"Byłam zdolna mu wszystko wybaczyć". Po sześciu latach się ocknęła

- Kiedy był dla mnie niedobry, ja dawałam z siebie jeszcze więcej. Chciałam być lepsza. To był ten sam schemat, który przerabiałam w domu ze swoją mamą. Wtedy zaczęłam wierzyć, że problem leży we mnie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Anna, która przez sześć lat tkwiła w związku, w którym uzależniła się emocjonalnie od partnera.

Skutki emocjonalnego przywiązania mogą być opłakane
Skutki emocjonalnego przywiązania mogą być opłakane
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

27.10.2024 | aktual.: 27.10.2024 15:45

Psychotraumatolożka Ewelina Naturia Pańczyk wskazuje, że uzależnienie emocjonalne jest końcowym etapem uwikłania w tzw. więź traumatyczną (trauma bonding). Osoba, która wciąga nas w swoją sieć, na początku obdarza nas miłością, wsparciem. Jednak gdy poczuje się pewniej, jej zachowanie może stać się złośliwe, podłe, a nawet przemocowe. Celem tych działań jest nie tylko wzmocnienie własnej tożsamości kosztem drugiej osoby, ale również przejęcie kontroli i władzy nad relacją.

- Pacjentom tłumaczę, że więź traumatyczna przypomina pajęczynę. Partner-pająk początkowo zdobywa zaufanie i przywiązuje nas do siebie, a dopiero gdy to przywiązanie staje się silne, przystępuje do ataku na nasze poczucie własnej wartości oraz racjonalny ogląd sytuacji. W ten sposób odbiera nam te kluczowe aspekty, budując przewagę w relacji i kontrolując nasze myśli, emocje, oceny i decyzje - wyjaśnia Pańczyk w rozmowie z Wirtualną Polską.

Ofiary tej formy uzależnienia często nie dostrzegają manipulacji, a toksyczne zachowania partnera tłumaczą przede wszystkim "gorszym dniem". W trudnych sytuacjach z reguły szukają winy w sobie, co pogłębia ich uzależnienie i poczucie bezsilności.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Kiedy był dla mnie niedobry, to ja dawałam z siebie jeszcze więcej"

Mama Anny stosowała wobec niej przemoc emocjonalną. Od dziecka czuła, że jest dla swojej rodzicielki niewystarczająco dobra. Z toksycznego środowiska Annę wyciągnął Tomek, który w jej oczach był ratownikiem.

- Na początku okazywał mi wsparcie, potrafił wysłuchać. Wynajęliśmy razem mieszkanie, w którym zamieszkałam wraz z dziećmi. On nie wprowadził się do nas, mieszkał niedaleko. Już na początku pojawiały się czerwone flagi, których udawałam, że nie widzę. Z czasem, kiedy widział, że sobie z czymś nie radzę, potrafił, ni to w żartach, ni na serio powiedzieć: "Znowu sobie nie poradziłaś", "Nie dasz rady", "Gdyby nie ja, to byś zginęła" - wylicza kobieta.

Anna starała się nie widzieć owych uszczypliwości, była całkowicie zakochana i przywiązana do partnera. Czuła się przy nim stabilnie, miała nadzieję, że wkrótce zamieszkają razem. Minęły jednak dwa lata, a sytuacja rysowała się coraz gorzej.

- Zaczął podkopywać moją pewność siebie i oddalać się od nas. Wiedział, że ma na mnie wpływ. Każde moje próby rozmowy kończyły się jego śmiechem. Później zaczął negować mój wygląd. Potrafił opowiadać o innych napotkanych kobietach, jakie są piękne. A ja się na to zgadzałam, mimo że było mi przykro. On to widział i karmił się moim złym stanem - przyznaje.

Przez cały ten czas Anna zakładała maskę. Przed wszystkimi udawała, że jej związek jest idealny. Mimo zadawanych ciosów wciąż kochała Tomka. Choć relacja zaczęła ją niszczyć, a poczucie własnej wartości spadło do zera.

- Kiedy był dla mnie niedobry, ja dawałam z siebie jeszcze więcej. Chciałam być lepsza. To był ten sam schemat, który przerabiałam w domu ze swoją mamą. Wtedy zaczęłam wierzyć, że problem leży we mnie - przyznaje.

"Dopiero teraz uczę się i widzę, jak może wyglądać piękna relacja"

W trakcie ostatnich 11 miesięcy związku Anna słyszała od partnera, że ten już jej nie kocha, ale nie zakończy związku. Jak później się okazało, mężczyzna wówczas zaczął już układać swoje życie z inną kobietą. - Najgorsze, że kiedy się rozstawaliśmy, byłam zdolna, chętna do tego, aby mu wszystko wybaczyć - mówi rozmówczyni.

- To było tak silne, że bałam się odpuścić sobie tę relację. Wydzwaniałam do niego, błagałam, żebyśmy zostali przyjaciółmi. On odbierał te telefony, odpisywał na wiadomości, do czasu. A ja co kilka dni pisałam. Nie potrafiłam się od tego odciąć - dodaje.

W pewnym momencie Anna zdała sobie sprawę, że jedyną opcją poradzenia sobie z tą sytuacją będzie wyprowadzka i kompletne odcięcie się, choć na jakiś czas, tak samo jak to było w przypadku ucieczki od toksycznej mamy.

- Pomału, dzień po dniu zaczynałam żyć zupełnie inaczej, wychodzić do ludzi, podjęłam drugą pracę. To było cudowne uleczenie się. Po dwóch miesiącach wróciłam do miasta. Poznałam swojego obecnego partnera. Zobaczyłam, że można żyć w inny sposób. Jest miłość, szacunek - opowiada.

- Dopiero uczę się i widzę, jak może wyglądać piękna relacja. Tomka nie ma już ani w moim życiu, ani głowie. Mam do niego kontakt, ale nie sprawdzam, co u niego, nie dzwonię. Zaczęłam nowe życie - kwituje.

"Miałam problemy z oddychaniem, bo tak się nakręcałam"

Partner Klaudii jest żołnierzem i bardzo często wyjeżdża. Rozmówczyni Wirtualnej Polski wspomina jego pierwszy wyjazd. Początkowo myślała, że tęsknota za kimś, kogo się kocha, jest normalna. Zanim uczucie zaczęło wymykać się spod kontroli. 

- Bardzo często sprawdzałam jego lokalizację w aplikacji, czy faktycznie przebywa w miejscach, o których mówi. Zdarzało się, że miałam problemy z oddychaniem, bo tak się "nakręcałam". Próbowałam tłumić wszelkie kłótnie, byleby mieć z nim kontakt. Robię to również, gdy jesteśmy obok siebie… Nie chcę wtedy tracić czasu na sprzeczki, tylko miło spędzić wieczór - przyznaje Klaudia.

Kiedy jednak dojdzie do awantury, po której wiele kobiet zostawiłoby swojego partnera, Klaudia zaczyna tłumaczyć mężczyznę, że to, co powiedział, było w nerwach, a problem jest wyłącznie po jej stronie.

Kobieta, zastanawiając się nad przyczynami swojego problemu, zwraca uwagę na swoją sytuację z dzieciństwa. Przypomina sobie, że rodzice nie poświęcali jej zbyt dużo uwagi - może teraz próbuje niejako nadrobić ten czas z partnerem?

- Chciałabym się tak nie czuć przy każdym jego wyjeździe. Wówczas jest płacz niesamowity przez kilka dni, bóle głowy - to jest najbardziej uciążliwe. Nie chcę też, żeby patrzyła na to moja córeczka. Wiem też, że wymagam od swojego partnera dużo uwagi, jak dziecko, i może to być męczące. Choć rozmawiamy na ten temat, a on tłumaczy, że musi wyjeżdżać, to jego praca, czego przecież jestem świadoma, nie potrafię wyłączyć tego, jak się czuję - mówi.

Lęk przed odrzuceniem i narkotyczna zależność

Problem z wyzwoleniem się z takich relacji polega na tym, że ofiara więzi traumatycznej przede wszystkim boi się porzucenia i odrzucenia, co zwykle ma związek z doświadczeniami z dzieciństwa. Często może nie zdawać sobie sprawy, że tkwi w szkodliwym układzie przez długi czas.

- Jeśli w dzieciństwie doświadczyliśmy traumy porzucenia lub odrzucenia, byliśmy zaniedbywani fizycznie lub emocjonalnie, to w dorosłym życiu ma to wpływ na nasze relacje. Mamy silną potrzebę bycia zauważonym, kochanym i docenionym, dlatego zrobimy wszystko, aby te potrzeby zaspokoić. Osoby z takimi traumami często robią wszystko, by związek się nie rozpadł - tłumaczy Ewelina Naturia Pańczyk, psychotraumatolożka.

Ekspertka podkreśla, że więź traumatyczna składa się z kilku etapów, a najczęściej pojawia się w relacjach narcystycznych. Ofiara najpierw doświadcza tzw. love bombingu, czyli zalewu komplementów i miłości. Gdy partner zyskuje nasze zaufanie, zaczynamy się otwierać i stajemy się coraz bardziej od niego zależni. Więź ta staje się niczym narkotyk.

- Wówczas toksyczny partner ujawnia swoją prawdziwą twarz. Zaczyna się krytykowanie, dewaluacja, nękanie, a czasem nawet przemoc. Ofiara doświadcza gaslightingu, słysząc zwroty: "Nic się nie stało, nic nie zrobiłem", "Źle to odebrałaś", "Twoje uczucia są błędne" - wylicza ekspertka.

Osoba uwikłana w relację z "pająkiem" zatraca tożsamość i uzależnia się emocjonalnie od partnera. Jest przekonana, że to jej wina leży u podstaw rozpadu związku, w czym toksyczny partner ją utwierdza. Uzależnienie emocjonalne może również prowadzić do fizycznych objawów, takich jak bóle brzucha, problemy jelitowe, migreny, ataki paniki oraz nerwice.

Powielany schemat

Ewelina Naturia Pańczyk podkreśla, że związki, w których pojawia się więź traumatyczna, są ściśle powiązane z wypracowanym u nas stylem przywiązania. W dorosłym życiu często wybieramy partnerów, stosujących te same toksyczne schematy, których doświadczyliśmy w dzieciństwie - a które wydają nam się normą.

- Nasze wewnętrzne dziecko dąży do zrozumienia wydarzeń z przeszłości, przetworzenia traumy i ewentualnie zredefiniowania doświadczeń. Niestety, jako dorośli często nie posiadamy zasobów, by samodzielnie przerwać cykl traumy. Właśnie dlatego tak pomocna jest terapia, która pozwala zrozumieć, co nas spotkało, poznać schematy i otrzymać narzędzia do uzdrowienia z traum z dzieciństwa oraz ich następstw w życiu dorosłym - tłumaczy ekspertka.

Jak dodaje, osoby podatne na uwikłanie w pajęczynę toksycznej relacji najczęściej mają lękowo-ambiwalentny lub zdezorganizowany styl przywiązania. Obawiają się ponownego odrzucenia i odtwarzania traum z dzieciństwa, przez co przez wiele lat tkwią w związku, w którym pojawia się uzależnienie emocjonalne.

Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
premiumzwiązkitoksyczne związki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)