Chcą odejść po cichu. Quiet quitting w związkach to już prawdziwa plaga
Najpierw partner poświęca nam mniej czasu. Od dotychczas bliskiej osoby wieje chłodem. Czasem "ciche odejście" jest też sposobem na to, by uwolnić się z trudnej relacji. - Próbowałam stwarzać sytuacje, w których partner sam postanowi odejść - mówi Żaneta, która świadomie zastosowała quiet quitting.
Psycholożka i założycielka Fundacji Be Calm Izabela Czarnecka tłumaczy, że quiet quitting (pol. cicha rezygnacja) występuje wtedy, gdy ktoś stopniowo przestaje się angażować w relację i dystansuje się emocjonalnie od drugiej osoby. W sposób świadomy lub nie rezygnuje z dalszego rozwijania związku. Można wyczuć, że coś jest nie tak, że relacja uległa zmianie, ale nie dochodzi do konfrontacji i szczerej rozmowy.
- Niektóre osoby wybierają pozostanie w relacji i czekają, aż w pewnym momencie to druga strona podejmie tę trudną decyzję i zdejmie z nich poczucie odpowiedzialności. Choć przyczyny takiego zachowania mogą być różne, w większości przypadków wynika ono właśnie z chęci uniknięcia konfrontacji. Warto pamiętać, że satysfakcjonujący związek powinien zaspokajać potrzeby każdej ze stron, co wymaga stałej pracy nad związkiem i otwartej komunikacji - wyjaśnia ekspertka.
Specjalistka w rozmowie z WP Kobieta dodaje, że trwanie w relacji, w której druga strona powoli się od nas oddala, może negatywnie wpływać na nasze ogólne samopoczucie, powodować frustrację i niepewność co do naszej przyszłości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Musiałam prosić nawet o przytulenie"
Relacja Joanny z P. trwała osiem lat. 34-latka wiedziała, że mężczyzna ma introwertyczną naturę, ale nie przeszkadzało jej to, że to ona proponuje różne aktywności. Widziała, że partner cieszy się z każdej wspólnie spędzonej chwili. Do czasu.
- Zauważyłam, że już nie jest szczęśliwy. Weszłam w rolę osoby, która usiłuje umilić czas nam obojgu. Nadal byliśmy razem, bo ja go kochałam, Przyzwyczaiłam się do tego, że on mało się angażuje. W miarę upływu czasu ja dawałam z siebie coraz więcej, on coraz mniej.
P. potrafił nie odzywać się godzinami, chował nos w telefon i praktycznie przestał interesować się partnerką. W międzyczasie zmienił pracę; Joanna próbowała sobie tłumaczyć osłabienie relacji nadmiarem obowiązków.
- Po pracy szedł praktycznie od razu spać. Nie chciał ze mną rozmawiać. Musiałam prosić nawet o przytulenie. Odpychał mnie. Całą odpowiedzialność za to, że nasz związek umiera, próbował zrzucić na mnie, choć to ja się starałam.
Dla kobiety był to koniec związku, który tak naprawdę "umarł" wiele tygodni wcześniej. Już po zerwaniu na jaw wyszła zdrada mężczyzny. Przez ten czas partner, zamiast od razu skonfrontować się i rozstać, utrzymywał chłodną relację w zawieszeniu.
Byli zaręczeni. "Zaczęliśmy żyć obok siebie"
Przez pierwsze lata wszystko układało się tak jak w każdym związku. Nie brakowało motylków, czasem pojawiały się problemy, które wspólnie szybko rozwiązywali. Ewelina po zaręczynach była pewna, że odnalazła drugą połówkę. Niestety właśnie po powiedzeniu "tak" coś zaczęło się psuć.
- Nie mieszkaliśmy jeszcze razem, a on nie pisał, prawie nie dzwonił, nie przyjeżdżał tak często. Wcześniej rozmawialiśmy o wszystkim, a nagle po prostu się wycofał. Zaczęliśmy żyć obok siebie, choć wciąż byliśmy w związku. Zaręczeni!
Związek Eweliny trwał jeszcze trzy miesiące. W pewnym momencie ciągła ignorancja narzeczonego stała się nie do zniesienia.
- Zmusiłam go do przyjazdu i postawiłam go pod ścianą. Nie chciał wtedy nawet wyjść z samochodu. Powiedział, że już nie czuje tego, co wcześniej, że nie pasuję jego rodzinie, a nie chce się z nią kłócić. I to było wszystko. Kilka tygodni po rozstaniu okazało się, że od miesiąca miał kogoś na boku. Od tamtej "rozmowy" nie mamy ze sobą kontaktu.
Co najbardziej zabolało Ewelinę? Fakt, że przez tyle czasu trwała w narzeczeństwie, które nie miało przyszłości, a eks dobrze o tym wiedział. Przez ten cały czas kobieta szukała winy w sobie.
- Brak możliwości wyjaśnienia zaistniałej sytuacji, niezrozumienie i odrzucenie, może obniżyć naszą samoocenę i zaufanie do innych. Ma to oczywiście olbrzymi wpływ na budowanie innych relacji w naszym życiu, a także gotowości i otwartości na nowy związek - tłumaczy psycholożka.
"Przez miesiące udawałam, że śpię po to, żeby nie musieć z nim rozmawiać"
Żaneta świadomie posłużyła się quiet quittingiem. Nie widziała innej metody na uwolnienie się od toksycznego partnera. Mężczyzna zmienił jej życie w piekło. Miesiącami litowała się nad nim, gdyż bała się, co się stanie, gdy prosto z mostu powie mu, że chce odejść.
