5 życiowych lekcji, których odrobienie gwarantuje szczęśliwy związek
To nie kwestia "farta" ani dojrzałości. Żeby być szczęśliwym w miłości, najpierw trzeba odrobić kilka lekcji. Wiedzę zaś najłatwiej zdobywać podczas zajęć praktycznych, w myśl zasady: jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Co musimy wiedzieć, żeby znaleźć "tego jedynego"?
Jedna z teorii związkowych, głosi, że aby trafić na mężczyznę swojego życia, trzeba przerobić związki z psychopatą, mamisynkiem i uzależnieniowcem. Trudno powiedzieć, czy tak jest w rzeczywistości, ale za tym prawidłem kryje się ciekawa myśl. Zbudowanie dobrze funkcjonującego i szczęśliwego związku na lata jest bardzo trudne, żeby nie powiedzieć – niemożliwe - bez odpowiedniego podejścia do relacji z drugą osobą.
Lekcja 1: Cosmo ani Malwina prawdy ci nie powiedzą
Twoja koleżanka dostaje codziennie bukiet kwiatów, a w "Cosmo" napisali, że jeśli nie osiągasz z partnerem przynajmniej 8,69 orgazmu miesięcznie, nie macie szans na wspólną starość. Tymczasem już połowa miesiąca, a ty nie pamiętasz, kiedy ostatnio szczytowałaś inaczej niż w pojedynkę, a bukietu nie dostałaś od czasów pierwszej miesięcznicy trzy lata temu.
Jeśli jednak odrobiłaś lekcję pierwszą wiesz już doskonale, że ile par, tyle modeli związków. Co więcej, nie tylko wiesz, ale i rozumiesz. Nie łypiesz już jak to wygląda u przyjaciółek i znajomych szukając dziury w całym. Ewentualne braki znajdujesz przyglądając się swoim emocjom w relacji, a nie w poradnikach psychologicznych i komediach romantycznych. Nie wszystkie pary muszą mieć wspólne hobby, nie każda kobieta ubóstwia dostawać biżuterię i zajada smutki czekoladą.
Lekcja 2: ideałów nie ma, więc ich nie szukaj
Powiedzmy sobie szczerze: związek to zawsze jakiegoś rodzaju "mniejsze zło". Może on nie zabiera cię na przejażdżki Harleyem tak szybkie, że piszczysz z emocji ani nie inicjuje seksu w łazience samolotu. Wiesz za to, że nie powie ci nigdy pogardliwie, żebyś "przestała się nad sobą użalać", kiedy opowiadasz mu o swoich problemach.
Podejście do związków, zwłaszcza młodszego pokolenia, kształtuje dziś sklep z ludźmi, znany też jako Tinder. Skoro jest tyle opcji (kilkaset par!) w obliczu problemów coraz trudniej powiedzieć "popracujmy nad tym" zamiast jeszcze raz zakręcić kołem fortuny w oczekiwaniu na kogoś, z kim nad niczym pracować nie będzie trzeba.
Idealny związek nie polega na tym, że nad niczym nie trzeba pracować, ale raczej na tym, że wiemy, że z tą osobą warto podjąć ten wysiłek. Odrobienie tej lekcji objawia się ponadto świadomością, że w każdym związku wcześniej czy później czuć powiew nudy czy i że każdy pachnący ideałem facet, będzie po jakimś czasie tylko Marianem z kanapy.
Lekcja 3: miłości ci wszystko wybaczy (tylko w filmach)
Kiedy statek tonie, nie przykuwasz się do burty i nie zaklinasz wiatru, fal i piorunów, tylko zakładasz kółko na szyję i skaczesz w morską toń. Choćby wydawała się stokroć straszniejsza niż stanie na lekko może przechylonym, ale jednak – pokładzie. Podobnie jest z toksycznymi związkami, z tą różnicą, że tu o stokroć trudniej zdobyć się na skok.
Lekcja numer trzy to nic innego jak umiejętność powiedzenia: "dziękuję, do widzenia" zanim pójdzie się na dno. Miłością i oddaniem nie da się zmienić ani narcyza, ani hazardzisty, ani patologicznego kłamcy. O przemocowcach i alkoholikach nie wspominając. Oczywiście, zdarzają się wyjątki, ale trudno nie nazwać naiwnością założenia, że będzie się akurat reprezentantką tego niezbyt okazałego procenta. Ktoś, kto dojrzał do udanego związku, wie, że jeśli płacze przez partnera, który nic z tym nie robi, to jedynym wyjściem jest pozbieranie manatków.
Lekcja 4: związek poczucia własnej wartości ci nie da
Kilka dni temu do kin w Stanach trafił film z Amy Schumer "I feel pretty" ("Jestem taka piekna", polska premiera 29 czerwca). Główna bohaterka spada z rowerka do ćwiczeń i uderza się w głowę. Po wypadku w lustrze widzi siebie w wersji premium. Bez zmarszczek, fałdek, o zawsze idealnie ułożonych włosach i promiennej cerze. Co za tym idzie – sama zaczyna czuć się "premium". Kipi dobrym humorem i pewnością siebie.
Tak w skrócie wygląda wyobrażenie wielu kobiet o związku. "Jestem smutna i zakompleksiona, ale przyjdzie jakiś ON i wszystko się zmieni" – myślą. Tylko, że żaden on jakoś się nie pojawia. Lekcja czwarta sprowadza się do konstatacji, że facet nie może służyć za brodaty plasterek na problemy ze sobą. Jak na własnym podwórku masz bałagan, to nie dziw się dziewczyno, że nikt się jakoś nie pali, żeby zobaczyć, czy w środku jest ciekawiej.
Lekcja 5: chroniczny "niefart" w miłości nie istnieje
Masz lat trzydzieści z okładem, a każdy twój były to ostatnia świnia, a na domiar idiota. "Nie mam szczęścia do facetów" – mówisz Jolce. "Nienienie kochana, to po prostu ty jesteś za dobra, za piękna, zbyt inteligentna" – tłumaczy Jolka.
Jaki w tym sens, jakie połączenie logiczne, stwierdzić trudno, nie zmienia to faktu, że wyjaśnienia tego rodzaju są wśród samotnych kobiet na porządku dziennym. Owszem, większość kobiet spotyka na swojej drodze choć raz w życiu łotra przez duże "Ł", ale jeśli łotrów spotkało się w życiu 11, a zwykłych mężczyzn okrąglutkie zero, to nie jest to problem łotrów (i tak by się nie przejęli), ale samej spotykającej. I im szybciej do tego dojdzie, tym szybciej przestanie ich spotykać.
Podobną lekcją jest tu świadomość, że za problemy w związku zawsze odpowiadają obie strony. Może jedna w 70 proc. (chociaż oczywiście policzyć tego nie sposób), a druga zaledwie w 30, ale jednak. Jakiś czas temu rozmawiałam z psychoterapeutką - Moniką Dreger - o tym, że u par, które usiłują kontynuować związek po zdradzie, najtrudniejszym momentem bywa zaakceptowanie przez stronę zdradzoną informacji o tym, że i ona przyłożyła do tego rękę.