Anna Dereszowska ma plan B na życie. Otworzyła glamping

Anna Dereszowska na brak pracy nie może narzekać. Nieustannie angażuje się w nowe projekty aktorskie. Poza tym zainwestowała w glamping na Mazurach. - Prowadzimy taką działalność stricte biznesowo, to taka nasza druga noga. Bardzo nas to cieszy, bo daje nam to możliwość poznawania fajnych ludzi.

Anna Dereszowska o macierzyństwie i rodzinie
Anna Dereszowska o macierzyństwie i rodzinie
Źródło zdjęć: © AKPA

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski: Ile razy rzuciła pani w kogoś tortem w emocjach?

Anna Dereszowska: Nigdy! Ale muszę przyznać, że jest to wielka przyjemność wyrzucić z siebie w ten sposób negatywne emocje. W życiu prywatnym posiłkuję się sportem w tym celu, ale Lulu, w której postać wcielam się w nowym serialu, świetnie sobie z tym radzi. I myślę, że gdybym doświadczyła tego, co ona, to nie jest wykluczone, że robiłabym podobnie.

Czego doświadczyła Lulu, którą pani gra?

Moja bohaterka jest osobą, która swoje życie podporządkowała rodzinie, a w zasadzie mężowi. Lulu żyła pod jego dyktando, zajęła się opieką nad domem i straciła w ten sposób ostatnich kilkanaście lat swojego życia zawodowego. Do pewnego momentu w ogóle nie narzekała, bo podjęła świadomą decyzję. Zresztą wiele kobiet wybiera taki sposób na życie i świetnie się w tym odnajdują.

Natomiast zdaje się, że Lulu postawiła na nie najlepszego konia, bo mąż okazał się wiarołomcą. Aby uniezależnić się niego, musiała podjąć pracę i postawiła na coś, co do tej pory robiła tylko dla rodziny, czyli pieczenie tortów. Biznes to dla niej czarna magia, ale na szczęście ma u swego boku zaradną siostrę. Dziewczyny bardzo się wspierają i o tym w dużej mierze opowiada też nasz serial – o siostrzanej, kobiecej sile. Mam szczerą nadzieję, że "Lulu" będzie w pewnym stopniu inspiracją dla kobiet, które znajdują się w trudnej sytuacji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Przykład Lulu, ale też wiele życiowych sytuacji, pokazują, że nawet będąc w związku, warto mieć jakiś kawałek dla siebie, swoje pasje.

To jest niezwykle ważne. Również w takich relacjach, gdy ludzie są blisko ze sobą i mają wspólne zainteresowania. My z Danielem cenimy sobie to, że nie pracujemy razem, że każde z nas ma przestrzeń i czas. Może nie tylko zawsze dla siebie, bo jesteśmy rodzicami trójki dzieci, ale potrafimy realizować się osobno. Szukamy również takich momentów, żeby spędzić czas we dwoje, ale rozumiemy też swoje potrzeby.

Co więcej, Daniel ma swoje pasje, którymi zaraża dzieciaki, ja próbuję w nich zaszczepić miłość do moich zainteresowań.

Mogłaby być pani tzw. żoną przy mężu?

Nie. To nie jest moja natura, mam inne ambicje. Mam nawet świadomość tego, że gdy zdarzają się okresy, gdy mam mniej pracy i więcej jestem w domu, bywam uciążliwa. Jestem przyzwyczajona do aktywnego trybu życia, więc wyszukuję wtedy rzeczy, które można zrobić, naprawić i burzę ten naturalny rytm, którym żyje rodzina.

Dzieciaki są przyzwyczajone do tego, że oboje sporo pracujemy, ale czuję, że jesteśmy wystarczająco dobrymi rodzicami. Tak sobie mówię, bo już wyrosłam z życia w poczuciu winy: że jest mnie za mało, że niewystarczająco spełniam się w roli mamy, pracownika, partnerki, gospodyni domowej… Robię wszystko tak, jak potrafię najlepiej. Myślę, że wszyscy funkcjonujemy w tym całkiem nieźle.

A jeszcze – my kobiety – mamy niesamowitą zdolność samobiczowania się.

