„Został tylko ból”. Rząd zrujnował im życie
Oszukali nas. Powiedzieli, że jeśli przyjdziemy do szpitala, to zrobią nam darmowe badania, dostaniemy leki i jedzenie. Mówili, że to dla naszego dobra, że jeśli się nie zgodzimy, to już nigdy nie przyjmie nas żaden lekarz
11.04.2016 | aktual.: 13.04.2016 16:23
- Oszukali nas. Powiedzieli, że jeśli przyjdziemy do szpitala, to zrobią nam darmowe badania, dostaniemy leki i jedzenie. Mówili, że to dla naszego dobra, że jeśli się nie zgodzimy, to już nigdy nie przyjmie nas żaden lekarz – wspomina Esperanza, jedna z kobiet, które stały się ofiarami przymusowych sterylizacji kobiet w Peru w latach 90. Ponad 300 tysięcy kobiet przeżyło koszmar.
Esperanza, podobnie jak pozostałe kobiety, uwierzyła, że wizyta w szpitalu będzie dla niej czymś dobrym. Na miejscu okazało się, że był to początek koszmaru. – Kobiety płakały, krzyczały z bólu. Cięli nas szybko. Traktowali jak zwierzęta. Nie było żadnych darmowych leków dla nas ani jedzenia, nic. Kiedy lekarze kończyli operować, odsyłali kobiety z powrotem do domu – opowiada Peruwianka w rozmowie z „BBC”.
Wszystko zaczęło się w 1995 roku. Sytuacja finansowa w kraju była fatalna. Nowe reformy miał wprowadzić rząd Alberto Fujimoriego. Obiecywał, że kraj wyjdzie z gospodarczej zapaści, a wszystkim będzie się żyło lepiej – standardowe obietnice w czasach kryzysu. Jego rząd miał na koncie kilka sukcesów. Ogłoszono prywatyzację gospodarki, rynek otwarto dla zagranicznych firm, miasta rosły w siłę. Zmiany pociągały jednak wielkie koszta. Tysiące ludzi straciło pracę, jeszcze więcej zaczęło żyć w skrajnej biedzie.
Fujimori zaproponował radykalne rozwiązanie. Skoro reformy blokują biedni, to trzeba zmniejszyć ich liczbę w kraju. Pomysł, by wprowadzić Program Planowania Rodzinnego, spodobał się ekonomistom. Peru pomagał w tym Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Rządzący dostali od Amerykańskiej Agencji Międzynarodowej Pomocy Rozwojowej (USAID) 30 milionów dolarów na wsparcie programu.
Zysk rządu
Na początku pojawiły się plakaty i ogłoszenia w mediach. Peruwiankom obiecywano „szczęście i dobrobyt”. Organizowano spotkania, podczas których opowiadano o antykoncepcji, promowano edukację seksualną. To wymagało jednak i czasu i nakładów finansowych. Prostsze wydawało się inne rozwiązanie, chirurgiczna sterylizacja. Kiedy Fujimori przemawiał na konferencji poświęconej problemom kobiet zorganizowanej przez ONZ w Pekinie w 1995 roku, rząd wykreślał właśnie zapis dotyczący zakazu sterylizacji jako metody antykoncepcji.
– Żeby nas przekonać, organizowali wielkie kampanie. Gromadzili ludzi z całej wioski. Pytali, ile z nas zechce się wysterylizować. W tym nastroju ożywienia i w zamieszaniu namawiałyśmy się nawzajem. Dodawałyśmy sobie odwagi. Szłyśmy jak na bal - opowiadała twórcom filmu „Zniewolone łono” Lorenza, jedna z pacjentek.
Kobiety, a w szczególności Indianki, które stanowiły najliczniejszą grupę w społeczeństwie, wierzyły urzędnikom, że to wszystko dla ich dobra. Dlaczego miało być inaczej? Nikt nie mówił o żadnych skutkach ubocznych, obiecywali darmowe jedzenie, leki. Dodatkowo zabiegi były bezpłatne. Z miesiąca na miesiąc przeprowadzano kolejne operacje na kobietach. Później urzędnicy zaczęli chłodną kalkulację. Trzeba było przyśpieszyć realizację programu.
Rok po jego wprowadzeniu ustawiono minimalne progi ilościowe. W 1996 roku trzeba było przeprowadzić 120 tys. zabiegów, a w kolejnym już o 30 tys. więcej. Operowania uczono pediatrów i pielęgniarki. Wszyscy oni mogli liczyć na dodatkowe bonusy pieniężne, do tego wypłacane w dolarach od każdej przeprowadzonej operacji. Jak pisze Michał Staniul na łamach „Blizn świata”, placówki z najlepszymi wynikami otrzymywały co roku nagrodę, a medycy, którzy odmawiali przeprowadzenia operacji lub wykonywali ich zbyt mało, tracili pracę.
Jedną z lekarek, które odmówiły, była dr Rogelio del Carmen Martino, która w rozmowie z „Al Jazeera” opowiedziała, jak jej zespół dostał rozkaz wysterylizowania 250 kobiet w trzy dni. – To było technicznie niemożliwe. Takie operacje zagroziłyby życiu pacjentek. Musielibyśmy pracować jak maszynka do chorizo. Pojechaliśmy więc do Limy, by spotkać się z ludźmi, którzy taki rozkaz wydali. Nie potrafili zrozumieć, że to, o co proszą, to absurd – wspomina.
Koszmar kobiet
Według opublikowanych w 2002 roku danych jajniki podwiązano u 260,874 tys. kobiet pomiędzy 1996 a 2000 rokiem. Oficjalnie mówi się, że program wprowadzony przez rząd objął 300 tys. kobiet. O tym, jak wyglądały operacje i życie tuż po nich, opowiedziały same zainteresowane. Pomysłodawcy projektu „Quipu” zebrali zeznania ponad 130 kobiet. Każda z Peruwianek, która przed laty zmuszona była do sterylizacji, mogła zadzwonić na specjalną infolinię i opowiedzieć anonimowo swoją historię.
