Anna i ryby głosu nie mają. Dlaczego Lewandowska powinna zwolnić speca od wizerunku
Ludzie są spragnieni Anny i Roberta Lewandowskich. Para podpisuje jeden kontrakt za drugim. Tyle że nadmierna dbałość o wizerunek często nie kończy się dobrze. Perfekcjonizm odbieramy jako fałsz.
11.04.2018 | aktual.: 12.04.2018 08:16
Kilka dni temu jednym z chętniej czytanych tekstów na WP Kobieta był nasz komentarz do zdjęcia Anny Lewandowskiej na tle "prywatnego" samolotu.
Nie wiadomo do kogo należy maszyna, którą trenerka poleciała z Wrocławia do Werony na sesję do swojej nowej książki i pokaz Calzedonii. Co rzecz jasna nie przeszkadza w zwyczajowej naparzance w komentarzach.
Ktoś jest biedny, ktoś ma chore dziecko, a taka Anna Lewandowska lata własnym samolotem. Inny komentujący, ewidentnie orientujący się w branży, wyliczył, że owszem, Lewandowscy są majętni, ale raczej nie na takim poziomie, żeby można ich było podejrzewać o posiadanie samolotu. Może to być co najwyżej czarter.
Przez moment chcieliśmy nawet ustalić, za czyje to pieniądze Anna poleciała z córeczką do Włoch. Ale potem pomyśleliśmy, że nie ma to większego sensu. Ma pieniądze na samolot/czarter? Niech korzysta. Jeśli Calzedonia czy jakakolwiek inna marka uznaje, że jest tyle warta marketingowo – droga wolna. W tym całym "czyj-to-samolot gate" drażni co innego. Brak głosu samej Lewandowskiej.
Anna nigdy nie była przodowniczką interakcji z fanami online. Pozornie to niezły wybór wizerunkowy, praktykowany choćby przez rodziny królewskie. Portale (tak, również my) z każdego komentarza gwiazdy skierowanego do fanów robią newsy. Tylko że jeśli Anna Lewandowska dalej będzie kreowała swój wizerunek w mediach tak, jak robi to obecnie, być może już wkrótce nie będzie miała z kim dyskutować.
Ile można bowiem patrzeć na dziewczynę, która i owszem – ma zgrabne nogi, naturalny uśmiech i kochającą się rodzinę, ale jest nieznośnie mdła. Bez przerwy tylko te ciasta bez glutenu i bez laktozy, mega-super-hiper-treningi, bycie fighterką i "Klarcia jest najważniejsza".
Być może za tymi nieustannymi autodublami stoi kobieta z krwi i kości, która ma swoje wzloty i upadki, a poza "byciem pozytywną" przeżywa jeszcze inne emocje. Jednak z jakiegoś powodu nie jest to coś, co Lewandowska chciałaby pokazywać. Z wizerunku kobiety z krwi i kości, jaką była na początku swojej medialnej drogi, zostaje wydmuszka. Co z tego, że wdzięczna. I jajo Fabergé może się opatrzeć.
Robotyczna trenerka o perfekcyjnych włosach, z której wypowiedzi wynika, że jedyne jej potknięcia polegają na przedłużeniu drzemki z 5 do 25 minut (wywiad w "Gali"). W tej samej rozmowie Lewandowska naciskana przez dziennikarkę przyznaje się, że zdarza się jej jeść niedietetycznie, po czym dodaje, że chodzi o daktyle (całą paczkę!).
Być może rzeczywiście mamy do czynienia z chodzącym ideałem o żelaznej woli. Niestety ludzie tak już jakoś mają, że nie przepadają za perfekcją. W żadnej dziedzinie.
Znakomitym przykładem z celebryckiego podwórka jest tu Małgorzata Rozenek. Za czasów "Perfekcyjnej Pani Domu" raczej nielubiana i to pomimo dobrej oglądalności programu.
Sympatię kobiet zyskała dopiero, kiedy pokazała odrobinę luzu. Lewandowska tę sympatię już ma, składa się na nią mnóstwo elementów. Choćby fakt, że była dziewczyną Roberta na długo zanim został gwiazdą footballu i zaczął zarabiać krocie, albo że jest utytułowaną w karateczką.
I choć Annie może wydawać się inaczej, sympatię ludzi pomoże jej utrzymać raczej odrobina luzu niż kolejne dokonanie z gatunku umięśniony brzuch w miesiąc po porodzie. Nie pomagają też scoachingowane gadki, jak twierdzenie, że "ze swojego słownika wyeliminowała słowo zmęczenie" albo hasło „Myśl pozytywnie, bo po co negatywnie?” (właśnie, głupcze!).
Tego, jak bardzo wizerunek Lewandowskiej potrzebuje wrzucania na luz, dowodzi choćby entuzjastyczna reakcja, z jaką spotkała się jej odpowiedź na komentarz dziewczyny pytającej, co jeść podczas okresu. Anna napisała, że poleca "kabanosy i czekoladę", a fani nie mogli się nachwalić poczucia humoru i dystansu, które tak rzadko zdarza się jej okazywać.
Lewandowscy są naszym dobrem narodowym. Piękni, młodzi, zakochani, bogaci. Dodatkowo nieustannie uśmiechnięci i z niezbędnym do utrzymania miłości gawiedzi rysem tradycjonalizmu (kochają Mazury, święta zawsze spędzają w Polsce, chcą mieć więcej dzieci, itp.). Szkoda byłoby tę sympatię stracić. Zwłaszcza, że celebrytów, których tolerujemy, można policzyć na palcach jednej ręki.