Blisko ludziBeata Pawlikowska: Bez iluzji

Beata Pawlikowska: Bez iluzji

Beata Pawlikowska: Bez iluzji
Źródło zdjęć: © AKPA
03.11.2016 11:02

Beata Pawlikowska mówi o tym, czy w dżungli czuła się samotna, dlaczego ją tam ciągnie i dlaczego wierzy w Boga, ale nie wierzy w Kościół. Rozmawiają Iza Gierblińska i Edyta Hetmańska.

Czym w życiu jest porządek?

To subiektywne wrażenie ładu. Każdy ma swój własny porządek. Każda kultura i każdy człowiek ma swój wewnętrzny porządek.

A czy w takim porządku mieszczą się jakieś uniwersalne normy? Na przykład 2 + 2 = 4?

Niekoniecznie 2 + 2 = 4.

Czy porządek rozumiany 2 + 2 = 4 nie jest drogowskazem?

Drogowskazem do czego? Myślę, że on jest raczej iluzją i pozorem poczucia bezpieczeństwa. Ludzie przywiązują się do tego, że 2 + 2 jest 4. To ładnie wygląda na papierze i zgadza się w rachunkach. Ale życiowo nic z tego nie wynika. To, że 2 + 2 = 4, nie daje żadnej wskazówki na życie. To, że rodzina lwów składa się z lwicy, lwa i dwóch lwiątek, ma sens i to nadaje jakiś sens temu, nad czym się pani zastanawia, ale 2 + 2 = 4 to iluzja, którą karmi nas nasza cywilizacja.

A jeśli odrzucimy taką iluzję, co w zamian?

Nie trzeba jej odrzucać. Chodzi raczej o to, żeby się do niej zbyt mocno nie przywiązywać. Nasza zachodnia cywilizacja dostarcza nam wielu takich iluzji, z których praktycznie nic nie wynika. Na przykład sensacyjne doniesienia publikowane w środkach masowego przekazu – o tym, że ktoś zmniejszył sobie biust, że jest nowy wirus, który być może jest śmiertelnie groźny, albo stopa deflacji jest większa niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Mówi się i pisze milion nikomu niepotrzebnych rzeczy tylko po to, żeby stworzyć hałas. W tym hałasie tracisz swoją duszę i przestajesz rozumieć, kim jesteś, czego pragniesz i po co żyjesz.

Mówiła pani o iluzjach, które nie są potrzebne do życia. A co jest potrzebne?

Myślę, że potrzebna jest prawda, czyli odwrotność iluzji. Prawdziwe umiejętności, które tworzą kompetentnych specjalistów, prawdziwa pasja niezależna od pieniędzy, prawdziwa uczciwość w każdym działaniu (a nie tylko w słowach), prawdziwa miłość, która zawsze kieruje się życzliwością i pozytywnym nastawieniem.

Czy zatem prawda musi być namacalna i doświadczalna?

Nie musi być, ona po prostu taka jest. Bóg też jest prawdziwy, chociaż nie jest namacalny. Wystarczy wyjść rano na dwór i posłuchać, jak śpiewają ptaki. Kiedy widzę, jak wschodzi słońce, to mam niezbity i namacalny dowód na to, że Bóg istnieje.

A jaka jest różnica między religią a wiarą?

Myślę, że różnica jest ogromna. Religia to pewien system stworzony przez instytucje. System różnych zasad, które mają uporządkować to, w co wierzą ludzie. A wiara to jest to, co człowiek czuje. Ja wierzę w Boga, ale nie wierzę w religię. Wierzę w Siłę Wyższą, ale nie wierzę w zorganizowany kościół.

Czy ma pani jakieś negatywne doświadczenia z religią?

Mam, ale nie o to chodzi. Chodzi raczej o to, jak wygląda ten religijny system, jak działa i po co. Przez wiele stuleci religia istniała po to, żeby zarabiać pieniądze dla królów, którzy w zamian dawali duchownym przywileje i bogactwa. Wydaje mi się, że religia czasem stoi w sprzeczności z wiarą, na przykład wtedy, kiedy zajmuje się polityką, wojną, kiedy wywyższa się nad inne religie albo szerzy nienawiść do ludzi innych kultur, ras, wyznań czy poglądów.

