#celebrowanie codzienności, czyli kobieta nieidealnie idealna
Od dłuższego czasu mam wrażenie, że wpadamy w pułapkę odkładania życia na później. Obsesyjnie skupiamy się na możliwościach, które niesie ze sobą przyszłość. Reklamy mówią, co jest nam "naprawdę" potrzebne do szczęścia. Miewamy mniej lub bardziej zdrowe punkty odniesienia własnych pragnień. Determinuje nas świat zewnętrzny. Walczymy z prokrastynacją, realizujemy kolejne cele, planujemy podróże, kupujemy ubrania na lepszą okazję. Zapominając o teraźniejszości, w której się znajdujemy.
Odliczamy czas od jednego ważnego wydarzenia do drugiego, ignorując codzienność. Nie dbając o to, co pomiędzy. Przestaliśmy uczestniczyć w tych krótkich, wartościowych momentach, z których w rzeczywistości składa się nasze życie. Same wpadamy w tę pułapkę. Mamy wiele pomysłów, które chciałybyśmy zrealizować. Planujemy, chcąc znaleźć się w tej rzeczywistości, która ma dopiero nadejść.
Jak nieprzyjemnie wpływa to na jakość życia? Sama nie wiem, ile wyjątkowych momentów straciłam w ten sposób. Z pewnością zbyt wiele. Uczę się więc być "tu i teraz". Bez nadmiernego koncentrowania się na tym, co dopiero może nadejść, na znakomite przygotowanie się na przyszłość.
proste przyjemności
To właśnie te, z pozoru nieistotne, drobiazgi sprawiają, że zwykłe środy, chwile spędzone w komunikacji miejskiej czy leniwe weekendy nabierają wyjątkowego znaczenia.
przytulone czworonożne futro
To tylko kilka haseł określających moje idealne i proste przyjemności. Jest ich o wiele więcej. Niektóre z nich ewidentnie można byłoby scharakteryzować jako "guilty pleasure". Chociażby mój stosunek do wina (nie tuczy, a nawet odchudza), konfitury wiśniowej (wyjadana ze słoika smakuje najlepiej), czy seriali ("Chirurdzy" uzależniają).
„Gentle things” to dobrze znane nam rzeczy, które zawsze pozytywnie wpływają na nasz nastrój. Nie zawsze mam czas na dobrej jakości odpoczynek. Dlatego już jakiś czas temu stworzyłam listę tych przyjemności oraz rzeczy, którymi staram się otaczać każdego dnia. Jest to moja forma celebrowania codzienności, ale nie tylko. Wykorzystanie nawyków i przyjemności z mojej listy "gentle things" zawsze tworzyło dla mnie swego rodzaju ostoję.
celebrowanie codzienności = nieidealnie idealna wersja siebie
Jestem osobą, która nade wszystko ceni sobie komfort. Przyznaję się, że najlepiej czuję się w wygodnym podkoszulku i spodniach od dresu, bez śladu makijażu. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, jak wielką rolę odgrywa poczucie zadowolenia z naszego wyglądu zewnętrznego. Ulubiona szminka rzeczywiście dodaje animuszu. Zapach świeżo wypranej koszuli od razu sprawia, że czuję się lepiej. Wymodelowane włosy motywują do działania. Dobrze skrojona sukienka pomaga w walce z nieśmiałością.
Zadbajmy o to, byśmy codziennie były najlepszą wersją siebie. Oczywiście nie dotyczy to tylko wyglądu. O wiele większe znaczenie ma np. poziom życzliwości, którą staram się obdarzać inne osoby. Zwykły uśmiech, zwroty grzecznościowe oraz uczynność. To elementy, które umilają nawet piątkowe popołudnia spędzone w pracy.
Nie kontrolujmy za wszelką cenę każdego dnia. Mowa tu o kontroli, która powoduje, że narasta w nas poczucie frustracji, złość oraz szereg innych, negatywnych uczuć. Skutecznie uniemożliwiają one czerpanie radości z dnia codziennego. Tylko że one zwykle trwają niewielką chwilę. To tak naprawdę nic.
Partnerem cyklu artykułów jest marka Bella