10‑letni Julek sprzedaje sadzonki. W ten sposób zbiera na wyjazd do Japonii
30.04.2021 12:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Julek Guentzel ma 10 lat i z niewielką pomocą taty prowadzi Małą Dżunglę. Na pomysł sprzedaży sadzonek wpadł w pandemii, gdy zobaczył, że kucharz wyrzuca do kosza pestki po awokado. Dziś jego roślinki trafiają do klientów z całej Polski, a uzyskany w ten sposób dochód zostanie przeznaczony na realizację wielkiego marzenia chłopca – wycieczki do Japonii.
Katarzyna Pawlicka, WP Kobieta: Kiedy Julek po raz pierwszy powiedział panu o swoim pomyśle na biznes?
Bartek Guentzel: Inspiracją była dla niego rodzinna kolacja, na którą wybraliśmy się do restauracji sushi w Toruniu. Julek zaobserwował tam, że kucharz wyrzuca pestki awokado do pojemnika na odpadki. Mniej więcej w tym czasie zasadziliśmy w domu swoją pestkę, która pięknie wykiełkowała. Przy okazji syn dowiedział się, jaką drogę przebywają te owoce, zanim trafią na nasze stoły i jak duży ma to wpływ na planetę. Zrobiło mu się żal tych wyrzucanych pestek i wówczas wpadł na pomysł, że mógłby je uratować i wyhodować piękne rośliny.
Szybko pojawił się też cel, na który Julek zaczął zbierać pieniądze.
Julek miał wielkie marzenie, które nam wydawało się mało realne – wyjazd do Japonii. Nie mamy wystarczająco środków, żeby zafundować sobie taką rodzinną wycieczkę, więc powiedziałem synowi: "wszystko jest w twoich rękach, jeżeli rzeczywiście marzysz o wyjeździe, znajdziemy rozwiązanie". Tak narodził się pomysł Małej Dżungli, czyli inicjatywy polegającej na zbieraniu pestek awokado (m.in. z toruńskich restauracji) i uprawianiu w domowych warunkach drzewek, które później są sprzedawane. Oczywiście, przedsięwzięcie jest legalne, odprowadzamy podatek od sprzedaży. W ten sposób Julek zbiera pieniądze na realizację swojego marzenia o zobaczeniu Japonii.
Wielu moich znajomych do dziś ma pretensje do rodziców, że w dzieciństwie nie nauczyli ich przedsiębiorczości. Co więcej, blokowali możliwość zarobienia własnych pieniędzy. Państwo nie mieli nic przeciwko, by Julek ruszył z biznesem?
Wręcz przeciwnie – przyklasnęliśmy temu pomysłowi! Bardzo wierzę w siłę sprawczą i to, że bez względu na wiek, jesteśmy w stanie w dużym stopniu zdecydować, jak będzie wyglądać nasze życie. Dlatego nakłaniamy dzieci, by wzięły sprawy w swoje ręce – oczywiście na tyle, na ile mogą. Przekazujemy im, że jeśli chodzi o marzenia, właściwie nie ma granic. Pod warunkiem, że inicjatywa umożliwiające ich spełnianie wychodzi od posiadacza marzenia.
Zaspokajamy wszystkie podstawowe potrzeby naszych dzieci, ale u nas nie ma sytuacji, gdy któreś z nich przychodzi, mówi, że o czymś marzy i po prostu to dostaje. Sam pomagam trochę Julkowi w prowadzeniu Małej Dżungli, może oczywiście liczyć na wsparcie, ale uczymy go, że realizację celów musi poprzedzić pewien wysiłek.
Korzyścią Małej Dżungli jest bez wątpienia aspekt finansowy. Co jeszcze?
Korzyści jest bardzo dużo – wyjazd do Japonii jest tylko wisienką na torcie. Wierzymy, że to doświadczenie ukształtuje syna jako zaradnego człowieka. Zmiany już są zresztą widoczne.
Julek nauczył się oszczędności – założył sobie konto w banku, na którym gromadzi środki. Ćwiczy matematykę, z której nauką miewa problemy – oblicza np. procent zebranej dotychczas kwoty. Sam proces uprawy, czyli podlewanie i pielęgnowanie roślin uczy systematyczności, dbałości, opiekuńczości. Syn dzięki kontaktom przy odbieraniu pestek i dostarczaniu sadzonek rozwija kompetencje interpersonalne – uczy się, że trzeba podziękować za przysługę. No i przede wszystkim – zyskuje wiarę w działanie, własną inicjatywę, w to, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko jesteśmy gotowi naprawdę się zaangażować. Te umiejętności zostaną z nim na zawsze.
Jak pomysł Julka wpłynął na państwa życie?
Mamy w mieszkaniu mniej wolnego metrażu, bo parapety i okolice okien są obstawione doniczkami i korytkami z pestkami, za to na pewno oddychamy czystszym powietrzem. Chcę jednak podkreślić, że to nie jest ciężka praca – opieka nad roślinami zajmuje mniej więcej 1,5 godziny w tygodniu. Mówię o tym, bo spotkałem się z opinią, że nasz syn jest wykorzystywany, pojawiły się porównania do dzieci zatrudnianych w azjatyckich fabrykach. Absolutnie tak nie jest! Julek ma świadomość, że od niego zależy sukces w postaci spełnienia marzenia o Japonii, ale lubi swoje zajęcie. Gdybyśmy zauważyli, że czuje się przymuszany, natychmiast zrezygnowalibyśmy z Małej Dżungli i nie namawiali go do tego typu działań.