Zetknęła się pani z wierzeniami Indian. Czy ich system religijny jest mniej uwikłany w tego typu zależności?

Oczywiście. Tam nie istnieją pieniądze, które korumpują ludzkie umysły. Nikt niczego nie udaje, nie próbuje wyzyskać innych dla swoich celów. Żyje się w uczciwej wspólnocie. Poza tym w różnych częściach Amazonii są różne wierzenia. Są plemiona wierzące w jedno bóstwo, ale są też takie, które wierzą w rozmaite istoty duchowe. Trochę jak w szintoizmie, japońskiej religii, gdzie są istoty duchowe zwane kami, które mieszkają w drzewach, kamieniach, górach i są wszędzie dookoła.

Czy świat Indian ma szansę przetrwać? Świat Zachodu wpycha się do nich z każdej strony. Czy pozostaną wierni swoim wierzeniom?

Myślę, że oni pozostaliby przy swoich wierzeniach, gdyby nie to, że biali ludzie narzucają się ze swoimi obyczajami. To nie Indianie przychodzą do białych, to biali kierowani rządzą pieniądza przychodzą i narzucają im swój świat. Więc nie wiem, czy przetrwają.

Czytając książkę „Między światami”, odniosłam wrażenie, że to manifest, wołanie o powrót do harmonii, równowagi, oczyszczenia duchowego, do uspokojenia się wśród tego chaosu, który jest w codziennym świecie. Ale za każdą książką jest też jakaś motywacja

Harmonia i równowaga dają siłę. Chaos powoduje tylko rosnące zmęczenie, stres i rozpacz. Więc tak, namawiam do odzyskania równowagi wewnętrznej, bo to jest stan fantastycznej mocy, która pozwala zrealizować swoje życiowe cele i marzenia.

Czy było jakieś wydarzenie, które dopięło w pani tę gotowość? Jak wygląda proces twórczy?

Mam dużo różnych pomysłów. Zaczynam pisać książkę wtedy, kiedy czuję, że ona jest już we mnie gotowa. Czuję ją w sercu i chociaż nie wiem, jak dokładnie będzie wyglądała, wiem, że ona cała już we mnie istnieje. Mam pierwsze zdanie, do którego czuję pełne przekonanie. Siadam i zaczynam pisać. Z tego pierwszego zdania wynikają następne. W pewien sposób ta książka pisze się sama. To jest coś, co dzieje się nie tylko na kartce, na klawiaturze i w moim umyśle, ale gdzieś pomiędzy mną a niebem. Słowa przychodzą same, same pojawiają się porównania, metafory, wyrażenia. Nie muszę się nad nimi zastanawiać ani ich wymyślać. Spływają do mnie wtedy, kiedy ich potrzebuję. Wystarczy usiąść nad zeszytem albo przy komputerze i zacząć pisać. Reszta dzieje się sama.

Czy pani wtedy odczuwa satysfakcję? Energię, napędzającą siłę?

Tak. Im zdrowszy tryb życia prowadzę, tym łatwiej jest mi wejść w ten stan. Zdrowe jedzenie, zdrowy sen, uprawianie sportu i świadome niezaśmiecanie umysłu tym, o czym rozmawiałyśmy wcześniej.

Czy dla pani pisanie książek jest rodzajem medytacji?

Chyba nie. Medytacja to raczej stan pozbawiony aktywności, a pisanie jest jak najbardziej działaniem.

A czy łatwo jest medytować?

Długo nie umiałam medytować i nie rozumiałam, na czym to polega. Teraz wiem, że to jest rodzaj wewnętrznego sprzątania, które dokonuje się wtedy, kiedy mu na to pozwolisz. Czyli wtedy, kiedy będziesz w stanie wyłączyć swój umysł. Przestać podążać za myślami. Dla niektórych to może być najtrudniejsze na świecie. Bo mamy nawyk, żeby nieustająco zalewać się masą śmieciowych informacji, czyli takich, które do niczego nie służą. Dlatego przestałam oglądać telewizję, nie czytam gazet ani portali informacyjnych. Masowe środki przekazu zalewają nas śmieciowymi informacjami i ludzie są przyzwyczajeni do tego, żeby ciągle otrzymywać nowe bodźce. Nieważne jakie, byle poruszały. Dlatego nagłówki są sensacyjne. Nie ma w nich realnej wiedzy, z której mógłbyś skorzystać w życiu. Są tylko podżeganiem emocji. Stają się w pewien sposób uzależniające. Nabierasz nawyku, żeby do umysłu cały czas podsypywać śmieciowe informacje. Stąd rodzi się galop myśli i wewnętrzny chaos.

