Związek z rozsądku czy z miłości?
08.07.2010 20:33, aktual.: 12.07.2010 13:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Obecnie ideałem promowanym w naszej kulturze jest związek, który jest owocem prawdziwej, głębokiej miłości. Romantyczne relacje są wynoszone na piedestał, wystarczy obejrzeć parę filmów, czy posłuchać popularnych piosenek. Niemal wszyscy marzą o odnalezieniu swojej pasującej "połówki". Czy jednak rzeczywiście dzisiejsze związki wolne są od kalkulacji i posługiwania się rozsądkiem zamiast tylko porywami serca?
Obecnie ideałem promowanym w naszej kulturze jest związek, który jest owocem prawdziwej, głębokiej miłości. Romantyczne relacje są wynoszone na piedestał, wystarczy obejrzeć parę filmów, czy posłuchać popularnych piosenek. Niemal wszyscy marzą o odnalezieniu swojej pasującej "połówki". Czy jednak rzeczywiście dzisiejsze związki wolne są od kalkulacji i posługiwania się rozsądkiem, zamiast tylko porywami serca?
Michael Mary, niemiecki terapeuta par i autor książki "Mity miłości", dość brutalnie obchodzi się z przekonaniami na temat miłości romantycznej i tego, co powoduje, że związek jest udany. Według niego, kiedyś sprawy były o wiele prostsze, bowiem dwie podstawowe funkcje relacji były oddzielone od siebie, a dziś próbujemy je "wcisnąć" w jedną relację, co jest niezmiernie trudne.
Te dwie funkcje to, z grubsza rzecz ujmując, zaspakajanie namiętności i zabezpieczenie społeczno-ekonomiczne, czyli tak zwane ustatkowanie się. Kiedyś ludzie zawierali małżeństwa po to, by osiągnąć pewien status społeczny oraz mieć zapewniony byt. Stąd wszystko było przemyślane i zaplanowane, szukano "dobrych partii", a małżeństwa pieczętowały alianse między rodami. Między małżonkami nie było raczej ognia namiętności, za to z czasem często tworzyła się (choć oczywiście nie zawsze) dość stabilna więź oparta na szacunku, lojalności i poczuciu wspólnoty.
Zaspokojeniu potrzeb emocjonalno-erotycznych służyła instytucja kochanki/a…Wg. Mary'rego te dwie funkcje, bezpieczeństwa i namiętnych uczuć są ze sobą sprzeczne (bezpieczeństwo wymaga stabilizacji, stabilizacja dla namiętności może być zaś zabójcza), dlatego tyle rozczarowań przynoszą współczesne relacje, w których oczekuje się pogodzenia obu tych aspektów. Z drugiej strony, wydaje mi się, że choć jesteśmy kuszeni mitem romantycznej miłości, to nie jesteśmy w stanie uchronić się przed kalkulacjami. Nie ma co się oszukiwać, małżeństwo nadal pełni również funkcję stabilizującą, więc kwestie bezpieczeństwa są istotne. To niekoniecznie musi mieć wymiar finansowy, może na przykład przejawiać się w podjęciu decyzji o związaniu się na stałe, ponieważ partner jest "dobrym człowiekiem", troskliwym i opiekuńczym, dbającym o rodzinę i tak dalej. Tego rodzaju zalety mogą wydawać się bardzo cenne i rekompensujące braki w sferze emocjonalnej…Nie szaleję za nim, ale jest nam całkiem dobrze, przyszłość wygląda pewnie, więc
nierozsądnym wydaję się zrezygnowanie z tego w poszukiwaniu porywów serca…
Czy takie podejście jest dobre? Jeśli ktoś podejmuje w ten sposób decyzję o małżeństwie, a w głębi serca nadal tęskni za księciem na białym koniu, który wyrwałby z okowów nudnej codzienności lub za kimś, z kim będzie dzielić coś więcej niż tylko dach nad głową, to raczej nie będzie szczęśliwy. Jeśli z drugiej strony osoba weźmie odpowiedzialność za swoją decyzję i będzie dbać o budowanie pozytywnej więzi z partnerem, to może uda się zbudować coś, o co można by nazwać dojrzałą miłością.
Porywy namiętności mają to do siebie, że zaślepiają i nie pozwalają dojrzeć partnera takim, jakim jest naprawdę. Szczęściarze budzą się z zakochania przy osobie, z którą rzeczywiście chcą być i budować dalej stabilność - ci też pewnie mają szansę na miłość dojrzałą. Reszta - rozczarowana - rozstaje się, bądź grzęźnie w nieszczęśliwym związku.
Na relacje nie ma sprawdzonych przepisów ani recept. Na pewno jakaś doza trzeźwej oceny sytuacji jest potrzebna, choćby po to, by sprawdzić na ile zgodne są wzajemne oczekiwania, wartości, cele. Zaangażowanie emocjonalne jest oczywiście niezbędne, by stworzyć satysfakcjonujący związek, a namiętność może być bardzo silnym spoiwem relacji. Jednak prędzej czy później wygasa i pojawia się pytanie - co pozostało? Jednym z naszych wyzwań i lekcji wydaje się być umiejętność z jednej strony podążania za emocjami, a z drugiej nauczenie się odróżniania miłości od zakochania. A bólu i rozczarowań i tak nie unikniemy...