Blisko ludziBicie dzieci to wyraz miłości? Rzecznik Praw Dziecka: "Pora wyjść z jaskini"

Bicie dzieci to wyraz miłości? Rzecznik Praw Dziecka: "Pora wyjść z jaskini"

Profesor Zbigniew Stawrowski, filozof polityki, na łamach “Rzeczpospolitej” dzieli się własnymi przemyśleniami na temat kar cielesnych wobec dzieci, uznając je za moralnie uzasadnione, a nawet świadczące o głębokich uczuciach wobec dziecka. Tekst ten wywołał gwałtowne reakcje nie tylko psychologów I pedagogów, ale także samych rodziców. Oburzeni pytają “Co na to Rzecznik Praw Dziecka?” Z pełniącym tę funkcję Markiem Michalakiem rozmawia Małgorzata Ohme.

Bicie dzieci to wyraz miłości? Rzecznik Praw Dziecka: "Pora wyjść z jaskini"
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com

19.09.2016 | aktual.: 20.09.2016 14:32

Co czuje i myśli Rzecznik Praw Dziecka, gdy słyszy słowa profesora Stawrowskiego o tym, że klaps to wyraz najgłębszej miłości? Zamierza pan coś zrobić w tej sprawie? Zwłaszcza, że profesor pisze w “Rzeczpospolitej”, że nie za bardzo rozumie pan sens i cel sprawowanej przez siebie funkcji. Uzasadniając to, powołał się na pana interwencję wobec sędziego, który nie uznał stosowania klapsów za przemoc.

Z jednej strony smutek, że ktoś w dzisiejszych czasach tak może nie rozumieć praw dziecka, potrzeb najmłodszych obywateli. Tak, już ludzi, już obywateli, chronionych także 40 art. Konstytucji RP, gdzie zapisano „(…)Zakazuje się stosowania kar cielesnych”. Z drugiej strony zdumienie, że kiedy dysponujemy tyloma wynikami badań naukowych wskazującymi nie tylko na niestosowność, lecz wręcz szkodliwość jakiegokolwiek uderzania dzieci, osoba wykształcona prezentuje takie stanowisko. Mógłbym spróbować zrozumieć takie podejście do kwestii stosowania kar cielesnych u kogoś żyjącego w XIX wieku! Tym bardziej nie rozumiem tych słów w ustach profesora uniwersytetu. Są one nie tylko pozbawione sensu, ale i spóźnione. Dyskusja i konsultacje społeczne, w których uczestniczyły bardzo różnorodne środowiska oraz zabierały głos niekwestionowane autorytety z dziedziny psychologii oraz pedagogiki, znawcy dzieciństwa i wychowania, zakończyły się w 2010 roku. Zakończyły się, dodam, zmianą prawa.

Co do działań, które podejmuję to, oprócz wyrażenia stanowczego sprzeciwu, także apel do psychologów i pedagogów z polskich uczelni o wspólne przedstawienie panu profesorowi filozofii polityki głównych błędów w stawianych przez niego tezach. Oczekuję zajęcia stanowiska w tym temacie przez władze uniwersytetu (UKSW).

Kilka kampanii, które pan zainicjował w Polsce “Reaguj! Masz prawo", "Bicie, czas z tym skończyć" oraz “Bicie uczy, ale tylko złych rzeczy” wpłynęło pozytywnie na świadomość rodziców co do skutków takiego karania. Wspominał pan o badaniach, które udowadniają, że dzięki temu przemoc wobec dzieci zmniejsza się w Polsce. I tu nagle taki głos, który uruchamia tych, którzy piszą na forach “Mnie ojciec też lał, a wyszedłem na ludzi”. Nie myśli pan, że wielu rodziców ma takie samo zdanie na ten temat? “Klaps wychowa dziecko na porządnego człowieka”?

Prowadzone przez nas systematyczne badania pokazują, że zarówno reforma prawa, jaka miała miejsce w 2010 roku, jak i cały szereg nie tylko rzecznikowskich kampanii przeciwko biciu dzieci i wykorzystywaniu przemocy w wychowaniu, odnoszą sukces, zmienia się, maleje z roku na rok aprobata dla bicia dzieci (już o 20 proc.), w tym dla tzw. klapsów.

Niestety ciągle zbyt wielu ludzi (w badaniach to około jedna trzecia społeczeństwa) uważa, że uderzenie dziecka jest czynem dla jego dobra. Zbyt wielu po prostu nadal nie potrafi zobaczyć w dziecku człowieka posiadającego takie same prawa. Wielu nie radzi sobie z własnymi słabościami i frustracjami i taki – dodam szkodliwy bardzo tekst – powoduje, że rodzice mogą czuć się zagubieni. Nie jest w tej sytuacji dla nich istotne, że wypowiada się niespecjalista. Osoba, która nie powołuje się na żadne, żeby było jasne, żadne badania naukowe. To jest jedynie widzimisię, opinia nie poparta wiedzą.