O czym chciałaby pani czytać w gazetach?

Gazety powstały po to, żeby w treściwej formie przekazać ważne informacje, więc zamysł był dobry. Teraz nadrzędnym celem wydawania gazet jest zarobienie pieniędzy. Tak samo jest z radiem, telewizją, internetem. Dobrym redaktorem naczelnym jest ten, kto przynosi największe zyski. Tak samo jest z żywnością. Nie chodzi o to, żeby ludzi nakarmić. Chodzi o to, żeby fabryka jedzenia zarobiła jak najwięcej. Dlatego dodaje się do żywności toksyczne dodatki chemiczne, które są tańsze od naturalnych. Rządzi zysk. To, co daje nam nasza zachodnia cywilizacja w hurtowych ilościach, to w większości przypadków śmieciowe rzeczy.

Co się najbardziej traci w takiej śmieciowej rzeczywistości?

Życie. Traci się zdrowie, bo śmieciowe jedzenie nie karmi, tylko zatruwa organizm toksynami. Traci się wewnętrzną równowagę, poczucie sensu, umiejętność rozróżnienia dobra od zła. Traci się człowieczeństwo.

Jak wyglądał moment, w którym zrozumiała pani, że chce otworzyć drzwi, wyjść z tego śmieciowego świata tam, gdzie jest prawda, gdzie nie ma iluzji; tam, gdzie się odzyskuje życie?

Nie zrozumiałam tego tutaj. Myślę, że człowiek wychowany w tym świecie nie jest w stanie tego zrozumieć, bo instynktownie przyjmuje to za prawdę. Ja też tego kiedyś nie rozumiałam. Do chwili, kiedy zaczęłam mieszkać z Indianami.

Czy istnieje samotność w dżungli?

Ale skąd! Samotność to podświadomy lęk. Tam czegoś takiego nie ma. Człowiek czuje się częścią przyrody i świata, nie czuje strachu i nie jest sam.

Czy tam zdołała się pani uwolnić?

Na początku nie. Patrzyłam na Indian z politowaniem. Współczułam im, że są biedni, bo nie mają tych wszystkich przedmiotów, które my mamy: butów, latarki, lodówki. Ale coś mnie ciągnęło z powrotem. Przeznaczenie musiało mnie tam wysyłać, bo tam nie było ani przyjemnie, ani lekko. To jest trudne, niebezpieczne i nieprzewidywalne miejsce. A ja ciągle chciałam tam wracać. Podczas kolejnej wyprawy nagle mnie olśniło i zrozumiałam, że to oni, Indianie, mają prawdziwe życie. Oni mają prawdę, a my przetworzone wielokrotnie i ładnie zapakowane kłamstwo.

Jak nasz kontynent wygląda z oddali?

Myślę, że jest najbardziej destrukcyjną cywilizacją, jaką można sobie wyobrazić. Ludzie zabijają siebie dla zysku, choćby w taki sposób, że produkują tanie słodycze i piszą na opakowaniu, że to coś ma dużo magnezu i witamin, ale w rzeczywistości jest zrobione z dodatkiem zabójczych substancji, takich jak na przykład syrop glukozowo-fruktozowy, który wywołuje ciągły głód i otyłość, albo aspartam, powodujący raka mózgu, czy sztuczne aromaty i smaki, doprowadzające do śmierci komórek nerwowych w mózgu. Takie jedzenie jest czystym kłamstwem i jest jednym z powodów epidemii raka, autyzmu, chorób serca, otyłości i wielu innych.

Człowiek współczesny, żeby mógł się czuć człowiekiem, musi czuć wygodę.

To jest pozór wygody. Co z tego, że możesz kupić kurczaka za 5 zł, jeśli ten kurczak jest pełen antybiotyków i hormonów, które prowadzą do utraty zdrowia? Co z tego, że masz mnóstwo tanich towarów na półkach w sklepie, skoro te towary są w większości szkodliwe, trujące albo złej jakości?