- Byliśmy biedni. Jedno z moich dzieci było strasznie niedożywione. Poszłam więc szukać pomocy w szpitalu. Pielęgniarki powiedział mi tam: „OK, damy ci jedzenie, ale tylko wtedy, gdy przejdziesz zabieg. Jeśli się nie zgodzisz, nie dostaniesz nic. Macie zbyt wiele dzieci, tak jak jakieś króliki” – opowiada jedna z nich.
- Trzęsłam się z nerwów. Stałam gdzieś z tyłu, aż wreszcie mnie wywołali. Kazali mi się rozebrać. To było poniżające. Trzech mnie trzymało, by lekarz mógł zrobić zastrzyk. Następne co pamiętam, to jak leżę na stole operacyjnym. Spojrzałam na swoje ciało, a wszędzie było pełno krwi. Po operacji przenieśli mnie do pokoju, w którym były inne kobiety. Nie wiedziałyśmy, co teraz będzie. Byłyśmy bezsilne, nie mogłyśmy nawet płakać. Następnego dnia kazali nam się wynosić, a my nie mogłyśmy nawet chodzić. Ktoś miał załatwić nam transport do domu, ale wracałyśmy pieszo. Zaakceptowałam to, że nie mogę mieć dzieci. Tylko że sprawdzili na nas mnóstwo dolegliwości. Od tamtego czasu nie mogę normalnie chodzić, pracować – wspomina inna.
Lekarze nie przejmowali się tym, jak na miejscu traktowano pacjentki.
- Zamknęli bramę, która wiodła do szpitala. Kiedy kobiety zobaczyły, jak inne dziewczyny płakały z bólu, chciały odejść. Ale nie pozwolono im. Niedługo i mnie to czekało. Dali mi znieczulenie, a chwilę później usłyszałam, jak jedna z pielęgniarek mówi: „Ta pani jest w ciąży”. Prosiłam ich, by nie zabijali dziecka, że prędzej sama umrę, nim pozwolę, by coś mu się stało. Malec nie przeżył. Ja zostałam z potwornym bólem, który towarzyszy mi każdego dnia. Kiedy zmuszam swoje ciało do wysiłku, mój brzuch puchnie, boli mnie u dołu. Już nie mogę pracować. Zrobili nam to, bo nie potrafiłyśmy powiedzieć „nie”. Opowiadamy o tym, bo to nie może się już powtórzyć – mówi inna z kobiet.
Wśród osób, które trafiały do szpitali, byli także mężczyźni. Wysterylizowano około 24 tys. Peruwiańczyków.
– Policjanci powiedzieli mojemu mężowi: jeśli ona nie da się wysterylizować, aresztujemy cię tak, jak stoisz i wykastrujemy zamiast niej. Związali mnie i wrzucili do bagażnika. Potem zawlekli na salę operacyjną – mówiła dla „Insight News TV” Rudesinda Quillawamang.
„Nigdy więcej”
Program załamał się pod koniec lat 90. Polityka Fujimoriego miała zapewnić dobrobyt, a skończyło się na tym, że w niektórych częściach Peru nastąpił kryzys demograficzny, a co za tym idzie – spadek gospodarczy. Dla większości rodzin, które utrzymywały się z uprawy ziemi, najważniejsze było posiadanie potomstwa, któremu można by było przekazać gospodarstwo. Te kobiety, które dzieci mieć nie mogły, były przez mężczyzn spisywane na straty.
W 1997 roku w mediach pojawiły się pierwsze doniesienia o tym, że peruwiański program nie ma nic wspólnego z dobrowolnością.
– Pewnego dnia weszłam do szpitala i zobaczyłam dwadzieścia dopiero co zoperowanych kobiet klęczących na podłodze w kałużach krwi. Wtedy rozpoczęłam walkę przeciwko tej zbrodni – mówiła dziennikowi „Publico” Josefa, jedna z aktywistek.
Dziennikarze zaczęli docierać do kobiet, które opisywały im koszmar, jakiego doświadczyły w szpitalach. Przeciw przymusowej sterylizacji opowiedzieli się także duchowni. Gdy w Stanach Zjednoczonych odkryto, na co wydawano pieniądze przekazywane rządowi Peru z funduszy USAID, wybuchły masowe protesty. Amerykanie zaczęli domagać się, by Peruwiańczycy respektowali prawa człowieka.
W 1998 roku liczba zabiegów spadła, ale całkowicie zaprzestano je przeprowadzać dopiero w 2000 roku, po ucieczce prezydenta. Niedługo później trafił do więzienia za łamanie praw człowieka i korupcję. Nowy rząd rozpoczął dochodzenie, ale poprzednicy większość dokumentów zdążyli zniszczyć. Na ławie oskarżonych zasiadło kilku ministrów, kilkanaście rodzin dostało od szpitali wielotysięczne odszkodowania. W 2009 roku prokuratura przyznała, że program planowania rodziny był zbrodnią przeciwko ludzkości, ale sprawa została wyciszona. Nikt nie chciał płacić za błędy Fujimoriego.
Pozwy do dziś trafiają do Międzyamerykańskiego Trybunału Praw Człowieka. Aktywiści wciąż dokumentują historie kobiet, które powtarzają, że taki koszmar nie może się już powtórzyć. Ostatnio o sprawie znów zrobiło się głośno, a to za sprawą córki Fujimoriego, Keiko, która kandyduje właśnie w wyborach prezydenckich.
md/ WP Kobieta