Adriana Łukaszewicz: Zachód, biczując Katar, powinien pamiętać, co sam ma na sumieniu
Mundial w Katarze rusza 20 listopada, a media donoszą o wyzysku robotników budujących stadiony, braku równouprawnienia kobiet, drakońskich prawach wobec osób LGBT. Mnożą się oskarżenia o łapówki dla działaczy FIFA. Ale jest druga strona medalu - ta, której Zachód nie widzi, patrząc na Katar przez pryzmat stereotypów - przekonuje w rozmowie z WP Kobieta dr hab. Adriana Łukaszewicz, ekonomistka, politolożka, specjalistka ds. Bliskiego Wschodu.
Katarzyna Pawlicka: Ze śledztwa dziennika "The Guardian" wynika, że podczas budowy stadionów i innych obiektów na Mundial w Katarze zginęło 6,5 tys. ludzi.
Dr hab. Adriana Łukaszewicz: Jedyne twarde dowody to te, które przedstawia Międzynarodowa Organizacja Pracy, a ona mówi o 50 ofiarach śmiertelnych. Nie wiem, czy akurat ta liczba jest prawdziwa, ale żeby w ogóle podjąć temat, na pewno należałoby sprawdzić, ile ludzi generalnie traci życie lub zdrowie w wypadkach na budowach.
Na nagraniach z Kataru widzimy ludzi mieszkających w fatalnych warunkach i pracujących ponad siły.
Oczywiście możemy się zgodzić, że ludzie są źle traktowani i pracują w ciężkich warunkach. Na pewno część z nich została ranna i były ofiary śmiertelne. Ale obowiązująca narracja zakłada, że wszystkiemu winien jest Katar. Tymczasem sprawa nie jest taka prosta. W tym temacie jest sporo przekłamań, a już na pewno niedomówień, biorących się ze stosowania schematów myślowych zamiast podjęcia próby głębszego zrozumienia problemu. Mogę z czystym sumieniem wymienić co najmniej cztery podmioty, które tę odpowiedzialność dzielą.
Po pierwsze to pośrednicy działający w Nepalu, Bangladeszu czy na Sri Lance. Wyłapują oni w tych krajach mężczyzn - najczęściej niepiśmiennych - i roztaczają przed nimi wizję świetnie płatnej, niezbyt ciężkiej pracy. Nie czytając umowy, mężczyźni ci podpisują ją odciskiem kciuka i jadą do Kataru, nie wiedząc, na co się piszą. Co więcej, pośrednicy-naganiacze żądają horrendalnych jak na tamte warunki pieniędzy za swoją usługę - znalazłam informację o kwocie 1300 dolarów. Żadna z szukających pracy osób nie jest w stanie takiej sumy wyłożyć, więc godzą się na oferowane przez naganiaczy pożyczki na lichwiarski procent.
Co dzieje się z tymi ludźmi dalej?
Należałoby zapytać, jakie firmy ich zatrudniają.
To drugi z czterech podmiotów współwinnych całej sytuacji?
Tak zwani podwykonawcy, wywodzący się również ze wspomnianych najbiedniejszych państw - nie z Kataru. To oni są bezpośrednimi i najokrutniejszymi panami, którzy wkładają pracowników do slumsów oglądanych przez nas w mediach. Przy czym z naszej zachodniej perspektywy te warunki są oczywiście potworne, ale gdy porównamy je chociażby z warunkami pracy w Bangladeszu, gdzie nie przestrzega się absolutnie żadnych norm, wypadają całkiem nieźle.
Pora na trzeciego współwinnego. Dla kogo pracują poddostawcy?
Dla głównych wykonawców. Tutaj znów czeka nas zaskoczenie. 37 proc. z nich ma bowiem kapitał katarski, a następnie mamy firmy z Korei Płd. (8 proc.), ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich (7 proc.), Turcji (5 proc.) oraz z Indii (4 proc.). Kolejne 40 proc. przypada na firmy głównie chińskie i zachodnie, m.in. francuskie, włoskie, holenderskie, brytyjskie.
