Zwykłe, niezwykłe Wigilie
Choinka skrząca się blaskiem setek lampek, stół nakryty białym obrusem, pod którym gospodyni ukryła sianko. Odświętna zastawa, tradycyjne potrawy, kolędy „zagłuszane” jedynie trzaskiem łamanego opłatka i wypowiadanymi cicho, ze wzruszeniem życzeniami, płynącymi prosto z serca.
Choinka skrząca się blaskiem setek lampek, stół nakryty białym obrusem, pod którym gospodyni ukryła sianko. Odświętna zastawa, tradycyjne potrawy, kolędy „zagłuszane” jedynie trzaskiem łamanego opłatka i wypowiadanymi cicho, ze wzruszeniem życzeniami, płynącymi prosto z serca. Jeszcze chwila i wszyscy zasiądą wspólnie do Wieczerzy. No właśnie – nie wszyscy…
Większość nie myśli o tym, że są tacy, którzy tego wyjątkowego wieczoru nie spędzą w gronie najbliższych. Nie, nie dlatego, że są samotni i nie mają z kim podzielić się opłatkiem. Wręcz przeciwnie – mają rodziny, które będą musiały ten wieczór przeżyć bez nich. Być może nie po raz pierwszy, może nie po raz ostatni. Lekarze, ratownicy, pielęgniarki, strażacy, policjanci, żołnierze – pełnią służbę, czuwają nad naszym zdrowiem i bezpieczeństwem. Ale wigilijny wieczór z najbliższymi nie zawsze dane jest spędzić także marynarzom, taksówkarzom, kierowcom autobusów, kolejarzom, kontrolerom lotów, pilotom, ochroniarzom. Lista tych, którzy muszą liczyć się z faktem, że co jakiś czas grafik ułoży się tak, że przyjdzie im spędzić Wigilię poza domem jest naprawdę długa.
Wszyscy przyznają zgodnie, że najtrudniejsze są pierwsze święta w pracy. Ale trochę smutno jest zawsze. Zwłaszcza, jeśli w domu zostawia się dzieci. Z czasem człowiek przyzwyczaja się, ale nigdy nie jest tak, że nie tęskni i nie wolałby być z rodziną. – Grafik układany jest sprawiedliwie, nie ma wyjątków – przekonuje Wiktoria, pielęgniarka z oddziału chirurgicznego. – Jak pracowałeś w Boże Narodzenie, to możesz liczyć na wolnego Sylwestra. No i ważne, jak było rok wcześniej, bo dwa razy z rzędu wigilijny dyżur też raczej nie przypada – dodaje.
Szpital na ostrym dyżurze
– Zmianowość, podobnie jak praca w niedziele i święta, wpisane są w ten zawód i odkąd zdecydowałam, że będę pielęgniarką wiedziałam, jak to wygląda – mówi Wiktoria. – Ale w Wigilię jest jakoś bardziej przykro wychodzić z domu na noc. Zdecydowanie wolę mieć dniówkę i wrócić do domu na Wieczerzę. A jeśli przypada mi nocka, to wolę te, kiedy nasz szpital pełni ostry dyżur. Pracy jest więcej, ale dzięki temu czas szybciej mija.
Rodzina Wiktorii przez lata przyzwyczaiła się do jej dyżurów. Teraz planując Wigilię zawsze starają się dopasować do jej grafiku. – O tym, o której siadamy do kolacji nie decyduje „pierwsza gwiazdka”, a oddziałowa – śmieje się Wiktoria. – Jeśli schodzę z dyżuru wieczorem, pędzę do domu jak na skrzydłach, bo zawsze jestem spóźniona. Zostajemy chwilę dłużej z dziewczynami z nocki, żeby nie tylko jak zwykle przekazać dyżur, ale też złożyć życzenia, podzielić się opłatkiem, a często też spróbować pyszności, które zgarnęły ze swoich stołów i przyniosły do pracy – opowiada.
A jak wygląda Wigilia na nocnym dyżurze? – Smutno – Wiktoria odpowiada szybko. – W domu siadamy do kolacji wcześniej, tak żebym zdążyła na dyżur. Ja wychodzę, ale reszta zostaje. I zwyczajnie jest mi przykro. Nie pójdę na Pasterkę, nie otulę później dzieciaków do snu, wysłuchując po raz kolejny zachwytów nad tym, co znalazły pod choinką – mówi.
Nocka na oddziale się dłuży. Mimo że do wykonania są te same obowiązki co zawsze, pielęgniarki czują, że są pacjentom potrzebne bardziej niż zwykle. – Oni też tęsknią. Chirurgia to jeden z cięższych oddziałów – dodaje.
Wiktoria wspomina pacjenta, dla którego największym zmartwieniem było to, że nie mógł zjeść żadnej wigilijnej potrawy. – To był dla niego prawdziwy dramat. Ciężki przypadek, po wypadku, facet po kilku operacjach z perspektywą kolejnych zabiegów. Z nie najlepszymi rokowaniami. I nagle rozkleja się jak dziecko z powodu pierogów, które go w tym roku ominą. Ja wiem, że to brzmi śmiesznie. Ale wcale takie nie było. Te pierogi stały się dla niego symbolem tego, co przez wypadek stracił. Spędził u nas kilkanaście tygodni i wiele razy miałam z nim okazję rozmawiać. Bo właśnie rozmowa jest tym, co możemy, zwłaszcza w taki wieczór, zaoferować naszym pacjentom. Często nie zmiana opatrunku czy podanie leków. Większe znaczenie ma dla nich to, że zatrzymamy się na chwilę dłużej, odwzajemnimy uścisk ręki, uśmiech i odpowiemy na wypowiadane niejednokrotnie przez łzy życzenia „wesołych świąt” – opowiada Wiktoria.
Strażacka rodzina
Spokojnych świąt – z pozoru banalne, wygłaszane przez każdego z nas tysiące razy w życiu życzenia. Ale dla nich brzmią niezwykle, jakby bardziej prawdziwe. Strażacy, choć przyznają, że zdecydowanie gorszym dyżurem niż świąteczny jest ten sylwestrowy, dobrze wiedzą, jak ważne jest, by akurat te życzenia spełniły się. Wszystkim…
– W naszej pracy niczego nie da się przewidzieć – mówi Marek, strażak z blisko 30-letnim doświadczeniem. – Mam za sobą niejedną wigilijną służbę. I nie było dwóch takim samych. Idziesz z nadzieją, że będzie spokojnie. I to nie to, że w zwykły dzień tego spokoju nie chcesz. Ale masz nadzieję, że ten wieczór, ta noc będą bez tragicznych zdarzeń. I zwykle tak się dzieje – wzdycha z ulgą.
Komenda dla strażaków jest jak drugi dom. Tu spędzają długie godziny pomiędzy wezwaniami. Zawsze w pełnej gotowości. Mimo to, wchodząc w Wigilię do strażnicy masz wrażenie, że wszystko jakby zwalnia. – Staramy się przenieść tutaj choć trochę świątecznej atmosfery, jaką mamy w domach. Nie przypominam sobie wigilijnej służby, podczas której nie zasiedlibyśmy do wspólnego stołu. Jest opłatek, postne potrawy, choinka, kolędy, życzenia. Jak w rodzinie – mówi Marek.
Na ratunek Mikołajowi
Czy świąteczny dyżur różni się czymś od takiego w zwykły dzień? – W zasadzie nie – Krzysztof, ratownik medyczny, nie zastanawia się długo nad odpowiedzią. – Może jest ciut spokojniej. Głównie wtedy, kiedy przypada pora, gdy większość zasiada do Wieczerzy. W dyżurce mamy choinkę, wyciągamy to, co każdy z nas przyniósł z domu i staramy się stworzyć choć namiastkę świątecznej atmosfery – mówi.
Niektórzy dzwonią do bliskich z życzeniami. Ktoś zanuci kolędę. Wiele zależy od zespołu, który ma akurat dyżur. Zdarza się, że to pacjenci – a w zasadzie ich rodziny – potrafią sprawić ratownikom świąteczną niespodziankę.
– Nigdy nie zapomnę dyżuru, jaki przypadł mi w udziale cztery lata temu. Wezwanie do Mikołaja, który spadł z dachu. Na miejscu zastajemy pacjenta w stroju Świętego, który leży na trawniku przed domem. Zdenerwowana żona rwie włosy z głowy. Facet mógł skręcić kark, a ona płacze, co teraz zrobi z tym całym jedzeniem, które naszykowała. No i co powiedzą sąsiadki, bo zapowiadała taką fantastyczną iluminację dachu. Tymczasem nie będzie ani światełek, ani Mikołaja który odwiedzi dzieciaki w sąsiedztwie, bo wylądował w szpitalu – opowiada Krzysztof.
Jakież było zaskoczenie ratowników, kiedy mniej więcej dwie godziny później w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zjawiła się owa pani z torbami wyładowanymi świątecznymi wiktuałami. – Była bardzo zdenerwowana tym, że wigilijne przysmaki się zmarnują. W pewnej chwili zaczęliśmy obawiać się, że jeszcze jej będziemy musieli udzielać pomocy. Uznała, że pracując w taki wieczór byliśmy wystarczająco pokrzywdzeni, więc należy nam się choć przyjemność gastronomiczna. Więc cóż było robić… – wspomina ze śmiechem Krzysztof.
Na pełnym morzu
Zabawnych wspomnień z Wigilii spędzonych poza domem nie ma Mikołaj. – Może dlatego, że nie jestem święty – śmieje się. – Ale jest coś, co mnie z nim łączy: obaj podróżujemy po całym świecie. On w tą jedną świąteczną noc, ja niezależnie od tego, jaki miesiąc mamy w kalendarzu. Takie jest życie marynarza – dodaje.
Statek to takie miejsce, gdzie wszyscy stają się na czas rejsu jedną wielką rodziną. Jak na lądzie – jednych lubi się bardziej, innych mniej. Z tą różnicą, że nie można wyjść z pracy, wrócić do domu i pogadać z żoną o humorach szefa, albo głupim dowcipie zrobionym przez kolegów. – Choć i my, i nasze rodziny jesteśmy przyzwyczajeni do rozłąki na długie tygodnie, to jeśli rejs przypada w okresie świątecznym, to odczuwamy to jakoś bardziej – mówi Mikołaj. To będzie jego kolejna Wigilia na morzu, ale nie ukrywa, że za każdym razem jest w zasadzie tak samo ciężko jak za pierwszym. Wtedy święta w pracy spędził jako kawaler. W domu zostawił rodziców, dziadków i młodszą trzy lata siostrę. – Teraz zostawię żonę, która na dodatek jest w ciąży. Nie jest łatwo, ale cóż poradzić. Taka praca i nie ma co narzekać – dodaje.
Okrętowy kucharz z pewnością jak zawsze stanie na wysokości zadania. Na pływającym wigilijnym stole pojawią się tradycyjne postne dania. A ponieważ marynarze pochodzą z różnych stron nie tylko Polski, ale i świata, stół będzie uginał się od smakołyków, które stworzą im namiastkę domów. – Zawsze wspólnie kolędujemy i obowiązkowo kontaktujemy się z bliskimi. Nikt nie kryje łez wzruszenia i tęsknoty. Każdy chce jak najszybciej bezpiecznie wrócić do portu. Czy w takich momentach pomaga świadomość, że nie są jedynymi, którzy z racji swojej pracy nie spędzają świąt z rodziną? Chyba jednak nie…– mówi Mikołaj po krótkim namyśle.
Wigilia za kratami…
...to wyjątkowo ciężki czas. Nie tylko dla funkcjonariuszy Służby Więziennej, ale i dla osadzonych. – My widzieliśmy się z bliskimi przed rozpoczęciem dyżuru i wrócimy do nich, kiedy skończymy pracę – mówi Paweł, który od blisko 20 lat pracuje jako „klawisz”. – Oni skazani są na samotność. I nie ma co tłumaczyć, że zasłużyli, bo nikt nie siedzi za niewinność. W takim dniu tęsknota dopada nawet największego twardziela. Pytanie tylko, czy się do tego przyzna i da po sobie poznać –opowiada.
Tu nie ma wspólnego stołu, wieczerzy z tradycyjnymi 12 potrawami. Choć menu na wigilijną kolację różni się od tego codziennego, osadzeni jak zwykle posiłek zjedzą w swoich celach. – My też nie biesiadujemy, choć zawsze znajdzie się chwila na rozmowę, podzielenie się opłatkiem, życzenia – twierdzi Paweł i nie ukrywa, że Wigilia to najtrudniejszy dla niego dyżur. – Nie czarujmy się: wszyscy to przeżywamy. Ale trzeba być profesjonalistą. Grafik układany jest z wyprzedzeniem, więc każdy wie, jak zaplanować sobie święta. Mamy czas, żeby się odpowiednio nastawić – dodaje.
Czym jeszcze różnią się dla niego święta spędzane w pracy od tych w rodzinnym gronie? – Jak mam służbę, to zawsze jestem na Pasterce – mówi. – Kapelan odprawia nabożeństwo dla osadzonych, a my z obowiązku w nim uczestniczymy. W domu z rodziną oglądam transmisję w telewizji. Siedząc wygodnie w ciepłych kapciach, przy blasku choinkowych światełek, często z kubkiem gorącej herbaty w ręku. Jest to taki nasz wspólny czas na wyciszenie, refleksję, modlitwę, ale i wspomnienia. I tego mi podczas tych wigilijnych dyżurów brakuje najbardziej. Poczucia wspólnoty i bliskości Paweł przyznaje, że choć wygląda na twardziela, to jest rodzinnym facetem o wrażliwym sercu. – Podczas służby nie możesz mieć przy sobie telefonu – wyjaśnia. – Nie możesz zadzwonić do żony, zapytać jak dzieciaki, złożyć życzeń. I to jest ten moment, kiedy sam czuję się trochę jak więzień.
Boże Narodzenie to wyjątkowy czas dla większości z nas. Pamiętajmy, by gdy na niebie zabłyśnie pierwsza gwiazdka, swoje myśli skierować na moment ku tym, którzy stoją na straży naszego bezpieczeństwa, gotowi nieść pomoc, gdy zajdzie taka potrzeba. Życzmy im spokojnych świąt i dołóżmy wszelkich starań, by takie właśnie były…
Anna Drozdowska
METRYCZKI
WIKTORIA (45 lat)– pielęgniarka z oddziału chirurgicznego. Pracuje w jednym ze szpitali w centralnej Polsce. Prywatnie żona, mama dwójki nastolatków.
MAREK (52 lata) – strażak z prawie 30-letnim doświadczeniem zawodowym. Ale ze strażą związany od dziecka – jego ojciec też był strażakiem. Pochodzi z Małopolski.
KRZYSZTOF (35 lat)– Ratownik medyczny wyznający zasadę, że „ratownictwo to nie zawód, a styl życia”. Kawaler pochodzący ze wschodu Polski.
MIKOŁAJ (34 lata) – marynarz, w tym roku spędzi kolejną Wigilię na morzu. Razem z żoną czekają na narodziny pierwszego potomka. Mieszkają na Pomorzu.
PAWEŁ (41 lat) – strażnik więzienny. Ze względu na charakter pracy nie chce zdradzać miejsca zamieszkania. Mąż, ojciec dwóch nastoletnich córek.