Blisko ludziBranża usług seksualnych w pandemii ma się dobrze. Ammalisa o niej opowiedziała

Branża usług seksualnych w pandemii ma się dobrze. Ammalisa o niej opowiedziała

Branża usług seksualnych w pandemii ma się całkiem nieźle
Branża usług seksualnych w pandemii ma się całkiem nieźle
Źródło zdjęć: © Pixabay
17.04.2021 10:37

Pierwszy lockdown z powodu COVID-19 zamroził świadczenie usług seksualnych. Praca kontaktowa budziła niepokój nie tylko klientów, ale też samych seksworkerów. Tymczasem po kolejnym lockdownie wzrosła liczba zamówień, ale ceny usług spadły. Zmieniły się też preferencje klientów. Jak obecnie wygląda sytuacja w branży "płatnej miłości" w Polsce – w rozmowie z WP kobieta zdradza Ammalisa, która pracuje w tej branży od lat.

Kobieta WP: Nie chciałaś zdradzić swojego prawdziwego imienia, dlaczego?

Mam do czynienia z klientami z tzw. wyższej półki, więc bardzo mocno chronię nie tylko swoje dane, ale też ich. Swoją działalność opieram na wzajemnym zaufaniu, na które pracowałam od lat. W tym biznesie to podstawa.

Rozumiem. Panuje powszechne przekonanie, że usługi seksualne świadczą wyłącznie kobiety. Zdradzisz nam, jaka jest prawda?

Znam takich panów, którzy świadczą usługi seksualne. Wśród nich jest kilku modeli, którzy raz mają pracę, a raz nie, więc wykorzystują swoje atuty, zarabiając w ten sposób. Można się z nimi skontaktować wyłącznie przez kogoś, kto umawia takie spotkania. Jest taka kobieta zwana "księżniczką", która lubi takich właśnie młodych, przystojnych seksworkerów. Płaci im z góry za miesiąc czy dwa bycia dla niej na wyłączność. Mogą oni zarobić nawet w granicach 20 tys., dodatkowo dostają od niej różne prezenty.

Całkiem niedawno młody, bo 21-letni piłkarz, poprosił mnie o pomoc w szukaniu tego typu pracy. Jest po dwóch kontuzjach, więc ma problem z graniem i zarabianiem pieniędzy. Po pierwsze, wciąż są chętni, by świadczyć tego typu usługi, a po drugie, jest też na nie zapotrzebowanie. Wcześniej jednak częściej ze spotkań z mężczyznami korzystali mężczyźni, rzadziej kobiety.

Mówi się o tym, że pandemia COVID-19 spowodowała to, że seksbiznes przeniósł się do sieci i że zatrzymał tzw. seksturystykę. Czy świadczenie usług w kontakcie bezpośrednim wciąż jednak się odbywa?

Tak, tyle że pozostaje świadczenie usług lokalnych. Przy okazji pierwszego lockdownu było ciężko i wszyscy się bali, więc praktycznie nie było żadnej pracy. Teraz już klienci zamawiają spotkania, ale nie spotykają się w hotelu, a w apartamencie lub w domu. Na początku też mocno spadła ilość zamówień, a ceny poleciały w dół. Nie ma perspektyw na to, żeby coś się miało zmienić.

Klienci mniej płacą, więc pracownice seksualne biorą, co jest, bo po prostu nie mają pieniędzy. Jedna ze znajomych, która zresztą sama wychowuje dziecko, powiedziała, że jest katastrofa, bo nie ma kasy. Coś tam niby się kręci, bo codziennie gdzieś wychodzi na spotkania, ale to są tak małe kwoty, że nie wystarcza jej na zapłacenie bieżących rachunków. Jest zdesperowana.

Czyli mimo wszystko jest większe zainteresowanie na tego typu usługi?

Rzeczywiście jest większe zainteresowanie spotkaniami. Wiele z nich jednak nie dochodzi do skutku i to raczej nie ze względów finansowych, tylko dlatego, że klienci wciąż się boją koronawirusa. Zdarza się, że wszystko jest już ustalone i nagle w ostatniej chwili klient się wycofuje i mówi, że jednak coś mu nie pasuje, wymyśla dziwne powody. Ja to rozumiem, bo w większości są to jednak starsi panowie, którzy boją się COVID-a. Kiedyś nie mieli takich obaw. Może zmieni się to po szczepieniach.

Czy klienci wywiązują się ze swoich zobowiązań finansowych?

Bywa, że nie chcą zapłacić za usługę i coś wymyślają. Miałam znajomego hazardzistę, który przegrał wszystko w kasynie, a potem nie miał czym zapłacić za pracę seksualną. Z kolei znam też pewnego europosła, który notorycznie nie regulował rachunków za usługę, albo płacił połowę i mówił, że potem odda resztę. Trzeba było upominać się o pieniądze. Niektórzy też próbują się targować, podając jako argument, że jest pandemia, więc cena powinna być niższa. Chcą takiej obniżki na COVID-19.

