Blisko ludzi"Zwykle młode dziewczyny idą się na miasto zabawić". Te kobiety zostały królowymi mafii

"Zwykle młode dziewczyny idą się na miasto zabawić". Te kobiety zostały królowymi mafii

"Zwykle młode dziewczyny idą się na miasto zabawić". Te kobiety zostały królowymi mafii
Źródło zdjęć: © East News
31.03.2018 13:00

Griselda do gangu trafiła jako dziecko. Po latach miała do dyspozycji armię przestępców. Phoolan została Królową Bandytów, a później deputowaną parlamentu. Xie rządziła w Chinach, a Sandra w Meksyku. To prawdziwe królowe mafii. I tylko jedna historia kończy się happy endem.

350 tysięcy widzów – taki był bilans weekendu otwarcia najnowszej odsłony sensacyjnej serii "Pitbull". Postacią, która nadała ton – podobno ostatniej – części cyklu, była tym razem Doda. Kreowana przez nią bohaterka to dziewczyna, która w szybkim tempie przechodzi długą drogę: od kelnerki do szefowej gangu. Mówią o niej Czarna Wdowa. Złośliwi mówią, że wystarczyło zagrać siebie – pyskatą seksbombę. Wystarczy jednak rzut oka na historie prawdziwych liderek grup przestępczych na świecie, by uznać, że wybór reżysera był idealny.

Nawet ksywka "Czarna Wdowa" nie zaskakuje. – Jedną z najbardziej bezlitosnych i odnoszących największe sukcesy osób w tym biznesie była kobieta z Medellin, którą wszyscy tam znali jako Griseldę Blanco, nazywaną też Czarną Wdową, bo każdy z jej trzech mężów zginął – wspominał Roberto Escobar, brat najsłynniejszego kolumbijskiego narkobarona we wspomnieniach "Escobar. Drugs, Guns, Money, Power".

– W tamtym czasie, gdzieś na przełomie lat 60. i 70. nieliczni przerzucali jeszcze kokainę z Peru do Kolumbii, i dalej, do Stanów Zjednoczonych – wspominał Ricardo. – Ale ludzie, którzy to robili, nigdy nie przewozili więcej, jak kilka kilo za jednym razem. Był z tego dobry zysk, a nie było to ani trudne, ani niebezpieczne. Nie było jeszcze karteli, co najwyżej kilka osób, które były w tej branży ważniejsze niż inni – dorzucał.

Do tych "ważniejszych" należała Blanco. Do słynącego z przestępczości Medellin trafiła jako trzylatka i szybko miała przesiąknąć lokalną atmosferą: po latach jej chłopięca miłość wspominała, że już jako jedenastolatka porwała dziecko z sąsiedztwa, by zażądać za nie okupu. Wkrótce później miała zająć się kradzieżami kieszonkowymi, a jako czternastolatka uciekła z domu przed obmacującym ją kochankiem matki. W połowie lat 70., już jako szanowana liderka gangu, wyprowadziła się do Stanów, zakładając w Miami firmy, które miały stać się filarem przemytniczego biznesu narkotykowego.

Obraz
© East News

Choć Amerykanie szybko połapali się, kim jest przedsiębiorcza emigrantka, to Czarna Wdowa wymykała się im latami. Na przełomie lat 70. i 80. Blanco miała pod swoimi rozkazami armię gangsterów, którzy na narkotykach miesięcznie "robili obroty" rzędu 80 mln dolarów. Jedyny błąd, jaki popełniła, to nadmiar brutalności: z rywalami rozprawiała się szybko i bez ceregieli, co w końcu sprawiło, że schwytanie jej i rozbicie jej gangu stało się dla Amerykanów priorytetem. Miała już wtedy trochę dosyć: świadkowie wspominali, że powoli dzieli swoje biznesowo-przemytnicze imperium między synów.

Gdy agenci DEA osaczyli ją w 1985 roku w Kaliforni, być może uratowali jej życie: następne 19 lat Czarna Wdowa miała spędzić w amerykańskim, relatywnie komfortowym, więzieniu – gdzie największym zagrożeniem było pogarszające się zdrowie i zawał, który przeszła w 2002 r. Dwa lata później wyszła na wolność – świat w niczym nie przypominał już czasów sprzed dwóch dekad. Pozostawało jedynie wrócić do Medellin. Udało jej się nawet przeżyć tam kilka kolejnych lat. Aż do pewnego letniego wieczora w 2012 roku, kiedy to Blanco poszła do rzeźnika w sąsiedztwie. Zdążyła zamówić całą furę mięsa – podobno za równowartość 150 dolarów – kiedy pod masarnię zajechał motocykl. Zamaskowany pasażer bez pośpiechu zsiadł z siodełka pasażera, wszedł do masarni, wyciągnął pistolet i dwukrotnie strzelił 69-letniej eksgangsterce w głowę. Po czym bez pośpiechu wrócił na motocykl i odjechał.

Karma wraca

Dzieciństwo Królowej Bandytów była straszne. – Kładzie mi na rękę na ustach, żeby zagłuszyć moje krzyki, a drugą ręką obmacuje moje piersi. To potwór tak wielki i silny, że jestem całkowicie uwięziona między jego nogami i włochatymi ramionami. Ściska mnie mocno: na pewno połamie mi kości i serce. Poci się, cuchnie jak szakal. Rozszarpie moje ciało – spisywała po latach wspomnienia Phoolan Devi francuska redaktorka. – Próbuje zrobić coś niezrozumiałego dla mnie tym wężem, którego się brzydzę. Boli mnie, boli, ale nie mogę krzyczeć ani gryźć, ani się poruszyć. On odwraca mnie i wywraca na wszystkie strony, denerwuje się i tłucze tak, jak jeszcze nigdy nikt mnie nie bił.

Devi miała jedenaście lat, gdy rodzina wydała ją za mąż za jednego z bogatszych sąsiadów, w Indiach nic nadzwyczajnego. Dziewczynka nie uchodziła za wyjątkową piękność, jako dalitka – czyli ktoś z najniższej w indyjskim systemie kastowym warstwy – nie miała posagu, nie stała za nią bogata czy potężna rodzina. Stała się własnością męża i jego rodziny, a po próbie ucieczki – własnością wioski. Ale uciekła raz i raz jeszcze, by stać się Królową Bandytów.

Obraz
© East News

Znowuż, w Indiach kobiece przywódczynie gangów nie są niczym nadzwyczajnym: Seema Parihar przez osiemnaście lat działalności (1982-2000) uczestniczyła w – zaokrąglając – 70 zabójstwach, 200 porwaniach i 30 napadach. Zaledwie trzy lata temu w ręce tamtejszej policji wpadła Baby, czyli Szaszikala Rameś Patankar, liderka gangu narkotykowego, która zaczynała od sprzedawania na ulicach Bombaju (dziś Mumbaju) mleka, a skończyła jako właścicielka wielomilionowej fortuny. Kilka dekad temu w zaułkach tego samego miasta rządziła Ciotka Bela (nikt nie pomni prawdziwego nazwiska), handlująca wysokoprocentowym ługiem.

Ale żadna z nich nie mogła się równać z Phoolan Devi. Po kolejnej ucieczce od oprawców przyszła Królowa Bandytów trafiła do ukrywającego się w lesie gangu. Została kochanką jego lidera, stopniowo stawała się jego najbliższą powierniczką, a po jego śmierci – ofiarą kolejnego gwałtu. Raz jeszcze uciekała, tym razem, by zostać szefową nowej grupy. I za jej sprawą najbiedniejszy, najludniejszy i najbardziej konserwatywny stan Indii stanął w ogniu: i to dosłownie, bo Phoolan Devi wróciła do wiosek swoich oprawców, puszczając je z dymem.

Ponad dwa lata policja i wojsko w Uttar Pradeś uganiały się za gangiem Królowej Bandytów. Gdy wreszcie poddała się w 1983 roku, trafiła na jedenaście lat do aresztu. W tym samym czasie rosła jej legenda i po jedenastu latach w areszcie okazało się, że procesu nie będzie: władze zaczęły się wycofywać z zarzutów. Znany bollywoodzki reżyser nakręcił o niej patetyczny film, który utrwalił jej ksywkę. Zaledwie dwa lata później Phoolan Devi krajanie wybrali ją na... deputowaną parlamentu.

Obraz
© East News

Karma jednak wraca. Gdy latem 2001 roku Królowa wyszła na ganek swojego bungalowu w Delhi, z głębi ulicy wynurzyło się trzech mężczyzn. Strzelali do niej jak na strzelnicy, trafili pięć razy, prawdopodobnie zabijając Królową Bandytów na miejscu. Obowiązująca do dziś wersja zakłada, że byli mścicielami gwałcicieli zabitych przez gang Phoolan Devi w Uttar Pradeś.

Normalna starsza pani

Gdyby po obejrzeniu "Królowej bandytów" z indyjskiej fabryki snów czy "Pitbulla" w wersji Władysława Pasikowskiego komuś jeszcze brakowało wrażeń, może sięgnąć po chiński thriller "Królowa triad" – zrealizowana z rozmachem, choć dosyć banalna historia wykorzystywanej przez "mocnych mężczyzn" z sąsiedztwa historia dziewczyny, która "bierze sprawy w swoje ręce" i zaczyna zaprowadzać własne porządki w mieście, jest dosyć swobodną wariacją na temat losów azjatyckich liderek gangów.

Obraz
© East News

Najsłynniejsza "królowa triad" zza Wielkiego Muru ma zupełnie inne korzenie: 55-letnia dziś Xie Caiping przez długie lata cieszyła się w 30-milionowym Chongqing (niegdysiejszym Kantonie) bezkarnością, bo jej przyrodni brat był w mieście... szefem policji. Xie mogła zatem bez przeszkód konkurować z lokalnymi gangsterami, a z czasem – zmonopolizować rynek hazardu w mieście. Sieć nielegalnych kasyn podpartymi innymi "usługami" pozwoliła Matce Chrzestnej (jak nazywano ją w metropolii) na utrzymywanie pod nosem partyjnych notabli luksusowej rezydencji, limuzyny mercedesa (która dwie dekady temu musiała naprawdę kłuć w oczy w ascetycznych i biednych wówczas Chinach) oraz legionu młodych kochanków, których w czasie zorganizowanego w 2009 roku procesu doliczono się szesnastu.

Rie Alkemade, urodzona w Japonii i wykształcona w Holandii badaczka japońskiego świata przestępczego, przyznaje, że liderki gangów azjatyckich częściej można spotkać w kinie niż w realnym życiu. W kręgach osób interesujących się japońską yakuzą niemało jest legend o onna-oyabun, "matkach chrzestnych" tamtejszych grup przestępczych. Ich tropy częściej można jednak odnaleźć w źródłach historycznych niż w realnym życiu. – Nie ma już takich, chociaż kiedyś kilka było – miał przyznawać w rozmowie z Alkemade jeden z szefów yakuzy. "Kiedyś" nie oznacza jednak "dawno temu". – Spotkałem jedną – powiedział badaczce jeden z emerytowanych policjantów w Tokio. – Normalna starsza pani. Jej grupa nie była zbyt wielka, może dziesięć osób. Odziedziczyła tę grupę po zmarłym mężu, więc nie było innego wyjścia: musiała ją poprowadzić – dorzucał.

– Zwykle młode dziewczyny idą się na miasto zabawić – opisuje z kolei anonimowy naukowiec z japońskiej akademii policyjnej. – Spotykają młodzieńców, którzy należą do yakuzy, i świetnie się bawią. Często dziewczyny próbują się oderwać od domu, od problemów z rodzicami, a gdy spotykają chłopców, którzy mają podobne problemy, rodzi się silne poczucie wspólnoty, one zaczynają czuć się rozumiane. Czasem wiedzą, że mężczyźni należą do yakuzy, a czasem nie. Ale dla nich przynależność do yakuzy nie jest czymś całkowicie złym. Zaczynają myśleć: "no tak, ale on jest taki fajny" – dodaje.

Milion dolarów to w zasadzie nic

Sandra Avila Beltran nie miała takich rozterek. Dobiegająca dziś sześćdziesiątki "Królowa Pacyfiku" urodziła się w rodzinie przemytników, w jej "trzecim pokoleniu" – i z rzeczywistością gangów miała do czynienia od małego. Przez kolejne trzy dekady ta niegdyś obdarzona filmową urodą Meksykanka rosła w siłę, dzięki rodzinnym koneksjom i pozycji kolejnych partnerów, by w imieniu meksykańskich karteli trząść w końcu granicą meksykańsko-amerykańską.

"To był trzydziestoletni ciąg lotów prywatnymi odrzutowcami, potajemnych operacji plastycznych, by zmienić wygląd i tożsamość, wreszcie morderczych strzelanin na przyjęciach dla VIP-ów" – opisywał fantazyjnie jej życie brytyjski dziennikarz z gazety "The Guardian". Ona sama woli wspominać łapówki wręczane lokalnym politykom. – Największa, o jakiej słyszałam, to 100 milionów dolarów dla prezydenta – opowiadała. – Ale taki milion to w zasadzie nic. Widziałam takiego polityka, co ledwie zerknął do siatki, żeby zobaczyć, czy są tam pieniądze – kwitowała.