Kto zatem ponosi winę, nie przestrzegając praw pracowniczych? Znalazłam artykuł śledczy, dotyczący zasad funkcjonowania firm holenderskich. Autorzy tego śledztwa dziennikarskiego dowiedzieli się mniej więcej tyle, że ich właściciele problem "przeoczyli" i umywają ręce. Proszę pamiętać, że zatrudnianie pracowników z najbiedniejszych krajów to dla firm świetny biznes i ogromna oszczędność kosztów.
Czwarty z podmiotów to - jak rozumiem - sam Katar?
Tak, Emirat Kataru jest oczywiście winien, ale - podkreślę to raz jeszcze - mamy również inne podmioty dokładające cegiełkę do nieszczęścia tych ludzi. System rozmywania odpowiedzialności działa świetnie i Zachód, biczując Katar, powinien pamiętać, co sam ma na sumieniu.
Władze Kataru długo - mówiąc bardzo delikatnie - przymykały oko na sytuację zatrudnianych u nich pracowników. Czy coś faktycznie się zmieniło?
Owszem, nikt tych nadużyć do niedawna nie monitorował. Jak do Kataru przyjeżdżał do pracy Amerykanin czy Anglik, był chroniony prawem, ale Pakistańczyk już nie. Natomiast Katar, spotkawszy się z ogromną krytyką - szczególnie ze strony sfrustrowanych przegranych konkurentów do organizacji mistrzostw - przyjął nadzór Międzynarodowej Organizacji Pracy. Co więcej, zadeklarował, że po mundialu nadal chce korzystać z jej pomocy w monitoringu rynku pracy, który pragnie ucywilizować. Katar ratyfikował także Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych oraz Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych. Ten drugi wymagał od wszystkich pracodawców zapewnienia bezpiecznych warunków pracy, godziwych wynagrodzeń, płatnego urlopu i odpowiedniego ograniczenia czasu pracy.
Przeczytaj także: Śmierć tysięcy i miliony na stole. Kulisy brudnej gry o mundial
Jak te kroki przełożyły się na sytuację zatrudnionych w Katarze pracowników?
Ustalono płacę minimalną 275 dolarów, która wraz z innymi świadczeniami (m.in. na zakwaterowanie) może sięgać 500 dolarów. Z perspektywy Bangladeszu czy Nepalu to bardzo przyzwoite warunki. Każdy pracownik ma także otrzymywać kwotę na zakwaterowanie i dodatkowe przychody - ich wysokości nie jestem w stanie podać. Wymuszono na firmach otwarcie każdemu zatrudnionemu konta, by łatwo można było stwierdzić, który pracodawca wywiązuje się z ustaleń. Dopuszczono także do reprezentacji pracowników w zarządach firm i częściowo zrezygnowano z systemu Kafala, np. odbierania paszportów czy braku możliwości zmiany pracy.
Kafala jest kontrolowaną migracją zarobkową i jestem przekonana, że po jakąś formę kontrolowanej migracji będą w niedalekiej przyszłości sięgać Europejczycy. Zgodnie z jej zasadami do Kataru czy Emiratów wjeżdżają wyłącznie ci, dla których jest w danym momencie praca. Nie mają prawa zabierać ze sobą rodzin i się osiedlać. Wiedzą, że ich pobyt jest tylko na czas określony, który oficjalnie wynosi bodajże pięć lat. Po jego upływie są zobligowani do wyjazdu. Każda osoba, która przyjeżdża, robi to na zaproszenie Katarczyka. I właśnie dlatego zmiana pracy nie była możliwa – Katarczyk, dając zatrudnienie, miał też pilnować, by jego pracownik po wygaśnięciu kontraktu wyjechał z kraju. Jestem ciekawa, jak Katar wyjdzie finalnie na osłabieniu tych zabezpieczeń.
Osobną sprawą są nadużycia, do których dochodziło. W niektórych przypadkach przybyszy traktowano całkowicie przedmiotowo, wykorzystując pracowników jak niewolników. Na takie postępowanie nie powinno być przyzwolenia ani świata, ani władz Kataru.
