Chodzenie po taśmie
Slacklining wkracza do Polski. Na razie uprawia go tylko garstka ludzi, ale chodzenie po… taśmie jest właściwie skazane na sukces.
17.10.2007 | aktual.: 27.05.2010 17:43
Slacklining wkracza do Polski. Na razie uprawia go tylko garstka ludzi, ale chodzenie po… taśmie jest właściwie skazane na sukces.
Coraz częściej w parkach i na skwerach największych miast w kraju można spotkać młodych ludzi, którzy chodzą między drzewami. Jednak w odróżnieniu od reszty spacerowiczów nie robią tego po ziemi, lecz w powietrzu.
Wystarczy znaleźć dwa drzewa oddalone od siebie nie więcej niż 25 metrów i zawiesić między nimi taśmę – tak slacklining wygląda w wielkim skrócie.
Ten sport narodził się około 25 lat temu… przez przypadek. