Tylko takich mężczyzn wybierała. Wszystko przez "syndrom tatusia"

Nie jest tajemnicą, że nieodpowiednia relacja z ojcem może mieć wpływ na dorosłe życie jego córki. Co przeżywają kobiety, które zmagają się z tzw. "syndromem tatusia"?

Mają „syndrom tatusia”. Te kobiety nie potrafią być same
Mają „syndrom tatusia”. Te kobiety nie potrafią być same
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | Ievgen Chabanov

Tzw. syndrom tatusia to sytuacja, w której dorosła kobieta nie może ułożyć sobie prywatnego życia i zbudować szczęśliwego związku ze względu na zaniedbania ojca, których doświadczyła w dzieciństwie.

Jak zauważa psycholożka Marta Drinčić, ojciec odgrywa niezwykle ważną rolę w życiu dziewczynki, a to, w jaki sposób wygląda ich relacja, będzie miało odbicie w różnych aspektach życia córki – jako dziecka, nastolatki, dorosłej kobiety.

– Przede wszystkim otrzymanie bezwarunkowej miłości i akceptacji od ojca wpłynie na postrzeganie siebie, swojej wartości oraz da obraz i silny fundament do budowania relacji w przyszłości – mówi ekspertka.

– Nieobecny ojciec, niedostępny emocjonalnie, niedający córce wystarczająco dużo uwagi, niepotrafiący okazywać emocji, za to chłodny, obojętny, trudny, czasem przemocowy, spychający aktywności związane z wychowywaniem na matkę, zostawi w relacji z córką ogromną pustkę, brak zaopiekowanych potrzeb i emocji. Ojciec, który nie dawał córce bezwarunkowej miłości, nie okazywał czułości ani bliskości, niewiele dawał, czasem zupełnie nic, ale za to wymagał, buduje w psychice córki przekonanie, że jest niewystarczająca. Jako dzieci czy nastolatki szukamy winy w sobie, co przekłada się na budowanie relacji. Pojawia się przekonanie, że musimy się starać dużo bardziej, żeby zasłużyć. To sprawia, że poczucie własnej wartości i nasza samoocena są bardzo zaniżone - dodaje psycholożka.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Wiązałam się z mężczyznami niedostępnymi emocjonalnie"

Rodzice Moniki rozwiedli się, kiedy miała osiem lat. Uznali, że jest za mała, żeby "wtajemniczać ją w dorosłe sprawy", pewnego dnia po prostu tata zniknął z jej życia. Od tamtej pory widywała go dwa razy w miesiącu przez jeden dzień.

– Mamie się nie dziwię, to był nieodpowiedzialny człowiek, który nie dorósł do roli ojca i męża. Bardzo się kłócili, a ja wiele razy dostałam od niego naprawdę mocne lanie, bo "byłam niegrzeczna" – opowiada. – Mama dawała z siebie wszystko, żeby zapewnić mi wspaniałe życie, wspierała mnie, kochała. Dlatego myślałam, że "daddy issues" ("syndrom tatusia") mnie nie dotyczą. Dopiero kiedy poszłam na terapię, zrozumiałam, że relacja z ojcem miała na mnie ogromny wpływ.

Monika zapisała się na terapię, ponieważ partner zaczął stosować wobec niej przemoc fizyczną, a ona długo nie potrafiła od niego odejść. Dała sobie nawet wmówić, że to wszystko jej wina, a na przemoc "zasłużyła" lub ją "sprowokowała".

– Dotarło do mnie, że ciągle dążyłam do tego, żeby być w związku, bez partnera nie czułam się kompletną osobą – wyznaje. – Wiązałam się z mężczyznami niedostępnymi emocjonalnie, z mnóstwem problemów, dokładnie takimi jak mój ojciec, szukając u nich ciepła i miłości… Oczywiście tego nie dostawałam, ale im gorzej mnie traktowali, tym bardziej zabiegałam o ich uwagę i uczucie. Można się domyślić, jak niską miałam samoocenę i jak sama sobą zaczęłam gardzić. Równocześnie nie potrafiłam odejść, przerwać takiej toksycznej relacji, bo tak bardzo bałam się samotności. Prawie nigdy nie byłam sama, z jednego związku wchodziłam w drugi. Stale idealizowałam swoich partnerów, myślałam, że mam takie szczęście, bo zwrócili na mnie uwagę. Chciałam, żeby się mną zaopiekowali, a tymczasem każdy z nich zgotował mi piekło.

Złudne poczucie bezpieczeństwa

Ekspertka wyjaśnia, że kobiety mające tzw. syndrom tatusia mierzą się z wieloma trudnościami w dorosłym życiu i często mają problem z nawiązaniem dojrzałych i trwałych relacji.

– W związkach romantycznych kobieta może wybierać mężczyzn na podobieństwo ojca. Mężczyzn obojętnych, niedostępnych, przemocowych, z którymi nie będzie przestrzeni na zbudowanie relacji bezpiecznej, zdrowej. To jest to, co zna. To, co daje złudne poczucie bezpieczeństwa ("znam te schematy, więc czuję się bezpieczniej") – mówi psycholożka.

– Ze związków tych będzie miała również trudność odejść, zakończyć je. Strach m.in. przed samotnością oraz obawa przed nie poradzeniem sobie będą obezwładniające. Z drugiej zaś strony kobieta, która doświadczyła wielu braków ze strony ojca i jest ich świadoma, może szukać w partnerze przeciwieństwa ojca. Mężczyzny niezwykle czułego, wspierającego, opiekuńczego. Takiego, który będzie dla niej, kosztem siebie. Mężczyzny, który da to, czego nie dał jej ojciec. To również może utrudniać zbudowanie relacji partnerskiej, takiej, w której są zaopiekowane emocje i potrzeby każdej ze stron. Czasami doświadczenia w relacji z ojcem są tak trudne i bolesne, że kobiety świadomie rezygnują z budowania relacji romantycznych. Mogą natomiast podejmować ryzykowne zachowania seksualne.

"Sama sabotowałam swoje związki"

Ojciec Kasi zostawił ją i jej mamę, gdy miała dziesięć lat. Odszedł do innej kobiety i zerwał kontakt ze swoją rodziną. Od tamtej pory Kasia widziała go trzy razy. Matka z rozstaniem radziła sobie kiepsko, Kasia zaś z dzieciństwa pamięta głównie poczucie braku bezpieczeństwa.

– Kiedy podrosłam, bardzo chciałam stworzyć dom, którego sama nie miałam – opowiada. – Nadskakiwałam partnerowi, ale równocześnie byłam chorobliwie zazdrosna, nie mogłam zaufać żadnemu mężczyźnie. Zachowywałam się paranoicznie, gdy tylko wspomniał o jakiejś innej kobiecie. Sprawdzałam mu telefon, ciągle uważałam, że mnie zaraz zostawi, bo jestem niewystarczająca.

Ta niepewność ją wykańczała. Przez to nieustannie wymuszała na swoich partnerach komplementy. Stale łaknęła ich uwagi. I chociaż często wiązała się z mężczyznami, którzy dawali jej od siebie naprawdę dużo, nigdy nie miała dość.

– Byłam taka niepewna siebie, że musieli sto razy powtarzać mi, jak im się podobam, że ładnie wyglądam, że na pewno mnie kochają. To, oczywiście, nie sprawiało, że czułam się lepiej, bo im nie wierzyłam. Oni się irytowali, ja się denerwowałam, atmosfera stawała się koszmarna, ale nie potrafiłam nad tym zapanować.

Na terapię dla par poszła ze swoim obecnym partnerem, który postawił jej ultimatum: albo pogadają z psychologiem, albo on odchodzi.

– Wtedy się wściekłam, uważałam, że problem leży po jego stronie. Terapia dała mi mocno do myślenia – wyznaje Kasia. – Dotarło do mnie, że bardzo często prowokuję rozmaite kłótnie i to o drobiazgi, które celowo rozdmuchuję. W ten sposób testowałam partnera, czy mnie nie porzuci, tak jak ojciec porzucił matkę. Sama sabotowałam swoje związki! Dlatego potem zaczęłam terapię indywidualną, żeby pracować nad tymi schematami zachowań. Nauczyć się komunikacji. Wciąż jestem w procesie, ale widzę światełko w tunelu.

Najważniejsza jest samoświadomość

Faktem jest, że kobiety z "syndromem tatusia" mogą stworzyć szczęśliwe i normalne związki partnerskie, chociaż wymaga to od nich pewnych nakładów pracy.

– Jeśli kobieta ma świadomość tego, jak wyglądała jej relacja z ojcem, zna mechanizmy, które były kluczowe, wie, jakie emocje i przekonania towarzyszyły jej w związku z tym, oraz przepracowała ten temat, tę relację (bardzo często w procesie terapeutycznym), ma szanse na zbudowanie zdrowej, partnerskiej relacji – zapewnia psycholożka Marta Drinčić. – Wiąże się to m.in. ze zrozumieniem, że potrzeb oraz emocji z poziomu małej dziewczynki nie wypełni żaden mężczyzna/partner.

Dodaje też, że niezwykle ważną rolę odgrywa świadomość tego, jak wygląda relacja z ojcem, jakie ma fundamenty, czy jest przestrzeń na emocje oraz potrzeby każdego z nas, czy jednak wkradają się pewne nieprawidłowości, które wpłyną na postrzeganie siebie oraz relacji, jakie kobieta będzie budowała.

– Świadomość tego, że coś jest nie tak, pozwala zareagować – kwituje. – Czasami zakomunikować, postawić granicę, czasami zaś podjąć pracę terapeutyczną, która pomoże nauczyć się odpowiednio reagować, funkcjonować, radzić sobie z tym, czego doświadczam. Samoświadomość jest zasobem, który pozwoli w przyszłości rozpoznawać mężczyzn, z którymi można byłoby wejść w patologiczny związek; ale nie decydować się na to, tylko tworzyć zdrową relację, partnerską relację z osobą spoza tego schematu.

Artykuł dla Wirtualnej Polski napisała Sonia Miniewicz.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (251)