Żegnamy szczebelki

Żegnamy szczebelki

Żegnamy szczebelki
08.07.2009 17:31

W dorastaniu naszych dzieci można zaobserwować wielkie i małe kroczki. Zmiana dziecięcego łóżeczka na łóżko z prawdziwego zdarzenia okazała się milowym krokiem w rozwoju Jadźki. Przynajmniej z mojej, maminej, perspektywy.

W dorastaniu naszych dzieci można zaobserwować wielkie i małe kroczki. Zmiana dziecięcego łóżeczka na łóżko z prawdziwego zdarzenia okazała się milowym krokiem w rozwoju Jadźki. Przynajmniej z mojej, maminej, perspektywy.

Decyzja o pożegnaniu szczebelków narastała od dłuższego czasu. Już dawno córa sama wchodziła i wychodziła przez dziurę do łóżeczka, więc swobody miała dość, można było jej zaufać. Poza tym ledwo się w nim mieściła. Nasza przyszła siatkarka, długa jak na swój wiek niemiłosiernie, wyglądała w łóżeczku jak potwór na przykrótkim tapczanie. Postanowiliśmy więc znaleźć nowe łoże godne naszej królewny.

Nie było z tym problemu. Jako zaradna i przemyślna matka już jakiś czas temu wypatrzyłam takie łoże w pewnym znany wszystkim sklepie ze skandynawskim dizajnem. Kute, bialutkie, śliczne, a do tego jeszcze za rozsądną cenę i praktyczne – dopasowuje się do długości dziecka! Trzeba jeszcze było zakupić odpowiedni materac i prześcieradło, przywlec to wszystko do domu (zajął się tym Tatka, ja w tym czasie pojechałam na Bałtycki Festiwal Komiksu, bo i tak ja i łóżko razem nie weszlibyśmy do samochodu). Kiedy wróciłam do domu, składanie nowego mebla szło pełną parą. Jadźka entuzjastycznie, jak zwykle zresztą, podawała ojcu śrubki i wkręty, a sama biegała w kółko i udawała, że wkręca co popadnie, nie mogąc zdecydować się, czy użyć śrubokrętu krzyżykowego czy płaskiego.

Doskonale wiedziała, że będzie miała nowe łóżko. Nie mogła się doczekać, aż do niego wlezie. W końcu Tatka stwierdził, że kategorycznie nie może pracować w takich warunkach, kiedy mu Jadźka biega po stopach i drogę dookoła łóżka wciąż barykaduje. Wzięłam więc biedulę nieco za bardzo podnieconą z pokoju i poszłyśmy bawić się misiami. Za jakieś pół godziny Tatka zawołał: „Gotowe!”.

Nie wiedziałam, że dzieci cieszą się z nowych mebli. Raczej spodziewałam się, że Jadźka będzie miała do niego stosunek obojętny. Owszem – zabawki, książeczki, kredki – wiadomo, że potrafią uszczęśliwić. Ale mebel? Spodziewałam się, że raczej to prezent, z którego ucieszę się bardziej ja, a jej będzie po prostu wygodniej. Okazało się inaczej. Jaga wpadła na łóżko, rozłożyła się na materacu, kazała się okryć kołderką i kokoszenia nie było końca. Szczęście prawdziwie na gębusi jak nic.

Umocnieni w przeświadczeniu, że zakupu dokonaliśmy w odpowiednim momencie, zalegliśmy na kanapie w salonie oglądając mecz siatkówki. W tym czasie Jaga leżała w swoim pokoju, w swoim łóżku, i oglądała książki. Po jakimś czasie zajrzałam do niej do pokoju. I jakoś tak mnie zakuło serce... To już nie jest pokój bobasa. To kryjówka młodej dziewczynki. Równie dobrze wygląda, jakby mieszkała tam sześciolatka, a nawet dwunastolatka. Przełknęłam z trudem ślinę, otarłam łzę wzruszenia i poszłam przytulić się do Tatki.

„Wiesz, że nie mamy już małej dzidzi? Ma dwa lata, a ja się czuję, jakbym ją już odhodowała. Jakby coś już minęło bezpowrotnie.” „Bo minęło. Cyca nie ma, pieluch nie ma, za to jest wieczna gadanina i przemądrzanie się jest w nadmiarze. Mamy w domu nastolatkę jak nic.” - podsumował Tatka przegryzając kanapkę i nie odrywając oczu od telewizora.

Nasza prawie nastolatka spała dzisiaj pierwszy raz w łóżku dla dużych ludzi. Jednak mimo zmian, które wkradają się w nasze życie, bezsprzecznie okazało się, że córka nadal, na szczęście, nas potrzebuje. O piątej rano usłyszeliśmy głos z jej pokoju: „Kołdra! Kołdra!” Zwlekłam się więc, zajrzałam. Jadźka leżała całkiem odkryta i domagała się swojej ukochanego kołderki. Samej jakoś kiepsko jej to przykrywanie wychodziło. Przykryłam, pocałowałam. Ona uśmiechnęła się, zamknęła oczy i zapadła w sen. Na godzinę, ale zawsze coś. Moja wielka mała Jaga. Moja pyskata nastolatka, która nie potrafi się przykryć.