Żyje jak w innej epoce. "Duchess Milianda" robi furorę za granicą
Milenę Zientkiewicz, znaną w sieci jako "Duchess Milianda", obserwuje w mediach społecznościowych kilkaset tysięcy osób. Mało kto zna jednak jej prawdziwą historię, która nie jest usłana różami. - Zaczęłam szyć w momencie, kiedy jako nastolatka wpadłam w kompleksy, a moja nieśmiałość przerodziła się w fobię społeczną - opowiada.
18.11.2023 | aktual.: 18.11.2023 18:15
Choć na nagraniach i zdjęciach pojawiających się w mediach społecznościowych ich życie wydaje się być perfekcyjne, nie jest to historia niczym z bajki. Za zapierającymi dech w piersiach sukniami, domem z ogrodem z czasów, które znamy jedynie z produkcji kostiumowych, kryją się trudne doświadczenia i ciężka praca Mileny oraz Łukasza, tworzącymi niesamowite kreacje pod pseudonimem "Duchess Milianda".
Kompleksy, nieśmiałość, fobia społeczna
- Pochodzę ze zwykłej, przeciętnej rodziny. Wszystko, co widać na zdjęciach i nagraniach, zawdzięczamy ciężkiej pracy i wyrzeczeniom, a nie ogromnym funduszom - takimi słowami rozpoczyna naszą rozmowę Milena Zientkiewicz, czyli "Duchess Milianda".
Dziś w mediach społecznościowych obserwuje ją prawie 350 tys. osób, które nie mają jednak pojęcia, jak rozpoczęła się jej historia.
- Zaczęłam szyć w momencie, kiedy jako nastolatka zmagałam się z potwornym trądzikiem, przez który wpadłam w kompleksy. Zerwałam wówczas kontakty z rówieśnikami, a moja nieśmiałość przerodziła się w fobię społeczną. Przestałam wychodzić z domu, nie odbierałam telefonów i nie miałam żadnego życia, poza tym w internecie - opowiada.
Przez nieudane próby kontaktu i "wyciągania" z domu, straciła wtedy najbliższe przyjaciółki. - Cały wolny czas zaczęłam spędzać na graniu w "Second Life". To gra z alternatywną rzeczywistością, gdzie mogłam pozbyć się kompleksów i stworzyć własną, wyidealizowaną postać, którą chciałam być - wyznaje.
- Stworzyłam tam awatar pięknej kobiety, która projektowała suknie w stylu rokoko. Zwiedzałam wirtualnie świat, pisząc z przypadkowo poznanymi osobami. Było to dla mnie wspaniałe miejsce, bo mogłam tam anonimowo pisać o problemach i uczuciach - dodaje w rozmowie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Cierpienie i ratunek
Milena miała 18 lat, kiedy jej rodzice skończyli budować dom na wsi - ten, w którym obecnie mieszka z mężem i synkiem. Choć dziś jest to dla niej miejsce wymarzone, w tamtym momencie w żaden sposób nie było. Przeprowadzka na wieś, gdzie początkowo nie miała dostępu do internetu, była dla niej "traumatycznym przeżyciem".
- Moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Straciłam kontakt z internetowymi przyjaciółmi. Cierpiałam, marzyłam o śmierci - mówi.
Wtedy przyszedł ratunek. Stare, nieużywane zasłony, które znalazła na strychu.
- Dla rozrywki postanowiłam uszyć balową suknię historyczną, taką jaką nosiłam w grze. Zamknęłam się w pokoju, z którego nie wychodziłam przez tydzień. Nie miałam żadnych umiejętności, więc często musiałam pruć i szyć od nowa. Dużo płakałam i straciłam przez to mnóstwo nerwów, ale po tygodniu powstała moja pierwsza suknia w stylu rokoko. Nie miałam wtedy nawet maszyny do szycia. Wszystko powstawało ręcznie. Zamiast stelaża, do uzyskania objętości użyłam poduszek na sznurku - wspomina.
Pasja, która zamieniła się w sposób na życie
Milena próbowała otworzyć się na ludzi. Założyła bloga, na którym publikowała zdjęcia uszytych kreacji, zdobywając coraz większe grono czytelników. W związku z presją, którą czuła ze strony otoczenia, aby zacząć robić w życiu coś "poważnego", zapisała się na różne kursy. Nic nie cieszyło ją jednak tak jak szycie.
