Brwi Justyny Pochanke tematem dnia. Tarczyński w białych rękawiczkach oddał pole Magdzie Ogórek
O tym, jak Pochanke stała się bufetową z lat 80., a Tarczyński, który nigdy nie komentuje wyglądu kobiety, właśnie to niepotrzebnie zrobił. I o tym, jakie to niesie za sobą skutki, o których dwoje polityków zapomniało, bądź nie miało pojęcia, choć w to trudno uwierzyć. Wstyd przyznać, ale tego dotyczy przedświąteczna dyskusja w social mediach.
Brzmi to jak wstęp do bajki, która bajką nie jest. Oto polski polityk, działacz katolicki i publicysta, poseł na Sejm VIII i IX kadencji Dominik Tarczyński uznał, że może w atmosferze okołoświątecznej, związanej też z brakiem możliwości lansowania się na tematach politycznych, obrazić kobietę. Nie wybrał rzecz jasna przypadkowej kobiety z ulicy, której wygląd brwi go zaskoczył do tego stopnia, by o nim publicznie dyskutować, tylko znaną dziennikarkę, by wieść o tym poniosła się w mediach.
Nie chcąc wyjść na osobę bez ogłady i wychowania, uznał, że wystarczy napisać: "Nigdy nie komentuję fizyczności. Nie atakuję i nie adPersonam. Dlatego zapytam kobiety". W białych rękawiczkach rzucił na pożarcie innym przedstawicielkom płci pięknej Justynę Pochanke, bo doskonale wiedział, że wrzucony kamyczek do czyjegoś ogródka za chwilę potoczy się efektem kuli śnieżnej. Po co miałby sam oceniać, skoro mogą zrobić to inni? I być może wydaje mu się, że nie zrobił przecież nic złego, ale to on dając screen twarzy dziennikarki zapoczątkował falę hejtu. Jak małe dziecko zrobił coś wstydliwego, a potem z rączkami ukrytymi za plecami obserwował skalę rażenia i zniszczenia.
Nie trzeba było czekać oczywiście długo. Na odzew Tarczyńskiemu odpowiedziała niezawodna Magdalena Ogórek, która ma coraz więcej do powiedzenia bez względu na temat. Ona także genialnie rozegrała swoją wypowiedź, zaznaczając w trzech punktach, jak to ona jest szykanowana i obrażana za strój, auto i makijaż, a potem od niechcenia podsumowując: "A ja nigdy nie pojmę, jak można namalować sobie brwi markerem”.
Staram się myśleć, że to, co się zadziało, wynika z braku elementarnej wiedzy na temat tego, jak ocenianie innej osoby wpływa na czyjeś życie. A nie ze złych chęci. Staram się myśleć, że zarówno polityk jak i polityczka nie znają statystyk – a te mówią, że polskie nastolatki są na pierwszym miejscu wśród 42 krajów, jeśli chodzi o negatywną samoocenę. Że wskaźnik samobójstw wynosi 16,9 (na sto tysięcy) i daje nam niechlubne miejsce w dwudziestce krajów na świecie.
Oczywiście, ktoś powie – hej, nie za daleko idziesz w tym toku myślenia? Jasne, daleko. Tylko od tego się zaczyna. Przyzwalanie na ocenianie kogoś znanego, kogo obserwują tysiące młodych ludzi, to tylko potwierdzenie tezy, że tak można, bo dorośli tak robią. Wyobraźcie sobie teraz 15-latkę, która po raz pierwszy robi makijaż i kolega z klasy powie: "Ja to z zasady nie oceniam, ale dziewczyny – co wy sądzicie o tej pomadce?". Czy taka nastolatka będzie miała potem życie w szkole, czy też zacznie się niej regularny lincz, bo przyzwolenie dał jeden chłopak, który z uśmiechem na twarzy chciał poobserwować walkę koleżanek?
Moda na brwi bywa zmienna. Kiedyś królowały grube, gęste, pociągnięte pomadą. Potem im cieńsze były, tym lepsze. Aż do czasu, gdy nastąpił powrót do naturalnych, regulowanych, ale jednak mocno zaznaczonych. Makijaż permanentny stał się pomocą dla tych, którym po okresie regularnego wyrywania brwi nie odrosły w pierwotnym kształcie. Nie ma jednak żadnych wyznaczników, jak mają wyglądać idealne łuki brwiowe. Tak jak nie ma jednego kanonu piękna.
Jedno jest tylko pewne, każdy człowiek z zasady dąży do tego, by czuć się dobrze w swoim ciele, a przy tym dobrze wyglądać. Nikt nie chce przecież oszpecić się na własne życzenie. Można domniemywać z dużą dozą pewności, że Justyna Pochanke również nie chciała zaniepokoić polityka swoimi brwiami. Choć niewątpliwie, gdy czyta się takie wypowiedzi Tarczyńskiego i Ogórek – to one same unoszą się do góry w niemym przerażeniu.