Powiedziałaś, że teraz, w czasie pandemii potrzeby na seksusługi wzrosły, a czy preferencje klientów się zmieniły?

Nie zauważyłam wielkich różnic, jeśli chodzi o wyszukane potrzeby. Z reguły klienci mówią tylko, jak ma dziewczyna wyglądać i nic więcej. Jedni lubią takie o wulgarnym wyglądzie, inni naturalne albo typowe chude modelki. Przekrój wymagań jest szeroki.

Są badania, które mówią, że blisko 70 proc. mężczyzn nie widzi niczego złego w uprawianiu seksu pozamałżeńskiego, tyle samo uważa się za dobrych mężów i ojców. Poglądy to jedno, a praktyka - drugie. Czy twoim zdaniem są oni częstymi klientami w tych pandemicznych czasach?

Faktycznie, jest większy ruch w branży, jeśli chodzi o facetów w związkach i żonatych. Najczęściej to oni szukają towarzystwa za pieniądze. Zmieniło się jednak to, że ze względów bezpieczeństwa chcą mieć jedną na stałe, tę samą seksprzyjaciółkę na dłuższy czas. Wolą zapłacić np. za miesiąc z góry (coś w rodzaju abonamentu) niż za jeden raz z nią spędzony. Jakby zaczęli unikać przygód z doskoku, a bardziej zaczęło im zależeć na tym, żeby mieć kogoś na stałe pod ręką.

Czego tak naprawdę oczekują? Tylko seksu czy również rozmowy, bliskości, czułości?

Są tacy, którzy zamawiają usługi w wiadomym celu, ale są też tacy, którzy chcą również spędzić dzień z kimś miłym i pogadać. Mam takiego klienta, który lubi w ciągu dnia, na dwie godziny wyskoczyć z biura, spotkać się i napić z dziewczyną szampana... Swoją drogą przystojny facet, który ma żonę i dzieci. Spotkania traktuje jako rozrywkę i odskocznię od tego, co ma w życiu na co dzień. Potem grzecznie wraca do domu, żeby odpocząć. Wiadomo, że jeśli robi to w godzinach pracy, to żona nie sprawdzi…

Czy klientami pracowników seksualnych są wyłącznie mężczyźni?

Nie, z moich obserwacji wynika, że jeśli chodzi o kobiety, to najczęściej zamówienia składają te starsze między 50. a 70. rokiem życia. Z reguły są to eleganckie, zadbane kobiety. Za każdym razem chcą spotkania z kimś innym, kto jednak przyjeżdża do nich na dłuższy czas. Jak jej się spodoba, to z jego pracy korzysta nawet pół roku. Najczęściej są to panie, które są wdowami lub rozwódkami, więc nikogo nie zdradzają. One po prostu chcą czasem z kimś pobyć dłużej, pomieszkać, ale nie chcą się związać na stałe, bo ten etap życia już mają za sobą.

Czy seksworkerki mają jakieś obawy w związku z pandemią? To jest jednak bezpośredni kontakt z klientem…

Nie, bo tu obie strony są sprawdzone, nikt z przypadku. Nie ma takiej opcji, że pracownice seksualne trafią do kogoś, kto jest niezweryfikowany czy nieprzewidywalny. Tak więc pandemia spowodowała to, że nie ma tu przypadkowych klientów, a tylko sprawdzeni. Co innego, kiedy jakaś dziewczyna sama sobie wyszukuje klientów przez internet na portalach podróżniczo-randkowych typu "travelgirls" czy "szukam bogatego". Wtedy tak naprawdę nie wie, na kogo trafi. Poza tym nie ma teraz grupowych spotkań. Raz nawet pomagałam zorganizować spotkanie dla 5 osób na Mazurach, ale w rezultacie odwołano je.

Dlaczego?

- Klienci wolą jednak spotkania w cztery oczy. Sporo osób czeka na poluzowanie obostrzeń i koniec pandemii. Wtedy jak ruszy fala, to trudno ją będzie zatrzymać…

Czy kiedykolwiek jakiś klient wymagał od seksworkerki przedstawienia testu na COVID-19?

- Nie, ani razu.

Czy w kontakcie bezpośrednim z klientem jest w ogóle możliwe stosowanie maseczki? Takie są zalecenia w Niemczech czy w Belgii, gdzie legalne jest świadczenie usług seksualnych i jak każda działalność podlega obostrzeniom…

- Nie, nikt nie używa maseczek, to w tej branży raczej jest nie do zrobienia i moim zdaniem to czysta abstrakcja".

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (291)
Zobacz także