Tak naprawdę w pokoleniu naszych rodziców nikt nie mówił, że klaps robi coś złego. Dostawaliśmy ścierką po pupie, a klapsy były na porządku dziennym. Nagle oni dowiadują się, że robili źle. Co się zmieniło w naszym społeczeństwie, że głośno o tym mówimy od kilku lat?

To, że tzw. klapsy były na porządku dziennym, wynikało również z naszych własnych doświadczeń. Małym dzieciom i dorastającym młodym ludziom nie przysługiwały żadne szczególne prawa. A nawet powiem szczerze, żadne prawa. Kiedyś podróżowaliśmy, nie zapinając dzieciom pasów bezpieczeństwa, nie zastanawialiśmy się nad doborem diety, nie uznawaliśmy walorów czytania.
Tak samo było z paleniem papierosów. Kiedyś też mało kto widział w tym coś złego, ludzie palili wszędzie, a wręcz uznawali to za coś atrakcyjnego i pożądanego. Po pierwsze wiedza, edukacja. Od jakiegoś czasu dysponujemy dowodami, że trudne doświadczenia dzieciństwa powodują niekorzystne zmiany w mózgu, wpływając na problemy w koncentracji uwagi, trudności poznawcze, problemy emocjonalne, w tym skłonność do depresji, rozwijają zachowania przemocy wobec innych, najpierw dzieci, a potem osób z otoczenia. Zmienia się świat, zmienia się dostępna wiedza. Pora wyjść z jaskini.

Z drugiej strony doskonale pan wie, że większość rodziców czuje się naprawdę okropnie, gdy uderzy dziecko. Mówią o poczuciu winy, bezradności. Skąd w ludziach utrzymuje się jeszcze potrzeba bronienia prawa do klapsów, mimo tego, że czują/wiedzą, że niczego dobrego to nie przynosi?

Owszem, ale wyrzuty sumienia u dorosłego, który uderzy dziecko, są właśnie jednym z głównych powodów trudności w przekonaniu rodziców do zaprzestania stosowania kar fizycznych. Osoba, która bije, szuka usprawiedliwienia dla siebie i uzasadnienia bicia jako elementu wychowania. Właśnie wówczas pojawia się argument paluszka w kontakcie. Ludzie dorośli, w tym cytowany pan profesor, jakoś muszą sobie poradzić z poczuciem winy. Wymyślają więc pozytywy i dorabiają do tego ideologię „tradycyjnych wartości”. Wtedy także na dowód, że tzw. „klapsy” nie szkodzą, podają własny przykład. To świadczy o zupełnym braku zrozumienia i wyparciu krzywdy wyrządzanej dziecku. Tej samej krzywdy, której doznawali ci dorośli od swoich najbliższych.

Jakie są pana obserwacje w związku z tym, co obecnie dzieje się w polskich rodzinach? Co się zmieniło? Co nadal jest problemem?

Wiele się zmieniło, pomijając wyniki badań, które pokazują spadek aprobaty dla bicia dzieci. Rozejrzyjmy się po ulicy, kiedyś często obserwowane „klapsowanie” dzieci, szarpanie coraz mniej jest widoczne. Poprzez różne działania ludzie uczą się, zmieniają. Reagują - to bardzo ważne. Ogromnym problemem, z którym boryka się wielu, jest problem przemocy psychicznej. Tej niewidzialnej, a niosącej trwałe uszkodzenia i deficyty. Oraz problem zaniedbywania emocjonalnego dziecka. Po raz kolejny wynika to z braku wiedzy, kompetencji i niestety czasu. Rodzice nie mają czasu, by dać dziecku poczucie bycia ważnym, kochanym. To bardzo smutne.

Jestem jednak optymistą i wierzę, że w większości rodzice bardzo kochają swoje dzieci i chcą dla nich wszystkiego, co najlepsze. Mam nadzieję, że będą czerpać wiedzę na temat wychowania ze sprawdzonych wzorców, odrzucających przemoc, a opartych na miłości i zrozumieniu. Nie od razu Kraków zbudowano, ważne, żeby nie popełniać tych samych błędów. Bicie dzieci jest wielkim błędem. Dzieci bić nie wolno, nigdy. I chociaż bicie uczy, to pamiętajmy, że zawsze złych rzeczy.

Jakim ojcem jest Rzecznik Praw Dziecka? Czy kiedykolwiek dał pan klapsa? A gdyby tak się stało, co by pan powiedział swojemu dziecku?

Nie, nie dałem. Nie ma takich metod w moim systemie wychowawczym i jak się okazuje, nie musi być. Staram się rozmawiać (nie tylko przemawiać), wysłuchać, ustalać zasady i strzec ich przestrzegania. Jasne zasady i konsekwencja są w wychowaniu bardzo ważne. Przemoc jest zbędna. Gdyby się tak stało? Jest takie słowo, którego oczekujemy często od dzieci: “przepraszam”. Tak, przeprosiłbym i zrobił wszystko, żeby więcej nie doszło do takiej sytuacji. Kocham - nie biję.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (60)