- Największym problemem był dla mnie fakt, że musiałam rozmawiać z ludźmi. Przez nieobecności wyrzucali mnie ze wszystkich kursów. Założyłam wtedy konto na forum dla osób z fobią społeczną, z którymi mogłam rozmawiać o tym problemie. Jedną z kilku, jakie poznałam, był mój obecny mąż, który również nie radził sobie z kontaktami z ludźmi - zdradza.
Łukasz miał wówczas 25 lat. Mieszkał u brata w Szkocji i często zmieniał pracę, ponieważ nigdzie nie mógł się zaaklimatyzować. Sortował śmieci, jeździł śmieciarką, sprzątał kurniki na farmach. Wybierał te prace, w których nie wymagano od niego rozmowy z innymi.
- Podobno gdy mnie poznał, stwierdził, że mierzę się z takimi samymi problemami, jak on i nie chciał, żebym tak cierpiała. Bardzo chciał mi pomóc. Pokazałam mu moje suknie, które uszyłam kilka lat wcześniej. Wtedy powiedział, że pomoże mi zamienić pasję w sposób na życie - oznajmia Milena.
Zobacz także: Vintage, czyli mój modowy coming out
"Duchess Milianda"
Historia "Duchess Miliandy" rozpoczęła się w momencie, kiedy Łukasz zatrudnił się w firmie produkującej odzież. Prowadził ją człowiek, który zauważył w nim potencjał i docenił znajomość języków. Pod jego okiem Łukasz szybko rozwinął się jako handlowiec i specjalista od e-commerce. Wtedy razem z Mileną stworzyli pierwszą kolekcję odzieży. Założyli konto na Instagramie i zaczęli publikować treści, które były związane z modą w stylu japońskim i historycznym. Skąd wzięli pomysł na akurat ten pseudonim?
- "Duchess" w języku angielskim oznacza księżną. Jest to także tytuł filmu, który sprawił, że zakochałam się w modzie XVIII wieku i bardzo marzyłam, żeby żyć w tych czasach. "Milianda" pochodzi natomiast od mojego imienia - Milena. Chciałam je jednak trochę upiększyć zgodnie z epokowymi trendami - tłumaczy Milena.
Dziś ona i Łukasz działają nie tylko w mediach społecznościowych. Zajmują się także produkcją odzieży w stylu historycznym oraz mody vintage.
- Projektowaniem i fotografowaniem ubrań zajmujemy się wspólnie. To nasza ogromna pasja. Nasze produkty znajdują uznanie głównie poza granicami naszego kraju. Wśród znanych osób, które kupowały nasze sukienki, jest m.in. żona wokalisty Iron Maiden. W Polsce tak naprawdę mało kto nas zna, mimo że niektóre nasze filmy mają 65 mln wyświetleń na YouTubie - ujawnia Milena w rozmowie.
Krytyka, hejt i "życie w luksusie"
Choć Milena i Łukasz mają wielu zwolenników, co można stwierdzić po publikowanych przez internautów komentarzach, zmagają się także ze sporą krytyką, a nawet hejtem. Osoby, które nie znają ich trudnej historii, myślą, że wszystko przyszło im z łatwością.
- Krytykują nas, bo wydaje im się, że prowadzimy "lekkie życie w luksusie". Że mamy mnóstwo wolnego czasu i tylko się bawimy. Nie rozumieją, ile czasu poświęciliśmy na zdobycie naszych umiejętności. Ile pracy wciąż wymaga remontowanie naszego domu i renowacja antycznych mebli, ponieważ nie stać nas na kupno tych w dobrym stanie. Projektowanie ubrań, odszywanie zamówień i wymyślanie zdjęć, które następnie są publikowane w mediach społecznościowych. Przygotowywanie sesji zdjęciowych, ale też wychowywanie małego dziecka - zauważa Milena.
- Wszystko robimy sami. To bardzo ciężka praca. Wielokrotnie zdarza nam się płakać z bezsilności, bo zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie już niczego poświęcić, żeby pracować więcej i szybciej. W ciągu dziesięciu lat byliśmy może dwa razy na kilkudniowych wakacjach, które również były bardzo intensywnie spędzonym czasem, ponieważ spędzaliśmy go na gromadzeniu materiałów na social media - przyznaje.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.