Obraz
© East News

Być może dlatego Beltran skutecznie wymykała się meksykańskim i amerykańskim agentom: po prostu nie zdawali sobie sprawy z jej istnienia. Dopiero w 2002 roku, kiedy kidnaperzy uprowadzili jej syna i zażądali 5 mln dolarów okupu, agenci zainteresowali się żądającą pomocy funkcjonariuszy Meksykanką. Dziecko odzyskała, ale przez pięć kolejnych lat Amerykanie deptali jej po piętach – co w efekcie skończyło się aresztowaniem i 7-letnią odsiadką (udało się udowodnić jej pranie pieniędzy dla narkokarteli).

Dziś Królowa Pacyfiku bryluje w mediach, przywołując folklor "starych, dobrych czasów". – Ludzie chodzili po ulicach z pistoletem za pasem i muzykami, którzy kroczyli za nimi, przygrywając – snuła z rozrzewnieniem wspominki. – A o świcie słyszałeś muzykę i strzelaninę, to wtedy się zabijano – ucinała. Cóż, z podobnym sentymentem mieszkańcy Sydney mogliby wspominać lata 20. poprzedniego stulecia, kiedy miastem trzęsły dwa potężny gangi "burdelmam" i "królowych półświatka" – Tilly Devine i Kate Leigh. W Neapolu niektórzy tęsknią też za bardziej współczesnymi czasami, gdy jednym z syndykatów kamorry rządziła Maria Licciardi – w 1999 r. Licciardi rozpętała w mieście wojnę gangów, w której w krótkim czasie zginęło sto osób, a miesto zyskało sobie utrzymującą się do dziś sławę.

Śmiali się z moich skrzypiec

Granicę łatwo przekroczyć, nawet jeżeli nie wychowywało się w przestępczym środowisku. – Nazywali mnie Pyskata. Naprawdę wiedziałam, jak kogoś upokorzyć albo wystawić do wiatru. Kochałam konflikt – tak Nequela Whittaker, jeszcze kilka lat temu liderka jednego z najgroźniejszych gangów w południowym Londynie wspomina swoje młodzieńcze lata. Jako czternastolatka Whittaker została aresztowania za bójkę z poważnym uszkodzeniem ciała. – Byłam dzika. Widziałam ludzi mordowanych i ranionych. Masowe bijatyki, dźgnięcia. Strzelaniny tuż przed moimi oczami – wylicza.

Obraz
© East News

A zaczęło się niewinnie. Śliczna, ciemnoskóra dziewczynka z biednej, ale porządnej rodziny zostaje napadnięta przez grupę chuliganiących dziewczyn w autobusie do szkoły. Wyśmiewają skrzypce, bujne afro na głowie, tanie ubrania i buty, szarpią – i tak przez rok. – Zdecydowałam, że są dwa typy ludzi na świecie: ci, którzy przyjmują to wszystko, czym się w nich rzuca; i ci, którzy się na to nie godzą. Wzięłam pieniądze na lekcje gry na skrzypcach i zaczęłam za nie kupować skręty – dorzuca. Wkrótce zarządzała "dziewczyńskim" gangiem, który zaczął wdawać się w kolejne awantury.

Po aresztowaniu nie było już odwrotu: Whittaker zaczęła handlować kokainą i crackiem, dzięki sieci handlarzy również poza Londynem. – Glasgow, Birmingham, cała Brytania – mówi. Długo to jednak nie potrwało: siedemnastolatka została ponownie aresztowana i tym razem skazana na cztery lata odsiadki w jednym ze szkockich więzień. – To był najlepszy czas w moim życiu – podkreśla po latach. Paradoksalnie, więzienie ją odmieniło: nie tylko odbudowała relację z matką, ale stała się powierniczką innych osadzonych kobiet.

To jedyna historia, która kończy się – jakim takim – happy endem. Whittaker wyszła z więzienia dziewięć lat temu, dziś dobiega trzydziestki. Obcięta na jeżyka dawna liderka gangu jest dziś streetworkerką – w tej samej dzielnicy, w której rozstawiała kiedyś rówieśnice po kątach. – Wszystkim tutaj wydaje się, że tylko chłopcy lądują w gangach. Tymczasem dziewczyny potrzebują równie wielkiej pomocy, jak oni – kwituje. Oby w jej przypadku karma okazała się łaskawa.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (13)
Zobacz także