Doskonale to rozumiem, bo sama męczę się z tym od wielu lat i pracuję nad tym, żeby sobie nie dokładać. Małe "porażki" dnia codziennego zdarzają się nam wszystkim, więc chciałabym się wyzbyć tego poczucia winy, które jako kobiety w sobie nosimy. A już najbardziej w momencie, gdy zostajemy mamami. Niby wszystko robimy dobrze, dzieci są zaopiekowane i szczęśliwe, a i tak, gdy maluch dostanie np. kolki, obwiniamy siebie. Choć to przecież nie jest nasza wina.

Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Warto się trzymać tego powiedzenia?

Zdecydowanie tak. Oczywiście zdarzają się takie dni, że mam wszystkiego dość, ale na szczęście są rzadkością. Mam obok siebie osobę, która chyba może o tym zaświadczyć. Nasza niania powiedziała mi kiedyś piękne słowa, które mnie niesamowicie urzekły. Usłyszałam wtedy od niej, że nie wyobraża sobie, aby nasze dzieci mogły mieć wspanialszą mamę, bardziej zaangażowaną i kochającą.

Oczywiście, że zdarzają mi się sytuacje, kiedy czegoś nie dowiozę i zapomnę, że któreś z moich dzieci miało wizytę u lekarza albo wywiadówkę w szkole. Ale trudno. Jestem najlepszą wersją siebie. Patrząc na uśmiechy moich dzieci, na to jak są otwarte, zainteresowane światem, dopieszczone, po prostu szczęśliwe, myślę sobie, że jesteśmy całkiem dobrymi rodzicami.

Pani sama wywodzi się z domu, w którym rodzice intensywnie pracowali. Odczuwa pani jakieś deficyty z tego powodu?

Nie. Nigdy nie miałam żalu do rodziców, że ich nie było z nami. Jak byli, to byli na 100 proc., spędzali z nami wspaniałe, aktywne wakacje. Mam niezwykle ciepłego, kochającego tatę. Wiem też, że gdy ludzie są młodzi, to jest to najlepszy czas na budowanie kariery, wówczas pracy poświęca się sporo czasu. Zwłaszcza, gdy jest się lekarzem, jak mój tata. Jednocześnie jest to ten czas, kiedy myśli się o rodzinie. I nie ma innego wyjścia jak iść na kompromisy.

Kiedy byłam trzydziestolatką, powtarzałam jak mantrę, że "można wszystko". Oczywiście, że można, ale jakim kosztem! Trzeba jednak dokonać wyborów i odmówić sobie czasem czegoś. Młodej mamie, która chce pracować, trudno jest powiedzieć: "Odpuszczę i odpocznę trochę". Rzadko dajemy sobie przyzwolenie na tzw. nicnierobienie, bo zawsze się coś znajdzie.

Czytałam ostatnio wywiad, w którym lekarka mówiła, że sen powinien być matkom przepisywany na receptę i może wtedy korzystałyby z możliwości odpoczynku.

Może to nie jest zły pomysł.

Z reguły ambicja jest postrzegana jako cecha pozytywna. Czy może być też "przeszkadzajką" w życiu?

Zdecydowanie, choć ja już wyrosłam z takich wygórowanych oczekiwań wobec siebie. Kiedy moja córka była mała, pracowałam ekstremalnie dużo. Teraz myślę sobie, że gdybym miała to doświadczenie i wiedzę, wielu rzeczy bym odmówiła. Ale wówczas mniej wiedziałam, dlatego nie mam wyrzutów sumienia. To byłam inna ja, na innym etapie życia. Widać tak musiało być.

Rozmawiała o tym pani z córką?

Tak, przegadywałyśmy z Leną temat. Ona sama mi kiedyś powiedziała: "Mamo, ciebie bardzo dużo w domu nie było. Pamiętam, jak odprowadzałaś mnie rano niewyspana do przedszkola, a potem jechałaś gdzieś ze spektaklem teatralnym i przez dwa dni cię nie było". Wtedy takiego wyboru dokonałam i nie chcę tego rozpamiętywać. Wiem też, że zrobiłam wtedy wszystko, aby moja córka nie czuła się osamotniona. Sporo o tym rozmawiamy. Ja też była dzieckiem "z kluczem na szyi", które było wychowywane głównie przez nianię, ale nie mam absolutnie pretensji do rodziców, bo wiem, że to był ich czas.

