Zazdrość i szpiegowanie w sieci – dlaczego to robimy?
- Martwię się o nią. Wiesz, że od dwóch dni nie wchodziła na swoje konto na Facebooka? Zazwyczaj odpisuje swoim znajomym od razu, a teraz ma kilka wiadomości i nawet ich nie odczytała – pokazuje mi coś na swoim iPhonie. - Ale skąd ty wiesz takie rzeczy? – pytam zdziwiona.
29.07.2011 12:31
Umawiam się z kolegą na lunch. Kilka dni wcześniej zerwał z dziewczyną. Powód? Podejrzewał ją o zdradę. Wciąż jest bardzo zakochany, to wydarzenie wytrąciło go z równowagi. Siadamy coś zjeść, on nie ma apetytu. - Opowiedz mi o tym, będzie ci chociaż trochę łatwiej – staram się pomóc. - Martwię się o nią. Wiesz, że od dwóch dni nie wchodziła na swoje konto na Facebooka? Zazwyczaj odpisuje swoim znajomym od razu, a teraz ma kilka wiadomości i nawet ich nie odczytała – pokazuje mi coś na swoim iPhonie.
- Ale skąd ty wiesz takie rzeczy? – pytam zdziwiona. - Loguję się na jej konto i sprawdzam – zabił mnie. Dlaczego naruszamy prywatność naszych partnerów i grzebiemy w ich skrzynce mailowej, telefonie, kalendarzu?
Zazdrość a postęp cywilizacyjny
Tego dnia, zamiast rozmawiać o niej, skupiliśmy się na innym problemie: zaufanie do partnera. - Wiem, że to, co robię, jest złe. Nawet przed tobą się wstydzę, ale musiałem z kimś porozmawiać – tłumaczy się Tomek. Zdradził mi, że już zrobił research w sieci i znalazł kilka aplikacji, dzięki którym można widzieć wszystko, co twój partner robi na telefonie: - Masz dostęp do listy kontaktów. Widzisz, czy w ostatnim czasie była modyfikowana. Widzisz wszystkie maile: przychodzące i wychodzące. To samo dotyczy smsów i każdego komunikatora, który jest zainstalowany na telefonie – opowiada mi Tomek.
- Jest nawet taka bardziej zaawansowana opcja, droga. Telefon działa wówczas jak podsłuch. Oprócz śledzenia tego, co się dzieje w komórce drugiej osoby, można podsłuchiwać rozmowy i w ogóle słuchać otoczenia, nawet jeśli właściciel akurat nie rozmawia przez komórkę – dodaje. Ta bardziej rozwinięta aplikacja działa także jako GPS. Dzięki temu łatwo można sprawdzić, czy nasz partner rzeczywiście jest na siłowni... Brzmi przerażająco? I to jak! Tomek na szczęście oprzytomniał i nie zainstalował takiej aplikacji. Ale włamywanie się na skrzynkę byłej dziewczyny i czytanie wiadomości nie jest zachowaniem godnym pochwały. Podobne historie słyszałam od wielu wielu osób.
POLECAMY:
Od razu nasuwa sie pytanie: Dlaczego nie ufamy partnerowi i posuwamy się do takich kroków? Czy to wpływ cywilizacji? Ze względu na tak dużą ilość sprzętów typu komórka czy komputer osobisty jesteśmy coraz mniej pewni drugiej osoby?
- Tutaj nic się nie zmieniło: kiedyś było dokładnie to samo, teraz mamy po prostu więcej kanałów komunikacji z innymi osobami, w związku z czym nasza potrzeba kontrolowania tych kanałów wzrasta – wyjaśnia seksuolog i psychoterapeuta Arkadiusz Bilejczyk. - Wystarczy poczytać o tym, co się kiedyś działo na dworach: mimo tego, że małżeństwa były zawierane raczej z przyczyn formalnych niż z miłości, to uważano za rzecz zupełnie naturalną kontrolowanie drugiej osoby. Wynajmowano różnych pachołków do tego, żeby śledzili żonę czy męża.
