"Zbliża się czas połączenia", czyli dlaczego Polki nie potrafią rozmawiać o seksie
Nazywamy nasze genitalia "kasiami", "pusiami", "wackami" i "małymi". Nie wiemy, jak rozmawiać o seksie z partnerami, a tym bardziej – jak przekazać wiedzę naszym dzieciom. – Kobiety często boją się, że kiedy będą mówić wprost, zostaną uznane za rozwiązłe – tłumaczy profesor Zbigniew Izdebski.
28.02.2018 | aktual.: 28.02.2018 14:12
Katarzyna Chudzik, WP Kobieta: Przeglądając Facebooka, natknęłam się na post czterdziestoletniej kobiety, która chciała się poradzić w sprawie rozpoczęcia współżycia z nowym partnerem. Nazwała ten akt dość enigmatycznie i poetycko – "zbliża się czas połączenia". Dlaczego dorosłe kobiety nie potrafią mówić o seksie wprost?
Profesor Zbigniew Izdebski: Ale ona poprzez określenie "czasu połączenia" rozumie pojęcie współżycia seksualnego? Bo każdy z nas może inaczej to sformułowanie rozumieć. Można pomyśleć, że ręka z ręką się spotka. Albo że mowa o połączeniu duchowym. To nie musi być przecież współżycie.
Dopytywana wyjaśniła, że ma na myśli właśnie rozpoczęcie współżycia.
Ta kobieta prawdopodobnie zna odpowiednią terminologię, ale może być zawstydzona jej używaniem, bo boi się oceny. Boi się, że ktoś pomyśli, że jest rozwiązła. W związku z tym używa zdrobnień czy poetyckich określeń, bo one dodają niewinności i tajemniczości. Według takiej osoby lepiej powiedzieć, że zbliża się czas połączenia, niż że zbliża się moment, w którym rozpoczniemy współżycie seksualne. Głupio jej napisać wprost. To jest taka forma jak test na inteligencję – po takim wpisie widzimy, jak taki człowiek myśli.
Ale dlaczego używanie nawet formalnych, oficjalnych słów może kojarzyć się rozwiązłością?
Żyjemy w kraju dużych zaniedbań w sferze edukacji seksualnej. W polskich szkołach od wielu lat jest przedmiot wychowania do życia w rodzinie, który teoretycznie ma podejmować tematykę również seksualności człowieka. Ale na zajęciach nauczyciele odwołują się do kwestii aborcji jako zabijania dziecka, a nie oczekują dyskusji o seksualności człowieka. A przecież dyskusja o seksualności związana jest także z kwestią używania języka, prawidłowej terminologii. To się przenosi na nasze dorosłe życie.
Każdy kto nazwie waginę "muszelką" wpada do worka ludzi, których edukacja seksualna była zaniedbana?
Oczywiście, że nie. Ludzie w związku używają skrótów myślowych, określeń pieszczotliwych, które w ich związku są jasne i komunikatywne. Nie ma w tym nic złego. To jest okej, kiedy ludzie wiedzą, jak się to faktycznie nazywa i nie są skrępowani używając oficjalnego języka. Ale zdarza się, że pacjenci opisują mi swoje sytuacje intymne, używając takiego języka, że ja muszę dopytać, czy na pewno dobrze zrozumiałem. Bo inaczej po półgodzinnej dyskusji może się okazać, że mówimy o dwóch innych sprawach.
To jest częste?
Nie jest rzadkie. Kiedy mężczyzna mówi, że ma problem z zaburzeniami potencji, to ja rozumiem, że chodzi o zaburzenia erekcji. Tymczasem jemu chodzi o problem przedwczesnego wytrysku. Wzwód pacjenta jest dobry, tylko czas trwania stosunku jest krótki, czyli na przykład wynosi 30 sekund czy minutę. Należy pacjenta w takich kwestiach dopytywać. Dorosłe kobiety na przykład przychodzą i mówią, że "ich pusia jest sucha", mężczyźni, że "ich mały sobie nie radzi". Męska znajomość anatomii kobiety też bywa kiepska, niektórzy mężczyźni nawet nie wiedzą, że kobieta ma łechtaczkę.
Wielu mężczyzn uważa, że seks to tylko seks, więc ideologia i szczegóły są zbędne.
Niektóre kobiety też nie chcą dorabiania ideologii, chcą tylko seksu dla seksu. Jest pewna grupa mężczyzn, która rzeczywiście traktuje seks jako seks i nic więcej, a są mężczyźni, którzy są bardziej wrażliwi, tylko niestety żyją w kraju pewnych stereotypów, więc wstydzą się mówić o swojej potrzebie bliskości. O tym, że potrzebują pieszczot. Ponosimy konsekwencje pewnych stereotypów męskości i kobiecości.
Ten stereotyp jest utrwalany. A w szkole uczymy się o roślinkach, nie o ciele człowieka, nie o jego potrzebach.
To jest zadziwiające, że w szkole na biologii uczymy o rozmnażaniu pantofelka i robimy testy dotyczące wiedzy o przyrodzie, ale bardzo rzadko nauczyciele biologii sprawdzają wiedzę z biologii człowieka. A uczeń to powinien opanować w szkole podstawowej. W domu też powinno się o tym rozmawiać, ale rodzice mają opory psychologiczne. Albo sami nie znają odpowiedniej terminologii.
Czyli edukacja seksualna potrzebna jest na każdym poziomie, nie tylko w szkole.
Tak. My jako rodzice, wychowawcy, osoby zajmujące się edukacją seksualną, czy pani jako osoba funkcjonująca w mediach, jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Ta sytuacja pokazuje jak ważna jest edukacja seksualna i jak dużo mamy wyzwań. Edukacja seksualna dzieciom jest potrzebna w innym zakresie, ich rodzicom w innym zakresie, a ludziom dorosłym po 70. w innym zakresie.
Na rząd nie mamy co liczyć.
Z edukacją seksualną jest teraz niedobrze w szkołach, ale za czasów PO-PSL też było niedobrze i za czasów rządów lewicowych też było niedobrze. Nie mieliśmy nigdy rządu, który w sposób odpowiedzialny podszedłby do kwestii związanych z edukacją seksualną. Rządy prawicowe są nawet bardziej w tym zakresie uczciwe, bo mówią, że nie będzie edukacji seksualnej i rzeczywiście nie ma edukacji seksualnej. A tamte rządy mówiły o edukacji seksualnej w swoich programach wyborczych, ale tego nie realizowały.
Dlatego zamiast się rozwijać, cofamy się. Wstydzimy się.
Tak. To ze wstydu wynika, że ludzie nie mają swobody psychologicznej w poruszaniu tych kwestii. Ludzie nie traktują seksualności jako normalnego tematu. Od kilkunastu lat powtarzam, że to co dla Polaków jest najtrudniejsze, to proces komunikowania się. I to dotyczy także profesjonalistów.
Kogo ma pan na myśli?
Na przykład lekarzy, którzy nie pytają swoich pacjentów o seksualność. Nawet ginekolodzy rzadko pytają pacjentki o ich podejście do seksu, zadowolenie czy trudności z nim związane. Kardiolodzy czy diabetolodzy nie pytają. Kiedy pacjenci przychodzą do terapeutów, to oni też nie poruszają tej kwestii, jakby to było całkiem nieistotne. Niestety jesteśmy w coraz gorszej sytuacji, a głównym źródłem wiedzy o seksie są dla nas materiały erotyczne i pornograficzne. Trzeba to zmienić, mamy przed sobą dużo wyzwań, bo ta sytuacja na pewno wpłynie na młode pokolenia. I to bynajmniej nie pozytywnie.