Julek nadal podchodzi do sprawy z tym samym entuzjazmem, co na początku?
Tak, tym bardziej że na bieżąco widzi efekty: saldo na jego koncie rośnie i wie, że realizacja założonego celu jest już w zasięgu. O Julku usłyszeli ludzie z całej Polski, sprzedaż sadzonek trochę przyspieszyła, co okazało się fajnym motywatorem. Syn czyta coraz więcej o Japonii, uczy się słówek. Motywacja na pewno nie gaśnie.
Ile pieniędzy potrzeba, by wycieczka do Japonii się odbyła?
Julek ma 10 lat, więc do Japonii musi pojechać z kimś dorosłym. Ustaliliśmy, że zabiera mamę, która też marzy o takiej wyprawie. Musi uzbierać więc na bilety lotnicze w dwie strony oraz hotel dla dwóch osób. Oszacowaliśmy, że to koszt między 12 a 15 tys. złotych. Środki, by syn uprzyjemnił sobie pobyt na miejscu, zapewniamy.
W tym momencie udało się zebrać 20 proc. potrzebnej kwoty. Ostatnio dostaliśmy też zaproszenie do współpracy od portalu crowfundingowego Zbieram.pl. Zastanawialiśmy się dość długo, czy to dobra forma gromadzenia środków, wypracowaliśmy jednak kompromis – każdemu, kto przekaże jakąś kwotę, Julek wyśle z Japonii pocztówkę z podziękowaniem. Nie chcemy, żeby syn po prostu zbierał pieniądze, nie oferując nic w zamian.
Japonia jest jedynym marzeniem Julka? Może rodzą się już plany na kolejne przedsięwzięcia?
Rozmawialiśmy jakiś czas temu, co będzie dalej. Julek nie podjął jeszcze decyzji, czy Japonia zakończy działalność Małej Dżungli. Może będzie finansował w ten sposób kolejną szaloną wyprawę lub inne duże marzenie, a może przekaże Małą Dżunglę komuś, kto bardziej jej potrzebuje i chciałby zająć się nią w przyszłości.
Syn, jak każdy 10-latek, ma też inne potrzeby oraz marzenia. Na przykład na zabawki czy mniejsze zachcianki zbiera, pomagając w pracach domowych u dziadków czy we własnym domu. Dostaje za to kieszonkowe, które nie jest wliczane do puli "na Japonię". Z sadzonkami nie wiążę się więc ascetyczne ciułanie, Julek prowadzi poza tym życie normalnego chłopca.
Julek uczy się w trybie edukacji domowej. Mała Dżungla miałaby szansę powstać, gdyby syn chodził codziennie do szkoły?
Myślę, że nie. Tym bardziej w pandemii, gdy dzieciaki co najmniej kilka godzin dziennie muszą ślęczeć przed ekranem, co jest kompletnie wypalające i rujnuje ich psychikę. Ze szkoły zrezygnowaliśmy, ponieważ przez dwa lata obserwowaliśmy, jak jego skrzydła są podcinane przez system, który dla indywidualistów jest dość bezlitosny. Szkoła wysysała z Julka energię życiową – starczało jej tylko na odrobienie zadań domowych, nie było mowy o rozwijaniu pasji i dodatkowych zainteresowań. Dziś realizuje podstawę programową, a oprócz tego ma czas i siłę na inne rzeczy.
Zarzutem padającym najczęściej z ust przeciwników edukacji domowej jest brak kontaktów z rówieśnikami.
Nie porwalibyśmy się na edukację domową, gdyby nie wsparcie innych rodziców i grupy rówieśniczej. Mamy kooperatywę złożoną z kilku rodzin i dzieciaki spotykają się codziennie poza piątkami. My – dorośli – dzielimy się obowiązkami i podstawą programową – każdy rodzic realizuje jakąś działkę, np. język polski czy matematykę. W poniedziałki zabieram grupę na cały dzień do lasu, gdzie uczę ich przyrody. Oprócz tego mają tam dużo przestrzeni do nieskrępowanej zabawy: budują szałasy, biegają na bosaka, wspinają się na drzewa.
Julek ma więc normalne dzieciństwo wśród rówieśników. Przy czym rodzice mogą kontrolować, jak wyglądają interakcje między dzieciakami, dzięki czemu nie ma w grupie przemocy, kombinowania. Cała dziesiątka świetnie się ze sobą dogaduje, umie rozmawiać i rozwiązywać konflikty. To wielka zaleta edukacji domowej, choć oczywiście pojawiają się też trudności – żaden system nie jest idealny.
Mała Dżungla zainspirowała kogoś z grupy do podjęcia podobnych działań?
Wiem, że przyjaciel Julka planuje hodowlę chomików, ale nie mam pojęcia, na jakim etapie jest to przedsięwzięcie. Wszyscy kojarzymy chyba z amerykańskich filmów sceny z dzieciakami sprzedającymi lemoniadę czy ciasteczka. Na zachodzie dzieci uczą się przedsiębiorczości i taka postawa jest kształtowana od najmłodszych lat. U nas zarabianie pieniędzy cały czas wiąże się z negatywnymi postawami: cwaniakowaniem, chęcią dorobienia się. A przecież pieniądze – owszem – szczęścia nie dają, ale umożliwiają realizację planów czy spełnianie marzeń. Wczesne rozpoczęcie edukacji ekonomicznej może naprawdę pomóc w przyszłości.
Facebookowy profil Małej Dżungli znajdziesz TUTAJ.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl