Zrywała zaręczyny czterokrotnie. "Problem leżał we mnie, nie w partnerach"
Trzy odwołane wesela, jeden niedoszły mąż porzucony dzień przed ślubem, mnóstwo złych emocji i straconych pieniędzy. Agata przyznaje, że jest seryjną narzeczoną. Na terapii zrozumiała, że boi się zaangażować. Wcześniej sądziła, że po prostu nie trafiła na tego jedynego.
30.09.2021 13:12
"Uciekająca panna młoda" z Julią Roberts i Richardem Gere to jedna z najsłynniejszych komedii romantycznych. Grana przez Roberts Maggie Carpenter ucieka sprzed ołtarza trzykrotnie. W jednej ze słynnych scen pędzi w śnieżnobiałej sukni ślubnej na koniu.
Takiej nietuzinkowej ucieczki nie ma za sobą 36-letnia Agata, choć z bohaterką filmu mocno się utożsamia. – Seryjna narzeczona to ja – przyznaje.
Życie bywa beznadziejne
Pierwszego narzeczonego poznała jeszcze w szkole średniej. – To był mój pierwszy chłopak i pierwsza miłość w ogóle – opowiada. Po 5 latach, jako 22-latkowie, postanowili się pobrać. – Łukasz zorganizował niezapomniane zaręczyny, zupełnie jak z filmu: płatki róż, świece, muzyka. Od razu się zgodziłam.
Oboje byli wtedy na studiach, pracowali głównie w weekendy, ale wierzyli, że jakoś to będzie. Agata przez rok planowała ślub. – Nasi rodzice chcieli nam zorganizować wesele w ramach prezentu, więc pieniądze nie stanowiły problemu – przyznaje. Agata i Łukasz wybrali termin, świadków, a po długich poszukiwaniach również salę weselną. Potem fotografa, kamerzystę, samochód i wszystko to, co wiąże się z organizacją ślubu oraz wesela. Przyszedł i czas na suknię ślubną. – Była piękna, wymarzona. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy ze swojego problemu, a mianowicie, że bardziej zależało mi na tej sukni i samym ślubie niż na tym, co będzie potem – mówi Agata.
Przez założenie, że "jakoś to będzie", całą energię włożyli w planowanie ślubu. Na zastanowienie się, co dalej, energii już im nie wystarczyło. Pozostał miesiąc do ślubu, kiedy Agatę odwiedziła starsza siostra. U jej męża zdiagnozowano nowotwór złośliwy. W domu troje dzieci, na głowie kredyt. – Była wrakiem i gdy zaczęła o tym wszystkim opowiadać, dotarło do mnie, jakie życie bywa beznadziejne.
To wtedy przestraszyła się pierwszy raz. Drugi – gdy okazało się, że jej przyjaciółkę od miesięcy zdradza mąż. Też mieli dzieci i kredyt. – Zrozumiałam, że nie jestem gotowa na ślub. Wolałam poczekać – przyznaje Agata. Niestety jej narzeczony czekać nie chciał. W głowie mu się nie mieściło, że mieliby coś przekładać albo tym bardziej odwoływać. Wybuchła awantura i ostatecznie Agata zdecydowała o rozstaniu. Suknię sprzedała na Allegro.
Trzeci pierścionek zaręczynowy
Po Łukaszu był Bartek. Dwa lata związku, zaręczyny na Gubałówce. Ale wesela nawet nie zaczęli planować, bo Agata zrozumiała, że Bartek to nie ten. – Fakt, że poznałam wtedy Norberta, z którym wkrótce potem się związałam. Po prostu nagle poczułam, że fajnie się z Bartkiem bawię, ale nie widzę siebie u jego boku za 10, 20, 30 lat – mówi Agata.
Norbert z początku rokował dobrze. Po pół roku zaproponował, żeby Agata się do niego wprowadziła. Zgodziła się, bo jak twierdzi, była zakochana. Kilka miesięcy później poprosił ją o rękę. – Nie powiedziałam mu, że to mój trzeci pierścionek zaręczynowy. Zresztą mówi się, że do trzech razy sztuka, więc miałam nadzieję, że Norbert to naprawdę będzie już ten. Zaczęliśmy planować ślub. Rodzice mieli mi za złe to pierwsze odwołane wesele, bo utopili sporo pieniędzy, na szczęście Norbert dobrze zarabiał, ja też miałam pracę, więc wzięliśmy wszystko na siebie – relacjonuje Agata.