- W dwudziestym wieku mieliśmy już detektywów, którzy biegali z apratami i obserwowali daną osobę, na życzenie partnera. Wówczas było to zarezerwowane głównie dla osób zamożnych, które mogły sobie pozwolić na opłacenie tych usług. Teraz, wbrew pozorom, jest to nieco trudniejsze, ponieważ w internecie możemy sobie zapewnić większą anonimowość. Łatwiej też zatrzeć ślady: jesteś z partnerem, dostajesz wiadomość na telefon od innego chłopaka, czytasz go, kasujesz i po sprawie – mówi psycholog.
Czy teraz łatwiej się zdradza?
Dawniej, kiedy nie było internetu, kochanków poznawało się na żywo. Trzeba było wysłać list, by umówić się na spotkanie, z czasem zadzwonić na numer domowy. Nigdy nie było wiadomo, kto podniesie słuchawkę. Kilka tzw. „głuchych telefonów” i żona zaczynała być podejżliwa. Dzisiaj jest prościej: potencjalną kochankę czy kochanka możemy poznać w sieci, komunikować się przy pomocy czatów czy maila albo dzwonić do siebie na telefon osobisty. Czy w związku z tym zdradzamy częściej, a partnerzy stali się bardziej wyczuleni, bo boją się, że teraz jest o to łatwiej?
POLECAMY:
- Ludzie się zdradzają od zawsze. To jest normalna rzecz. Profesor Izdebski, który przeprowadzał badania na temat seksualności Polaków, mowi, że jedna trzecia mężczyzn i jedna czwarta kobiet przyznaje się do drugiej stałej relacji partnerskiej, łącznie ze stosunkami seksualnymi. Zauważmy, że chodzi tu o drugiego stałego partnera, a oprócz tego zdradzamy się na tak zwaną jedną noc, gdzieś na wyjeździe szkoleniowym czy na imprezie. Zdrada jest jakby wpisana w ludzkość, więc trudno powiedzieć, czy teraz zdradzamy więcej. Być może nieco łatwiej nam to przychodzi, ale i tak byśmy się zdradzali, nawet gdyby Internetu nie było – mówi Bilejczyk.
Paranoiczna osobowość czy złe doświadczenia?
Jeśli przyjrzymy się różnym osobom, zauważymy, że jedni są bardziej zazdrośni, a inni mniej. To, czy będziemy kontrolować drugą połowę, często wcale nie zależy od tego, z kim jesteśmy. Są tacy ludzie, którzy będą sprawdzać każdego partnera, bez względu na to, czy daje im ku temu jakieś powody.
- Jest typ osobowości paranoicznej. To osoba podejrzliwa, która wszędzie doszukuje się jakiegoś spisku: urzędnik na poczcie potraktował go gorzej niż innych, a partnera będzie podejrzewać o zdradę nawet wtedy, kiedy nie ma ku temu najmniejszych podstaw – mówi Bilejczyk.
Okazuje się jednak, że nie tylko o osobowość chodzi. Nasze doświadczenia życiowe również mogą sprawić, że staniemy się bardziej podejrzliwi niż inne osoby. - Być może nasz partner doświadczył kilkakrotnie zdrady albo było to jedno zdarzenie, ale wyjątkowo bolesne. Z kolei jeśli mowa o relacji, gdzie to zaufanie już raz zostało w jakiś sposób naruszone, podejrzliwość będzie większa. To zupełnie normalne zachowanie: raz się sparzyliśmy, więc teraz ostrożniej podchodzimy do sprawy. Prawda jest jednak taka, że partnera nie da się upilnować, więc takie zachowanie na dłuższą metę pozbawione jest sensu – mówi Bilejczyk.
Jeśli ktoś będzie chciał zdradzić, to i tak to zrobi, a zazdrość obecna była w historiach miłosnych od zawsze. Może to dobrze, bo takie zachowanie świadczy o namiętności, która jest między kochankami. Jednak wszystko należy robić z umiarem. Sprawdzanie niewiele pomoże, a jedynie zaszkodzi. Istnieje przecież coś takiego jak prawo do prywatności. Jeśli nawet przeczytasz coś, co wyraźnie wzbudzi twoją podejrzliwość, co zrobisz z taką wiedzą? Pójdziesz do męża i powiesz: „Kochanie, właśnie czytałam twoje maile i chciałam się zapytać, kim jest Marzena?”. Cóż, to nie brzmi najlepiej... A „słoneczko” można mówić do wielu osób. Być może tak się do siebie po prostu zwracają.
(asz/sr)