- Pierwsze skrzypce grały jego oczekiwania, wyobrażenia wobec tego, kim jestem albo kim być powinnam w jego ocenie. Bezustannie narzekał na najdrobniejsze czynności, które wykonuję. Miałam coraz mniej pewności siebie i nieodparte wrażenie, że wszystko, co robię, jest niewłaściwe. Łukasz stracił pracę, był uzależniony od używek, a alkohol powodował ataki paranoidalne - wspomina kobieta.
Mężczyzna wywoływał kłótnie z byle powodu, zakazywał Żanecie spotkań ze znajomymi. 30-latka nie wiedziała, jak bezpiecznie uwolnić się z tej relacji. Chciała zrobić to w taki sposób, by Łukasz sam stwierdził, że zerwanie jest konieczne.
- Stałam się apatyczna. Nie miałam ochoty ani na rozmowy, ani na seks. Uciekałam w telefon, nie proponowałam żadnych wspólnych aktywności, których on dotychczas wymagał - wylicza.
Żaneta wyznaje, że prowokacja sytuacji, w których partner sam stwierdzi, że relacja nie przynosi mu korzyści, okazała się jedyną skuteczną na uwolnienie się od mężczyzny. Bierność, rezygnacja, brak koncentracji na ponadprzeciętnych potrzebach eks sprawiły, że Łukasz w końcu sam podjął decyzję o zerwaniu.
"Nie jestem z tego dumna, ale po latach zrozumiałam, dlaczego tak zrobiłam"
Agata zastosowała quiet quitting nie zdając sobie z tego sprawy. Miała wówczas niewiele ponad 20 lat i była w pierwszym poważnym związku. Kiedy poszła na studia, zdała sobie sprawę, że jej relacja nie wygląda tak, jakby tego chciała. Z miejsca zaczęła równocześnie mieć poczucie winy, że pojawił się u niej pociąg do kogoś innego, niż jej partner. Za wszelką cenę unikała jednak konfrontacji.
- Trwało to tygodniami, a ja coraz rzadziej przyjeżdżałam do chłopaka. Rozmawialiśmy, ale nie byłam tak zaangażowana. Dystansowałam się, nie mówiłam o swoich uczuciach. Kiedy się spotykaliśmy, godziłam się na seks, ale stał się on nijaki. Traktowałam to jako coś "do odbębnienia". W pewnym momencie on zauważył zmianę w moim zachowaniu - dodaje Agata.
Kobieta miała nadzieję, że jej wycofanie się sprawi, że związek sam się rozpadnie. Bała się wprost powiedzieć partnerowi o tym, że chce odejść. Lata później zdała sobie sprawę, z jakiego powodu odczuwała strach.
- Mój pierwszy stosunek z tym chłopakiem był książkowym przykładem gwałtu, wymuszonego szantażem emocjonalnym. Zrobiłam to, bo kiedy odmówiłam, dał mi jasno do zrozumienia, że jest niezadowolony. Zgodziłam się ze strachu. Zajęło mi kilka dobrych lat zrozumienie, co wówczas dokładnie zaszło. Quiet quitting stosowałam kilka miesięcy, bo chciałam, aby to partner podjął decyzję o rozstaniu.
Agata żałuje, że nie zakończyła tamtej relacji dużo wcześniej. Milczała, gdy powinna otwarcie powiedzieć o swoich emocjach.
Quiet quitting to koniec? Ekspertka o ratowaniu związku
Izabela Czarnecka podkreśla, że gdy zauważymy, że nasz partner lub partnerka oddala się od nas, możemy czuć się bezsilni i bezradni. Często w takiej sytuacji pojawia się frustracja, smutek, a nawet lęk o przyszłość. Ekspertka dodaje, że jeśli wciąż zależy nam na relacji, dobrze jest poinformować drugą osobę o swoich odczuciach i postarać się wyjaśnić przyczyny takiego zachowania.
- Może się np. okazać, że za takim zachowaniem nie stoi chęć wycofania się ze związku, tylko na przykład inne okoliczności życiowe niezwiązane z relacją, jak choroba czy problemy w pracy. Dobrze byłoby zastanowić się razem, czy widzimy możliwość, aby zawalczyć jeszcze o nasz związek i podjąć wspólną decyzję, co robimy dalej - kontynuuje specjalistka.
"Cicha rezygnacja" dotyczy nie tylko relacji romantycznych
Ostatnimi czasy o tym pojęciu zrobiło się głośno w mediach społecznościowych w kontekście porzucania pracy. Izabela Czarnecka tłumaczy, że w takich przypadkach pracownicy świadomie rezygnują z ambicji związanych z pracą i wykonują wyłącznie powierzone im zadania. Nie wychodzą z inicjatywą i nie angażują się emocjonalnie w to, co robią.
- Ciekawe jest to, że wykonywanie obowiązków służbowych przestaje być najwyższą wartością w życiu młodych osób - stwierdza specjalistka.
Psycholożka tłumaczy, że quiet quitting może również dotyczyć innych relacji, niż te romantyczne.
- "Cicha rezygnacja" to ucieczka przed konfrontacją, otwartym omówieniem danego problemu. Choć szczera rozmowa może być trudna i stresująca, daje jednak szansę na oczyszczenie atmosfery, przedyskutowanie naszych odczuć, a w konsekwencji nawet umocnienie więzi i chęci dalszego budowania relacji - podkreśla ekspertka.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl