Zofia Kossak-Szczucka: antysemitka, która w czasie okupacji ratowała Żydów
Życie skutecznie wyleczyło ją z przywiązania do rzeczy materialnych. Nosiła skromne, nie rzucające się w oczy suknie z niskim stanem lub przewiązane paskiem i buty na płaskich obcasach. Makijażu nie tolerowała, a "pacykowanie się" uważała za dowód lekkich obyczajów. Przed wojną była absolutną antysemitką, która straszyła swoich czytelników "ekspansją Żydów". Później zaangażowała się w ich ratowanie.
09.04.2017 | aktual.: 09.04.2017 11:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przed II wojną światową Zofia Kossak-Szczucka była, jak znaczna część polskiej inteligencji o przekonaniach narodowych, zdeklarowaną antysemitką. W 1936 roku na łamach tygodnika "Prosto z Mostu" napisała: "Żydzi są dla nas istotnym i strasznym niebezpieczeństwem rosnącym z każdym dniem. Obsiedli nas jak jemioła próchniejące drzewo. (…) Zajęte są przez nich wszystkie dziedziny, wszystkie placówki. Stwarza się położenie niemożliwe do zniesienia. I społeczeństwo, choć tak na ogół bierne, czuje to".
Po agresji Niemiec na Polskę, stworzyła "Żegotę" - jedyną w krajach podbitych przez III Rzeszę podziemną organizację, która niosła pomoc mordowanym przez Niemców Żydom. Sama też czynnie włączyła się w akcję pomocową, ratując zagrożone śmiercią żydowskie dzieci i dostarczając fałszywe dokumenty dla ich rodziców. To wszystko czyniła w kraju, w którym za pomoc prześladowanym Żydom groziła kara śmierci i to nie tylko bezpośredniemu sprawcy "przestępstwa", ale także całej jego rodzinie.
Każda jej książka była bestsellerem
9 kwietnia 1968 roku zmarła Zofia Kossak-Szczucka. Była bratanicą Wojciecha Kossaka, słynnego malarza batalisty, wnuczką Juliusza Kossaka oraz stryjeczną siostrą Magdaleny Samozwaniec, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i malarza Jerzego Kossaka. Książki Zofii Kossak-Szczuckiej rozchodziły się przed 1939 rokiem w mgnieniu oka. Potoczysty, żywy język, zajmująca akcja czyniły z jej powieści historycznych ulubioną lekturę czytelników w każdym wieku. Do najbardziej poczytnych zaliczyć tu trzeba słynną trylogię poświęconą wyprawom krzyżowym i Ziemi Świętej: "Krzyżowców", "Króla Trędowatego" oraz "Bez Oręża".
W swoich publikacjach Kossak-Szczucka dawała świadectwo głębokiego patriotyzmu i przywiązaniu do tradycji katolickich. Jej przedwojenna publicystyka, zwłaszcza ta z oenerowskiego "Prosto z Mostu" świadczyła jednak o głębokich antysemickich resentymentach. Pisarka niejednokrotnie wzywała do "powstrzymania ekspansji Żydów", ale "bez uciekania się do bojkotu ekonomicznego i pogromów".
Pierwsza powiedziała o Holocauście
Czy 1 września 1939 roku przekreślił te poglądy? Nie, data agresji niemieckiej wzięła je w nawias. Pisarka zaangażowała się w ratowanie Żydów bez reszty, ale nie zmieniła swoich poglądów o ich negatywnej, jej zdaniem, roli społecznej w Polsce. Dlatego też w opublikowanym w sierpniu 1942 roku "Proteście", w którym jako pierwsza na świecie pisała o Holocauście, obok pełnych pasji zdań: "Świat patrzy na tę zbrodnię, straszliwszą niż wszystko, co widziały dzieje – i milczy. (...) Ginący żydzi otoczeni są przez samych umywających ręce Piłatów. Tego milczenia dłużej tolerować nie można. (...) Jest ono nikczemne. Wobec zbrodni nie wolno pozostawać biernym. Kto milczy w obliczu mordu – staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia – ten przyzwala", napisała także: "Uczucia nasze względem Żydów nie uległy zmianie. Nie przestajemy uważać ich za politycznych, gospodarczych i ideowych wrogów Polski".
Być może wpływ na takie poglądy miały dramatyczne przeżycia z czasów bolszewickiego przewrotu, który przeżyła na dawnych polskich kresach i opisała w książce pt. "Pożoga". Sowieccy komisarze byli przecież często żydowskiego pochodzenia…
Przykładna żona, matka i katoliczka
Te doświadczenia zahartowały ją na całe życie. Nauczyły ją także solidarności, gotowości do obrony słabszych. Rewolucja bolszewicka i upadający na jej oczach stary, romantyczny świat polskich dworów kresowych, wyleczyły ją skutecznie z przywiązania do rzeczy materialnych. Było to widać nawet w jej ubiorze. Nosiła skromne, nie rzucające się w oczy suknie z niskim stanem lub przewiązane paskiem i buty na płaskich obcasach. Ascetycznemu ubiorowi towarzyszyła minimalistyczna fryzura – włosy obcinała "na pazia" lub też wiązała w kok. Nie malowała się. Makijażu nie tolerowała także u innych kobiet. "Pacykowanie się" uważała za dowód lekkich obyczajów.
Jej życie osobiste nie mogło stanowić żeru dla przedwojennej prasy brukowej (tzw. „czerwoniaków”). Przykładna żona, wzorowa matka, patriotka i głęboko wierząca katoliczka, to nie były tematy dla bulwarówek. Pod tym wszystkim kryło się jednak czułe na krzywdę innych serce, co pokazał tragiczny wojenny czas.
Z Izraela dostała medal, z Polski kazano jej się wynosić
Za ratowanie Żydów zapłaciła uwięzieniem w obozie Auschwitz. Można powiedzieć, że los obszedł się z nią "litościwie". Uratowała życie, niemieccy oprawcy brutalnie ją "tylko" torturowali, wybijając między innymi wszystkie zęby. Męczarnie jej nie złamały, nie wydała gestapowcom żadnego ze współpracowników "Żegoty". Izraelski instytut Yad Vashem nagrodził po wojnie Zofię Kossak-Szczucką medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata".
W Polsce także o niej pamiętano. Ludowa władza postanowiła ja należycie "uhonorować". Wezwana przez Jakuba Bermana, komunistycznego nadzorcę bezpieki, pisarka usłyszała, że „albo wyjedzie za granicę, albo trafi do więzienia, jako człowiek londyńskiego rządu emigracyjnego”.
Wybrała emigrację. Polskę opuściła razem z mężem w 1945 roku. Przez dwanaście lat małżonkowie prowadzili fermę w Kornwalii. Gdy wrócili, w 1957 roku do Polski, razem z nimi wróciła też do ojczyzny zakazana przez lata twórczość Zofii Kossak-Szczuckiej. Pamięć o zmarłej w 1968 roku pisarce żyje nie tylko wśród czytelników. Pamiętają też o niej potomkowie uratowanych przez nią Żydów.