I znowu szukanie, rezerwowanie, płacenie zaliczek. Wszystko zdawało się zmierzać w dobrym kierunku. Co więc się stało? – Wspólne mieszkanie to punkt obowiązkowy, jeśli się o kimś myśli poważnie. Różne rzeczy zaczęły mi przeszkadzać – wyznaje Agata. Np. to, że Norbert dzielił czynności na "męskie" i "żeńskie", co oznaczało, że nie wynosił śmieci ani po sobie nie zmywał. Bywał też opryskliwy. – Krytykował moją pracę i znajomych, coraz więcej mu się nie podobało.
Ostatecznie Agata zwróciła trzeci pierścionek zaręczynowy. Zaliczka w kwocie 3000 zł przepadła. – Dobrze, że przynajmniej sukienki nie kupiłam, więc nie musiałam jej sprzedawać – mówi Agata.
Czwartemu narzeczonemu niemal uciekła sprzed ołtarza – ślub w sobotę odwołała… w piątek. Dlaczego zerwała zaręczyny? O tym związku nie chce opowiadać, mówi tylko, że była po trzydziestce i czuła presję, żeby się ustatkować. Ale to właśnie za czwartym razem zorientowała się, że problem musi tkwić w niej, a nie, jak dotąd sądziła, w partnerach.
Przekroczyć Rubikon
– Rzeczywiście zdarzają się osoby, które przeżywają silny, czasem nie do końca świadomy lęk przed wejściem w stabilny i trwały związek. Choć często deklarują, że bardzo pragną związku czy małżeństwa, nie wychodzi im to – tłumaczy Izabela Słoniewska, psycholog z Kliniki PsychoMedic.pl. Przyczyny? Mogą być bardzo różne. Zdaniem Izabeli Słoniewskiej dużo zależy od wcześniejszych doświadczeń czy obserwacji związku własnych rodziców, pozycji matki, zachowania ojca. Również rozstanie rodziców może być ważnym powodem późniejszych trudności.
Agata dzięki terapii zrozumiała, dlaczego tyle razy zrywała zaręczyny. – Chodziło o lęk przed małżeństwem, a źródło problemu leżało oczywiście w moim dzieciństwie – przyznaje.
– Lęk przed bliskością, zaangażowaniem, odsłonięciem, byciem zaakceptowanym, lęk przed utratą czy w końcu bardzo częsty lęk przed zależnością mogą być przyczyną trudności w zawiązaniu stabilnego i trwałego związku. Małżeństwo jest dla wielu przekroczeniem Rubikonu: jeśli się zdecyduję, to tracę wolność, niezależność, wchodzę w zobowiązanie na całe życie. Niektórzy chcą tego uniknąć – zauważa psychoterapeutka.
Czasem zdarza się, że ktoś przyjmuje zaręczyny pod presją – rodziny albo własną na zasadzie: "Mam już swoje lata" czy "Tak długo jesteśmy już razem". – Podjęta wtedy decyzja staje się zaspokojeniem nie do końca własnych oczekiwań i może się zdarzyć, że mimo przeżywanych wątpliwości, ktoś zmieni decyzję tuż przed finałem, orientując się, że albo teraz się wycofa, albo "klamka zapadnie" – zauważa Izabela Słoniewska, dodając, że czasem ludzie nagle zrywają zaręczyny, bo na światło dzienne wychodzą nieznane wcześniej fakty, zdrady czy kłamstwa.
Często terapia jest jedynym sposobem na przerwanie błędnego koła. – Tego typu trudności to częsta przyczyna zgłaszania się do psychoterapeuty – przyznaje psycholog z Kliniki PsychoMedic.pl. – Już sam fakt utrzymania stałej, angażującej relacji z psychoterapeutą jest zaczątkiem pracy w obrębie wymienionych lęków.
Imię bohaterki i jej narzeczonych zmienione.