Ma pani czas na swoje pasje niezwiązane z aktorstwem?

Nie bardzo, ale takim azylem i pasją jest dla mnie sport. Staram się poświęcić na to parę godzin w tygodniu. Dzięki temu mam dużo spokoju, jestem naładowana pozytywną energią. W tej chwili trenuję w domu z aplikacją i pomstuję na tę Ankę Lewandowską, ale finalnie jestem dumna i szczęśliwa z wykonanego treningu. Łatwiej mi się mierzyć z codziennością po takiej dawce endorfin.

Ostatnio pojawiły się nagłówki w stylu: "Anna Dereszowska przytyła na planie serialu". Jak dużą wagę do wyglądu pani przywiązuje?

Jak dobrze, że ja tego nie czytam! Uprawiam sport, żeby dać upust emocjom, choć ciało jest dla mnie ważne. Nie tylko ze względu na to, że jest moim narzędziem pracy i muszę o nie dbać. Ale wyrosłam też w domu, w którym uprawiało się zawsze sport. Jeździliśmy na nartach, mama grała w tenisa, tata woził mnie na jazdę konną. Sport i dbałość o ciało są nieodłączną częścią mojego życia. Tę miłość zaszczepiliśmy też w naszych dzieciach – Lena gra w siatkówkę, Maksio w piłkę nożną. Oboje grają w tenisa. A nasz Aleksander mając rok i trzy miesiące wsiadł już na rower biegowy. Widzę, że świetnie odnajdzie się w kolarstwie, zwłaszcza poza szlakiem, więc Daniel będzie miał kompana na wyprawy.

A biznes to pasja czy plan B na życie?

Faktycznie wybudowaliśmy dom na Mazurach. Jest piękny, ale nie jest pałacem, jak niektórzy pisali. Dom jest poniżej 200 m, ale mamy też domek gościnny, który wynajmujemy, namioty glampingowe. Prowadzimy taką działalność stricte biznesowo, to taka nasza druga noga. Bardzo nas to cieszy, bo daje nam to możliwość poznawania fajnych ludzi. Poza przestrzenią biznesową jest to też fajna przestrzeń osobista.

Chcemy oczywiście to rozwijać: będzie więcej namiotów i aktywności możliwych na miejscu. Mamy w planach postawić balię, pomost… Sporo pracy i jednocześnie wiele radości.

To ostatni czas pandemiczny sprawił, że zaczęła pani myśleć o innym scenariuszu na życie?

Zawsze miałam potrzebę posiadania planu B. Wychowywałam się w domu, w którym kobiety były niezależne i to było dla mnie istotne, aby takie poczucie mieć. Zawód, który wykonuję, jest chimeryczny, a zwłaszcza w przypadku kobiet. Z upływem lat propozycji dla aktorek jest mniej, teatr daje w pewnym sensie taką pewność, że praca będzie. Natomiast ról filmowych i serialowych jest mniej, choć są ciekawsze. Dlatego też nigdy nie zamykałam się tylko na jeden obszar działalności. Zawsze w coś inwestowałam, oczywiście nie zawsze były to trafione inwestycje. Daniel też jest bardzo przedsiębiorczy i wspieramy się w prowadzeniu rodzinnego biznesu.

Mówiła pani o licznych zajętościach, czasie spędzonym z rodziną… Ale myślę sobie, że chyba fajnie mieć za wzór kobietę, która jest silna i niezależna.

Trzeba by o to zapytać dzieciaki, ale myślę, że tak jest. Myślę, że Lena wiele ode mnie może czerpać. Mam nadzieję, ze jest dumna z mamy, bo ja jestem bardzo dumna z niej. Wydaje mi się, że dla moich dzieci ważne jest to, że jestem spełniona i szczęśliwa. I że wykonują zawód, który jest moją pasją i z którego mogę się godnie utrzymać.

Rozmawiała Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
anna dereszowskalulurodzina
Komentarze (141)