Kafala z naszej europejskiej perspektywy budzi ogromne kontrowersje. Prof. Kevin Bales z Uniwersytetu w Nottingham nazywa go wprost współczesnym niewolnictwem.
Trzeba pamiętać, że ludność napływowa to w Katarze ok. 85 proc. całej ludności kraju. Proszę sobie wyobrazić analogiczną sytuację w Polsce - pojawia się naturalnie pytanie, czyje w takim razie jest to państwo i jak kontrolować tak wielkie migracje, jak chronić suwerenność państwa.
Dlaczego emigrantów zarobkowych w Katarze jest tak dużo?
Katar ma terytorium, gigantyczny kapitał, ale nie ma siły roboczej. Katarczyków jest zaledwie 300 tys. i mówią: "nie będziemy przecież kopać rowów". Gdy do pracy przyjechała jedna grupa, kolejna musiała ją obsłużyć - nakarmić, zapewnić dach nad głową. To pączkujący mechanizm. A pamiętajmy, że jest co chronić - według ostatnich danych PKB per capita Kataru to blisko 120 tys. dolarów. Jednak gdyby się pokusić o taki dziwny wskaźnik jak PKB na 1 obywatela (wszak migranci w ograniczonym stopniu korzystają z wypracowanego PKB), to uzyskamy wynik ponad 700 tys. dolarów! Tymczasem w Niemczech to ok. 23,6 tys. euro na osobę, a w Polsce ok. 8,2 tys. euro na osobę.
Władze najbardziej obawiają się nie zagrożenia terrorystycznego, czy tego, że Saudyjczycy pobiją się z Irańczykami - bo jedna i druga drużyna bierze udział w mundialu - tylko że przyjadą np. kibice z krajów Afryki, którzy mogą potem z Kataru nie wyjechać. Łatwo nam rzucać oskarżenia, gdy nie wiemy, co to znaczy być gościem w swoim kraju.
Mamy chyba jednak prawo domagać się poprawy losu zatrudnionych przez Katarczyków ludzi?
Jak najbardziej. Dbanie o przestrzeganie godziwych warunków pracy powinno być jednym z priorytetów każdego rządu, w tym rządu katarskiego. Społeczność międzynarodowa przy okazji mundialu może wywierać i wywiera na władze emiratu dodatkowy nacisk na zmiany cywilizujące katarski rynek pracy. I jest to bardzo dobre. A emirat, o czym już mówiłam, wykazuje ze swojej strony duże chęci do uregulowania tej przestrzeni. Teraz bardziej powinniśmy nagłaśniać zachowania firm korzystających z robotników cudzoziemskich, by implementowały wprowadzone regulacje oraz monitorować egzekwowanie prawa przez sam emirat.
Wspomnieć warto także, że system Kafala i inne formy wyzysku, za które tak dostaje się Katarowi, są stosowane także m.in. w Emiratach Arabskich. Przy Expo2020 w Dubaju ludzie pracowali w tak samo skandalicznych, a nawet i gorszych warunkach i nikogo to nie burzyło.
Czy są w tym kręgu kulturowym państwa, które lepiej radzą sobie z cywilizowaniem rynku pracy?
Muszę panią zmartwić. Trudno znaleźć państwo w regionie, które lepiej radzi sobie z problemami rynku pracy. Ta zmasowana krytyka Kataru, której jesteśmy świadkami w przededniu mundialu, jest w jakimś sensie krzywdząca dla emiratu, gdyż jest on jedynym państwem regionu, które dokonało zmian instytucjonalnych w zakresie funkcjonowania rynku pracy, próbując go ucywilizować. Słuszną krytykę emirat przyjął z pokorą i podjął działania, jakich od niego oczekiwano. Wysiłki te powinny być przez społeczność międzynarodową docenione, a jednak rzadko lub niemal w ogóle nie przedostają się one do opinii publicznej.
Sprawdź także: Burza przed MŚ w Katarze. Co na to PZPN?
Spore grono kibiców podczas mundialu będzie zakwaterowanych w Dubaju. Emiraty dobrze czują się w roli faktycznego współorganizatora mistrzostw świata?
Strona katarska twierdzi, że źródłem nasilonego szczególnie teraz czarnego PR-u jest opłacona przez Zjednoczone Emiraty Arabskie agencja marketingowa. To brzmi może śmiesznie, ale znając ten region, wcale się nie dziwię. Obecna władza ZEA niesłychanie ciężko znosi sukcesy Kataru. Uważa, że Katar gra w nie swojej lidze, jest malutkim państwem i nie powinien w ogóle równać do Emiratów czy Arabii Saudyjskiej.
Tymczasem Katar sprawdził się jako wielki donator szczepionek, współpracuje ze Stanami Zjednoczonymi (w przeszłości umożliwiając im np. negocjacje z talibami na swoim, neutralnym terenie) i jest najbardziej skłonny z całego regionu, by dostarczyć Zachodowi gaz. Ogromny sukces Kataru w postaci przyznania temu państwu przez FIFA praw do organizacji mundialu był dla Emiratów nie do przełknięcia. Dlatego od razu zaczęli mówić, że Katar na pewno sobie nie poradzi. Propozycja zakwaterowania kibiców w Dubaju, a tym samym odstąpienie ogromnego kawałka dochodowego tortu, była manewrem pojednawczym ze strony Kataru. Jak się okazuje, niewystarczającym.
Niektórym z zarzutów Katar nie może jednak tak po prostu zaprzeczyć. W 2020 Departament Sprawiedliwości USA stwierdził, że by ściągnąć do siebie MŚ, jego władze wręczyły łapówki.
Mnie, jako badacza, obowiązuje opieranie się na twardych faktach, a nie na ogólnych wrażeniach. A faktem jest, że dwuletnie dochodzenie przeprowadzone przez komisję etyki FIFA nie wykazało żadnych istotnych dowodów na korupcję. Ale nie miejmy złudzeń, od szeregu lat decyzje FIFA budzą wiele kontrowersji i oskarżeń o podłoże korupcyjne przy ich podejmowaniu. Może w przyszłości znajdą się twarde dowody na korupcję przy wyborze organizatora mundialu w Katarze, dzisiaj jednak nie jesteśmy w stanie stwierdzić tego jednoznacznie.
Wielu komentatorów podkreśla, że tegoroczny mundial jest najdroższy w historii. Kwotę 220 miliardów dolarów podaje się jako przykład szaleństwa i marnotrawstwa.
Osoba mówiąca, że to marnotrawstwo, nic nie wie o Katarze. Mundial ma być jedynie jednym z narzędzi przyspieszających rozwój tego de facto państwa-miasta. Władze mają już plany biznesowe np. na wykorzystanie stadionów - jeden z nich ma być zresztą rozebrany i przekazany biedniejszym krajom. Zbudowano także dzielnicę Lusail, w której po mistrzostwach zamieszkają młodzi Katarczycy. Zbudowano metro, autostrady, drogi szybkiego ruchu, port, muzea i parki. Oni są dumni, że budują swoje państwo i tak na tę kwotę trzeba patrzeć.
Gdy byłam w Dosze, rozmawiałam z władzami katarskimi i oglądałam projekty budowy miasta. Wtedy wszędzie stały dźwigi, trwały budowy. Założenie władz Kataru jest jednak takie, że po mundialu zostanie im tylko kilka projektów do skończenia i wszystko będzie gotowe. Zamierzają odpoczywać i cieszyć się swoim krajem. Oczywiście oznacza to koniec pracy dla emigrantów zarobkowych.
Czyli koniec wyzysku?
Gdyby faktycznie Katarczycy zakończyli inwestycje, to nie będzie wyzysku, ale nie będzie też zarobku. Przeciwko warunkom pracy w Katarze protestują organizacje zajmujące się prawami człowieka, dziennikarze, zachodni politycy, ale proszę zauważyć - czy Bangladesz, Pakistan, Nepal są w tym gronie? Ze strony ambasad tych krajów nie wpłynął do Kataru ani jeden tego typu wniosek. Co więcej, państwa te nie ingerują w ogóle w pracę pośredników, nie prowadzą akcji edukacyjnej, a ich obywatele nie mogą liczyć na żadną ochronę. Można zapytać: dlaczego?
