Życie 20‑letniej Julii zamieniło się w piekło. Internauci otwierają jego kolejny krąg [OPINIA]
18.07.2023 10:32, aktual.: 11.02.2024 10:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nigdy nie zrozumiem, dlaczego - pod płaszczykiem pozornej anonimowości w internetowym tłumie - ktoś daje sobie przyzwolenie na użycie kolejnych naboi. Pocisków, które strzelają prosto w serce dziewczyny, która do końca życia będzie żyła z wypełnionymi rozpaczą i krwią obrazkami z tej feralnej niedzieli.
Masz 20 lat. Rok temu dostałaś się na wymarzone studia w Poznaniu. Na początku lipca na twoim palcu ląduje symbol miłości - przyjęłaś oświadczyny od swojego ukochanego. 10 dni później, w upalny letni dzień w stolicy Wielkopolski, spędzasz czas ze swoim narzeczonym.
Sielanka przerwana zostaje po kilku godzinach. Kilka chwil po godzinie 17 lądujesz w samym środku piekła. Widzisz go leżącego w kałuży krwi, zastrzelonego przez swojego byłego partnera. Tego, który - po egzekucji narzeczonego - popełnia na twoich oczach samobójstwo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To do granic traumatyczne przeżycie staje się kilkutonowym obciążnikiem, który już na zawsze wrasta w twoje ciało. Krzyczysz z przerażenia i nie wierzysz, że to, co widzisz, nie jest tylko sceną z filmu akcji.
Jeszcze to do ciebie nie dociera, ale za chwilę zrozumiesz, że potrzebujesz tylko morza wsparcia i pomocy specjalistów, którzy sprawią, że jakkolwiek nauczysz się żyć z tą historią wiszącą nad głową. Masz przecież przed sobą - choć może w to teraz nie wierzysz - całe życie.
Wydaje się, że każdy normalny człowiek, słysząc o tym zdarzeniu, jest w stanie empatyzować z ofiarą tego wydarzenia. Że tylko czytając zdanie po zdaniu o tym, co ją spotkało, czuje przerażenie i niewyobrażalny ból wobec tego, co spotkało ofiarę - jedyną, która przeżyła ten dramat.
Internet serwuje jednak szybko kubeł zimnej wody, który wylewa się i na ofiarę, i na tych, którzy też pozostają w szoku po niedzielnych wydarzeniach. Sieć zalewają kolejne kopie nagrania, na którym widać dramat 20-letniej dziewczyny. Bez cenzury. Sekunda po sekundzie. Każdy krzyk, każdy spazmatyczny krok, każdy gest rozpaczy i bezsilności. To pierwsze uderzenie obrzydliwego tsunami, które uderza ze zdwojoną siłą.
Kolejna fala internetowego ścieku przynosi tylko dodatkowe strzały - potok wulgarnych komentarzy, które obwiniają dziewczynę. 20-latkę i tak obciążoną już traumą - za śmierć i narzeczonego, i byłego partnera. Fala komentarzy, w których sędziowie sprawy oceniają, że to nie oni, a ona powinna być martwa. W których obwiniają ją za to, że mężczyzna pociągnął za spust trzy razy i tych, w których wyliczają, wzbijając się na wyżyny swojej chorej wyobraźni - co też zrobiła, że doprowadziła do śmierci mężczyzn. Ona, nie szaleniec z bronią.
Czytam kolejne, nieanonimowe przecież komentarze i mam ochotę krzyczeć. To uczucie miesza się z niezmierzoną potrzebą przytulenia, choćby mentalnie, tej biednej dziewczyny, której w kilka chwil życie zmieniło się z bajki w koszmar.
Drżę z niepokoju na samą myśl o tym, że - zupełnie przypadkiem - straumatyzowana dziewczyna, pogrążona w bezmiernej rozpaczy, trafia na któryś z tych bezwzględnych komentarzy. Że trafia na wpis, w którym wyzywana jest od dziwki, idiotki, pustej lalki, która - według internautów - zmieniała starszych od siebie partnerów jak rękawiczki. Cały czas pojawiają się osoby, które - jak przekonują - znają dziewczynę i wiedzą, jakie z niej ziółko. No i przede wszystkim te, które wyzywają ją od tej jedynej odpowiedzialnej za śmierć.
Choć to nie pierwsza sytuacja, w której "victim blaming" (przypisywanie ofierze odpowiedzialności za doznane przez nią cierpienie) przeżywa internetowy rozkwit, zadaję sobie pytanie, kto, do cholery, daje nam prawo do oceny kogokolwiek. Kto daje nam prawo do oskarżania, wytykania, obśmiewania, tworzenia kolejnych ofiar? Kto uznaje, że można deptać, miażdżyć i opluwać? Kto pozwala nam na to, by bawić się w internetowy sąd ostateczny, w którym to właśnie my-krystaliczni wymierzamy ciosy, jako jedyni-sprawiedliwi ferując wyroki? Odpowiada mi tylko cisza.
Może to i dobrze, bo - niezależnie od jakiegokolwiek tłumaczenia - nigdy nie zrozumiem, dlaczego - pod płaszczykiem pozornej anonimowości w internetowym tłumie - ktoś daje sobie przyzwolenie na użycie kolejnych naboi. Pocisków, które strzelają prosto w serce dziewczyny, która do końca życia będzie żyła z wypełnionymi rozpaczą i krwią obrazkami z tej feralnej niedzieli.
W tej dramatycznej sytuacji widzę jednak delikatnie tlącą się nadzieję. Nadzieję, że obok 20-letniej Julii znajdą się ludzie, którzy osłonią ją przed najbrutalniejszymi ciosami. Ci, którzy sprawią, że za chwilę nie przeczytamy, że poznańska tragedia nadal zbiera swoje śmiertelne żniwo.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski