Artur Barciś był w fatalnym stanie. Po latach wyznał straszną prawdę
Artur Barciś jest jednym z najbardziej znanych i lubianych polskich aktorów. Mało kto wiedział, że odtwórca roli Arkadiusza Czerepacha ze słynnego serialu "Ranczo" był bliski śmierci podczas pandemii COVID-19.
05.04.2023 | aktual.: 05.04.2023 18:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Artur Barciś zdobył ogólnopolską popularność przede wszystkim dzięki swoim rolom komediowym w serialach "Miodowe lata" i "Ranczo". Okazało się, że aktor zaraził się koronawirusem i bardzo ciężko przeszedł infekcję. - Covid spowodował, że znalazłem się na granicy, i nie wiedziałem, w którą stronę popchnie mnie los - wyznał w rozmowie z "Vivą!".
Artur Barciś miał COVID-19. "Krzyczał na mnie, że mogłem umrzeć"
Choroba dopadła Barcisia po przyjeździe z Gorzowa. Mężczyzna izolował się w domu, bez żony, która jednak była z nim w ciągłym kontakcie telefonicznym. Pomagali mu też znajomi lekarze.
- Piotrek powiedział: "Jeśli tylko spadnie ci saturacja, masz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Podstawimy ci karetkę". Godzinę schodziłem do kuchni, schudłem siedem kilo. Po czterech dniach Ewa telefonicznie stwierdziła, że oprócz covidu mam zapalenie płuc - wspomina aktor.
Barciś dodał w rozmowie z "Vivą!", że miał 40 stopni gorączki i musiał natychmiast wziąć antybiotyk. W domu znalazł ostatni listek z tabletkami. Niestety, lekarstwo z początku nie przynosiło poprawy. Aktor nie chciał jednak zawracać głowy koledze w środku nocy. - Na drugi dzień Piotr strasznie mnie obsobaczył, krzyczał na mnie, że mogłem umrzeć - dodaje Barciś.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Artur Barciś pokazał mamę. Tysiące komentarzy
Barciś zmagał się z chorobą syna. Bał się o jego życie
Aktor na szczęście wyzdrowiał. To jednak nie był jedyny dramatyczny moment, o którym opowiedział w rozmowie. Wspomina też, że przed laty zmagali się wraz z żoną z ciężką chorobą swojego syna, Franciszka, kiedy ten miał dwa lata. Obawiali się o jego życie.
Jak mówi Barciś w rozmowie, syn nagle przewrócił się w piaskownicy, a następnie "dostał drgawek i zesztywniał".
- Miał bardzo wysoką temperaturę, więc szybko zapakowaliśmy go do malucha i pojechaliśmy na pogotowie. Powiedzieli, że nas nie przyjmą, bo nie mają pediatry. Pojechaliśmy do szpitala, gdzie usłyszeliśmy od lekarki, że muszą zrobić punkcję, bo bardzo możliwe, że to jest zapalenie opon mózgowych i należy się liczyć ze zgonem. Kazała wrócić do domu i zadzwonić za dwie godziny" - opisuje aktor.
Barciś spędził wraz z żoną dwie godziny na kanapie. - Trzymaliśmy się za ręce i płakaliśmy. Po godzinie Beba mówiła: "Zadzwoń już. Zadzwoń tam". Ja odmawiałem. Bałem się, że usłyszę coś strasznego. No i w końcu zadzwoniłem. Okazało się, że dziecko ma zapalenie gardła".
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl