wszędzie doszukuje się jakiegoś spisku: urzędnik na poczcie potraktował go gorzej niż innych, a partnera będzie podejrzewać o zdradę nawet wtedy, kiedy nie ma ku temu najmniejszych podstaw – mówi Bilejczyk.

Okazuje się jednak, że nie tylko o osobowość chodzi. Nasze doświadczenia życiowe również mogą sprawić, że staniemy się bardziej podejrzliwi niż inne osoby. - Być może nasz partner doświadczył kilkakrotnie zdrady albo było to jedno zdarzenie, ale wyjątkowo bolesne. Z kolei jeśli mowa o relacji, gdzie to zaufanie już raz zostało w jakiś sposób naruszone, podejrzliwość będzie większa. To zupełnie normalne zachowanie: raz się sparzyliśmy, więc teraz ostrożniej podchodzimy do sprawy. Prawda jest jednak taka, że partnera nie da się upilnować, więc takie zachowanie na dłuższą metę pozbawione jest sensu – mówi Bilejczyk.

Jeśli ktoś będzie chciał zdradzić, to i tak to zrobi, a zazdrość obecna była w historiach miłosnych od zawsze. Może to dobrze, bo takie zachowanie świadczy o namiętności, która jest między kochankami. Jednak wszystko należy robić z umiarem. Sprawdzanie niewiele pomoże, a jedynie zaszkodzi. Istnieje przecież coś takiego jak prawo do prywatności. Jeśli nawet przeczytasz coś, co wyraźnie wzbudzi twoją podejrzliwość, co zrobisz z taką wiedzą? Pójdziesz do męża i powiesz: „Kochanie, właśnie czytałam twoje maile i chciałam się zapytać, kim jest Marzena?”. Cóż, to nie brzmi najlepiej... A „słoneczko” można mówić do wielu osób. Być może tak się do siebie po prostu zwracają.

(asz/sr)

POLECAMY:

Wybrane dla Ciebie

Tak wystroiła się na sesję zdjęciową. Trudno oderwać wzrok
Tak wystroiła się na sesję zdjęciową. Trudno oderwać wzrok
Kluczowy zabieg we wrześniu. "Płynne złoto" dla hortensji
Kluczowy zabieg we wrześniu. "Płynne złoto" dla hortensji
Egipska metoda zasypiania. "Odpłyniesz" błyskawicznie
Egipska metoda zasypiania. "Odpłyniesz" błyskawicznie
Do dziś go zaczepiają. Zawsze odpowiada jednym zdaniem
Do dziś go zaczepiają. Zawsze odpowiada jednym zdaniem
Pokazała dwa zdjęcia. Tak wyjaśniła różnice między owulacją a okresem
Pokazała dwa zdjęcia. Tak wyjaśniła różnice między owulacją a okresem
Nielegalne na działce. Kary dochodzą do 5000 zł
Nielegalne na działce. Kary dochodzą do 5000 zł
Zapytano ją o Ukraińców. "Przypomnijmy sobie, skąd się wzięliśmy"
Zapytano ją o Ukraińców. "Przypomnijmy sobie, skąd się wzięliśmy"
Masz w piwnicy? Tyle zapłacą za niego dzisiaj
Masz w piwnicy? Tyle zapłacą za niego dzisiaj
Nie podłączaj do listwy. Strażacy apelują
Nie podłączaj do listwy. Strażacy apelują
Mąż Bem zmarł 6 tygodni po diagnozie. "Ja sobie z tym nie radzę"
Mąż Bem zmarł 6 tygodni po diagnozie. "Ja sobie z tym nie radzę"
Skończył 51 lat. O jego związkach było głośno w show-biznesie
Skończył 51 lat. O jego związkach było głośno w show-biznesie
Zmarł na raka. Leczenie kosztowało miliony
Zmarł na raka. Leczenie kosztowało miliony