Blisko ludziZhou Qunfei. Kopciuszek z Chin

Zhou Qunfei. Kopciuszek z Chin

- W języku Hunan mówimy na takie kobiety „ba de man”, czyli ta, która odważy się robić to, czego inni nigdy nie zrobią – mówi kuzyn Zhou Qunfei, jednej z najbogatszych kobiet na świecie.

Zhou Qunfei. Kopciuszek z Chin
Źródło zdjęć: © youtube - stopklatki
Magdalena Drozdek

31.03.2016 | aktual.: 31.03.2016 14:29

- W języku hunańskim mówimy na takie kobiety „ba de man”, czyli ta, która odważy się robić to, czego inni nigdy nie zrobią – mówi kuzyn Zhou Qunfei, jednej z najbogatszych kobiet na świecie.

Jej historia to typowy przykład tych spod znaku „od pucybuta do milionera”. Dziś na jej koncie jest ponad 6,2 miliarda dolarów, a jej nazwisko widnieje na liście najbogatszych „Forbesa”. A wszystko zaczęło się w biednej wiosce na południu Chin. Była najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Jej matka zmarła, gdy ta miała zaledwie 5 lat. Ojciec rzemieślnik został niepełnosprawny w wyniku wypadku przy pracy.

Mała Zhou musiała połączyć prowadzenie domu z nauką w szkole. Rano jako jedyna w rodzinie chodziła na zajęcia, a po nich pomagała przy hodowli świń. Jak pisze „New York Times”, ojciec dorabiał wyrabiając kosze z bambusa.

W szkole była prymuską. Trudno było zorientować się, że na głowie Zhou ciążyło tyle obowiązków. Była ulubienicą nauczycieli, ale nie na długo. Miała 16 lat, kiedy jej chęci do uczenia się przegrały z codziennym życiem. Żeby móc pracować, musiała wreszcie rzucić szkołę.

- Tam, gdzie mieszkałam, dziewczynki nie miały zbyt wiele opcji. Miały narzeczonych, wychodziły za mąż, rodziły dzieci i całe życie spędzały już w tej jednej wiosce. Ja widziałam to inaczej i dziś niczego nie żałuję – mówi w rozmowie z „New York Times”.

Przeprowadziła się do oddalonej o setki kilometrów miejscowości Guangdong, by zamieszkać u wujostwa. Nowe miejsce miało jej dać więcej możliwości rozwoju. Nigdy nie miała szansy żyć jak prawdziwa nastolatka. Marzyła jej się praca projektantki mody, a skończyła w fabryce szkieł do zegarków. Dzienna stawka – jeden dolar na rękę.

- Pracowałam od 8 do 12 w nocy, czasami nawet dłużej. Nie wiedzieliśmy, co to system zmianowy. Było nas tam kilkunastu i wszyscy godzinami polerowaliśmy szkiełka. To nie była praca marzeń – wspomina milionerka.

Pierwsze sukcesy

W fabryce zegarków czuła się jak niewolnik. Nie wszyscy odważyliby się narzekać, ona tak. Po trzech miesiącach postanowiła, że odchodzi. Nie zrobiła jednak tego po cichu. Napisała list do szefa, w którym narzekała na godziny pracy i nudę. Krytykowała warunki panujące w zakładzie i jednocześnie była wdzięczna szefowi, że dał jej szansę.

Ten, zamiast pozbyć się marudnego pracownika, docenił ją. Poprosił, by została i zaoferował jej nawet awans. Nie mogła odmówić. Po latach przyznaje, że właśnie tu zaczęła się jej droga na szczyt. Przez następne trzy lata pięła się po kolejnych szczeblach kariery w firmie. Miała 22 lata, gdy zdecydowała się opuścić bezpieczne stanowisko i zaryzykować z otworzeniem własnego biznesu. – W czasach szybkiego wzrostu gospodarczego w Chinach było mnóstwo możliwości dla przedsiębiorców, w tym kobiet. To pozwoliło mi rozwinąć swoją firmę – mówiła w wywiadzie dla „Financial Review”.

Komuniści na czele z Mao Zedongiem promowali przez lata równość płci. Dziś żaden inny kraj nie może pochwalić się tak licznym gronem milionerek, które swoją pozycję wypracowały samodzielnie. Zhou Qunfei wystartowała ze swoim nowym pomysłem, choć na koncie miała niewielką sumę. Zaangażowała się oczywiście w produkcję szkieł do zegarków.

Skromna milionerka

Daleko było jej do stereotypowej pani bizneswoman. Większość prac w firmie wykonywała sama. Była rzemieślnikiem, zarządcą, tworzyła nowe strategie rozwoju. Zupełnie przez przypadek jej praca została dostrzeżona przez wielkie korporacje. W 2003 roku skontaktowali się z nią szefowie Motoroli z propozycją, by wykonała szklane ekrany do ich nowego telefonu komórkowego.

- Odebrałam telefon, a oni tylko powiedzieli: „Powiedz tak lub nie, a jeśli odpowiedź brzmi tak, pomożemy ci we wszystkim”. No to powiedziałam, że się zgadzam – mówi w jednym z wywiadów.

Niedługo później zlecenia zaczęły napływać falami. Odbierała telefony od przedstawicieli m.in. HTC, Nokii czy Samsunga. W 2007 roku zaczęła współpracę z Apple. Qunfei zatrudnia kilkaset tysięcy pracowników, a należące do niej budynki zajmują przynajmniej kilka kilometrów kwadratowych. Pracownicy mówią, że jest wymagająca, ale przy całym sukcesie, jaki odniosła, wyjątkowo skromna. Mieszka w niewielkim apartamencie, lubi kontakt z ludźmi, których zatrudnia.

Nadzoruje cały proces produkcji, pilnuje każdego szczegółu w fabryce. Mówi, że tak wykorzystuje doświadczenia z dzieciństwa. – Mój ojciec stracił wzrok w pracy właśnie przez niedociągnięcia szefostwa. Jeśli coś przekładamy w inne miejsce, to trzeba się upewnić, że nikomu nic się nie stanie. Takiej dbałości o detale wymagam od swoich pracowników – przyznaje.

Przepis na sukces

Jej firma Lens Technology w marcu ubiegłego roku zadebiutowała na chińskiej giełdzie. Według analityków warta jest blisko 6,2 mld dolarów. Ona sama w rankingu „Forbesa” plasuje się na 205. miejscu wśród najbogatszych ludzi świata. Wśród kobiet na tej liście jest z kolei 17. i pierwsza wśród tych, którzy dorobili się na swojej ciężkiej pracy, a nie dzięki rodzinnym koneksjom.

Jej przepis na sukces? - Tajemnica tkwi w chęci do nauki – przyznała dziennikarzom „Forbesa”.

Ona zrobiła spektakularną karierę, ale nie wszystkie Chinki mają tyle szczęścia. Według niej sukces kilku milionerek nie świadczy jeszcze o pozytywnym statusie wszystkich kobiet. - Chcą pracować, ale wiele z nich musi stawić czoła okrutnej dyskryminacji. Inna sprawa to wykorzystywanie seksualne w firmach. To wciąż jest palący problem. Młode dziewczyny mają większe szanse to zmienić, bo są znacznie lepiej wyedukowane – dodaje.

md/ WP Kobieta

Zobacz także
Komentarze (36)