Zgoliła włosy na znak solidarności z chorą koleżanką. Wyrzucono ją ze szkoły
28.07.2016 15:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy Kamryn Renfro usłyszała o tym, że jej koleżanka jest chora na raka, chciała jej jakoś pomóc. Ale co może zrobić 9-latka w takiej sytuacji? Dziewczynka postanowiła zgolić swoje piękne, długie włosy, żeby przyjaciółce nie było źle, kiedy wyłysieje od chemii. Nikt nie spodziewał się, że ta spontaniczna akcja wywoła oburzenie nauczycieli.
Delaney Clements i Kamryn Renfro były najlepszymi przyjaciółkami, które zrobiłyby dla siebie wiele. Któregoś dnia okazało się, że Delaney ma raka. 11-latka niedługo później zaczęła pierwszy cykl chemioterapii.
Jej leczenie przebiegało tak, jak w innych przypadkach – miesiące spędzone na onkologii i wypadające włosy. Dla dziewczynki to nie było nic przyjemnego. Wtedy Kamryn postanowiła zrobić coś, by jej przyjaciółka nie musiała cierpieć w samotności. Poprosiła swoją mamę, by ta zgoliła jej całkiem włosy. Tak chciała solidaryzować się z Delaney, która zdążyła już stracić swoje.
- Poczucie dumy to mało powiedziane. To było niesamowite. One obie są niesamowite – przyznała w rozmowie z „Today” mama Kamryn.
Delaney mogła poczuć przynajmniej niewielką ulgę, ale zaraz zaczęły się kłopoty Kamryn.
Jej mama postanowiła napisać e-mail do szkoły, żeby uprzedzić nauczycieli, że córka przyjdzie następnego dnia do szkoły nieco odmieniona. Takiej odpowiedzi się jednak nie spodziewała. Dyrekcja wysłała jej wiadomość, że szkolny regulamin zabrania obcinania się na łyso i że Kamryn nie zostanie wpuszczona na teren szkoły, dopóki nie odrosną jej włosy.
- Byłam strasznie smutna, kiedy mama mi o tym powiedziała. Czułam się tak, jakby ktoś chciał mnie ukarać – opowiadała dziewczynka.
Renfro nie mogła zostawić tej sprawy bez echa. Cała swoją frustrację wylała w mediach społecznościowych. Chciała, żeby wszyscy wiedzieli, za co została ukarana przez szkołę jej córka. Dyrekcja pozwoliła dziewczynce wrócić, ale nie z własnej, nieprzymuszonej woli. Wylało się na nich mnóstwo negatywnych komentarzy, padła także strona internetowa szkoły, bo tyle osób postanowiło zaprotestować przeciwko ich wcześniejszej decyzji.
Zorganizowano głosowanie, na którym przedstawiciele rady mieli zdecydować, czy w przypadku historii Kamryn można mówić o złamaniu regulaminu. Wynik głosowania był korzystny dla małej. Tylko jedna osoba zagłosowała przeciw jej powrotowi do szkoły. Jak przyznał jeden z nauczycieli, nie można podejmować takich decyzji, bazując tylko na emocjach, a nie na logice i krytycznym myśleniu.
Dziewczynka wróciła na zajęcia i jak opowiadała dziennikarzom, koleżanki powitały ją wyjątkowo ciepło. – Cały czas powtarzały, że jestem bardzo dzielna – mówiła.
Wendy Campbell, mama chorej na nowotwór Delaney, przyznała, że nie chodzi tylko o to, czy ktoś łamie regulamin, czy nie. Chciała zwrócić uwagę na to, że dzieciom chorym na raka jest znacznie trudniej i nieoceniona jest nawet najmniejsza pomoc w walce z nowotworem. Kamryn próbowała pomóc na swój sposób.
- Tak wiele ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, przez co przechodzą dzieci, takie jak moja córka. Cały czas spędzają w szpitalu, często nie można ich odwiedzać, z wyjątkiem mamy i taty. Mają kontakt tylko z lekarzami. Takie proste gesty mają więc ogromne znaczenie – opowiadała.
Niestety, jak poinformowała kilka dni temu kobieta, jej córeczka ostatecznie przegrała walkę z rakiem.
- Wierzę, że zachorowałam na raka nieprzypadkowo. Słyszałam, że Bóg daje te najcięższe bitwy najodważniejszym żołnierzom. Szczerze wierzę, że właśnie takim żołnierzem jestem – mówiła dziewczynka jeszcze kilka tygodni temu w wideo opublikowanym przez jej mamę.