Miała pani do czynienia z szamanizmem. Jak to doświadczenie na panią wpłynęło?

Potwierdziło to, co czułam wcześniej. Zawsze wiedziałam, że istnieją na świecie rzeczy, których nie można pojąć ani wytłumaczyć. Szamanizmu doświadczyłam nie tylko w dżungli amazońskiej u szamanów. Coś pani powiem. Wczoraj obudziłam się o 3.30 nad ranem. Otworzyłam okno i to był najbardziej szamański moment, jaki można sobie wyobrazić. Zaczarowany świat. Ptaki wydawały z siebie niezwykłe głosy, niebo było błękitne. Ludzie jeszcze spali. Spały fabryki, samochody i inne miejsca, które hałasują w ciągu dnia. Był tylko czysty świat w swojej niezwykłej, tajemniczej postaci.

Ten szary świt między nocą a dniem to moment przejścia…

Człowiek uświadamia sobie wtedy, jak niezwykła siła jest dookoła, jak niezwykła moc tym wszystkim porusza, ile jest w tym magii i tajemnicy.

Gdyby jednak obudziła się pani o 3.30 nad ranem w mieszkaniu w środku miasta, nie tak jak teraz, w miejscu otoczonym zielenią, to dalej można byłoby mówić o szamanizmie?

Tak, myślę, że w każdym miejscu o tej porze można byłoby doświadczyć czegoś takiego. Może wyjątkiem byłby Nowy Jork, bo tam o 3.30 niewiele osób śpi, ale nawet tam, tak mi się wydaje, świat wygląda inaczej o brzasku.

Próbuję sobie wyobrazić ten szamanizm na Grochowie w Warszawie i nie umiem przekonać się do tego, że można by go tam przeżyć w pełni. Czy to nie jest tak, że pewne rzeczy muszą mieć swoją oprawę?

To, co jest magiczne, jest nie tylko w koronach drzew, kwiatach, rzekach, pustych polach, ale jest też w niebie, które jest takie samo nad łąką i nad głośnym, betonowym miastem. Niech pani spróbuje. 3.30 nad ranem.

Rzuca pani wyzwanie. Musiałabym przeprosić się z miastem. Mam wrażenie, że to, co pani robi, to uczenie innych miłości do siebie i do świata. Nie rodzimy się z taką umiejętnością?

Nie rodzimy się z żadną umiejętnością. Nabywamy je, dorastając, a w naszej zachodniej cywilizacji uczymy się uciekania, walczenia, tego, że jesteśmy gorsi, niepotrzebni, nieważni, że inni muszą nam dać prawo do życia i muszą nas zaakceptować. Myślę, że trzeba wrócić do tego, co jest ważne, do tego, od czego wszystko się zaczyna, czyli do szacunku i sympatii wobec samego siebie, bo tylko z tego wypływa naturalny szacunek i życzliwość wobec innych.

Jak odróżnić miłość do siebie od egoizmu?

Egoizm to jest stawianie swojej wygody ponad potrzeby innych istot. Lubienie siebie to jest poczucie, że jestem równie ważna jak inni ludzie. Nie jestem ważniejsza ani lepsza, tylko jestem równie ważna, potrzebna i wartościowa jak inni. Mam prawo żyć i mam prawo spełniać swoje marzenia.

Jaka moc jest w żółtych karteczkach, które doskonale się z panią kojarzą?

To jest jedno z codziennych ćwiczeń na pozytywne myślenie. Na żółtej karteczce piszę jedno ważne zdanie, jedną ważną rzecz, o której warto pamiętać. Zmiana sposobu myślenia automatycznie pociąga za sobą niesamowicie piękne zmiany w życiu. Ale żeby dokonać tej zmiany, trzeba codziennie ćwiczyć. Dlatego przygotowuję codziennie jedną żółtą kartkę i publikuję ją na Facebooku, żeby w ten sposób pomóc w systematycznym ćwiczeniu.

Czy mamy w życiu jakieś stałe wartości?

Oczywiście. Dobro, uczciwość i miłość rozumiana jako pozytywne nastawienie. Żeby je w sobie wzmocnić, trzeba je najpierw świadomie wybrać. A później – ćwiczyć je uparcie i wytrwale każdego dnia. Ja tak robię.

Źródło artykułu:miastokobiet.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (6)
Zobacz także