Najpewniej jest to związane ze skalą napływu środków, pochodzących z pracy najemnej swych obywateli i ich znaczenia dla tych państw. Przekazy pieniężne od pracowników zatrudnionych w Zatoce stanowią 24 proc. PKB Bangladeszu i po ok. 10 proc. Pakistanu, Filipin i Nepalu. Dla gospodarek tych państw to są ogromne pieniądze. Po wtóre - wynagrodzenia za niewątpliwie strasznie ciężką pracę tych ludzi są podstawowym (a często jedynym) dochodem ich rodzin. Odcięcie oznacza dla nich ruinę finansową. Dlatego to jest tak złożony problem.
Biorąc powyższe pod uwagę, dobrze, że społeczeństwa Zachodu bronią praw najsłabszych w Katarze, nagłaśniają wszelkie naruszenia w tej materii. Trzeba mieć jednak na uwadze, że by faktycznie zwalczyć proceder wyzysku i cokolwiek trwale uległo zmianie, muszą mocno protestować sami zainteresowani. W tym przypadku nie robotnicy, a ich władze. Cisza ze strony państw wysyłających i ich obojętność na losy swych obywateli daje niejako carte blanche do stosowania nadużyć.
Co w takim razie panią martwi, zaskakuje lub oburza w kontekście mundialu w Katarze?
Trudne są oczywiście kwestie związane z prawami osób LGBT. Żadne państwo islamskie nie akceptuje homoseksualizmu, a Katar nie jest wyjątkiem. Władze deklarują, że na mistrzostwa zostaną wpuszczeni absolutnie wszyscy, także z tęczowymi flagami, natomiast podejrzewam, że po mundialu dla tej mniejszości w Katarze nie zmieni się absolutnie nic. Tutaj konserwatywna religia jest wzmocniona przez konserwatywne społeczeństwo i w tej kwestii nie możemy liczyć na przełom.
Natomiast z drugiej strony Katarczycy są niesłychanie kulturalni i życzliwi. Być może tego nie widać, bo żeby poznać Katarczyka, trzeba się do niego odezwać, sami nie inicjują kontaktów, ale jeżeli będzie miała pani jakikolwiek problem i zwróci się pani do nich o pomoc, są gotowi poświęcić dwie godziny, by go rozwiązać. Miałam rzadką okazję poznać rodziny katarskie od środka i obcując z nimi byłam czasem zawstydzona naszym polskim brakiem kultury w porównaniu do ich niemalże nadgorliwej uprzejmości. Rozmowy kończyły się zawsze pytaniem: "jak jeszcze mogę pomóc?"
Nie sposób nie zapytać o podejście Katarczyków do praw kobiet. Głośno było o przypadku Meksykanki Paoli Schietekat, zatrudnionej przy organizacji mistrzostw. Została zgwałcona i skazana przez sąd na siedem lat pozbawienia wolności oraz karę chłosty. Ostatecznie uciekła do Meksyku.
Gdy patrzymy na to z perspektywy zachodniej cywilizacji, nietrudno się zbulwersować. Taka jest specyfika całego świata islamu - nikt nie będzie wierzył, że kobieta może mówić prawdę, a mężczyzna kłamać. Głos kobiety nie liczy się w konfrontacji z głosem mężczyzny. To on jest wszak jedynym żywicielem rodziny i to także się nie zmienia. Natomiast np. penalizacja stosunków pozamałżeńskich dotyczy obu płci.
Jeśli idzie natomiast o inne dziedziny życia, Katarki mają stosunkowo dużą jak na ten region swobodę. Mnóstwo z nich studiuje, wiele pracuje (inaczej niż to ma miejsce w Arabii Saudyjskiej czy ZEA). Wiele z nich zatrudniło się przy organizacji mistrzostw, np. w charakterze hostess. Kobiety katarskie, tak jak wszystkie inne, mogą także zasiadać na trybunach.
Swoboda dotyczy także stroju?
Wbrew potocznej opinii Katarki mogą ubierać się po europejsku. Szejka Mozah czy piosenkarka Dana al-Fardan pokazują się w kolorowych, zwesternizowanych strojach, zyskując powszechną akceptację swojego społeczeństwa. Sama byłam świadkiem katarskiej imprezy rodzinnej, w której wszyscy uczestnicy ubrani byli w stroje, jakie nosimy na Zachodzie. Jednak dominuje postawa konserwatywna. Katarki chcą nosić swoje czarne abaje.
Podobnie podchodzą do prowadzenia samochodu. Mają swobodę prowadzenia auta, ale nie chcą z niego korzystać. Tutaj znów wracamy do specyfiki państwa i tego, że jego obywatele stanowią zaledwie 13-procentową mniejszość. Kobiety katarskie chcą więc się jakoś wyróżnić, oddzielić od przybyszów z innych krajów. Dlatego tak chętnie noszą tradycyjne stroje, wolą jeździć z kierowcą - wszak kobieta za kółkiem to przyjezdna. Odpowiedni strój i zachowanie automatycznie oznaczają społeczny status i prestiż, ale także szacunek pozostałych. Są orężem w walce o zachowanie tożsamości narodowej w tak multikulturowym społeczeństwie.
Katar podoła organizacji Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej?
Katar ma doświadczenie w organizacji imprez sportowych na bardzo wysokim poziomie. By wymienić kilka - był gospodarzem Igrzysk Azjatyckich w 2006, Mistrzostw Świata Mężczyzn w Piłce Ręcznej w 2015, Mistrzostw Świata w Boksie w 2015, Pucharu Państw Arabskich FIFA 2021, zaś w lutym tego roku finału Superpucharu Turcji. Tylko w 2021 r. Katar był gospodarzem 63 wydarzeń sportowych, w tym sześciu mistrzostw świata.
W przeszłości nikt nie zgłaszał zastrzeżeń do jakości tych imprez. Jestem przekonana, że Katarczycy są w stanie zrobić coś, co zachwyci. Bardzo zależy im zresztą, żeby przybliżyć Zachodowi islam jako kulturę i przełamać stereotypy. Będziemy obserwować, czy uda im się te cele zrealizować.
Myśli pani, że to możliwe akurat przez piłkę nożną i Katarczykom uda się wyjść z tej PR-owej katastrofy?
Dostrzegam, że obecnie ma miejsce zmasowany atak na Katar, mający na celu zniszczenie reputacji emiratu, często przez powielanie stereotypów, nagłaśnianie wyłącznie zjawisk negatywnych. Trudno mi to do końca zrozumieć i uważam, że jest w tym sporo nieuczciwości. Odnoszę wrażenie, że dzisiaj, cokolwiek by Katar nie zrobił, jest to przedstawiane w czarnym świetle i interpretowane przeciwko niemu. Czy krytykę uda się uciszyć wraz z rozpoczęciem mistrzostw i przekształcić w pozytywny przekaz? Sama nie wiem.
Być może błędem był sam pomysł organizacji mistrzostw świata w piłce nożnej. Piłka nożna jest specyficzną dyscypliną sportu. To w jakimś sensie sport plemienny, do którego święte prawo roszczą sobie Europa i Ameryka Łacińska. Organizatorami mundialu były głównie (choć, trzeba przyznać, niejedynie) państwa z tych kontynentów. Kibice uznali organizację mistrzostw przez emirat, do tego państwo muzułmańskie, za policzek. Może nie byli na takiego organizatora gotowi? Być może Katar się przeliczył, ale może - i mam taką nadzieję - za półtora miesiąca dzięki mundialowi w Katarze będziemy w innym, bardziej otwartym i tolerancyjnym świecie. Życzę tego sobie i państwu.
Rozmawiała Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski
Przeczytaj też o pewnym spotkaniu na najwyższym szczeblu, które dało nadzieję Katarowi na organizację mistrzostw, wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi: Pustynna burza wokół mundialu w Katarze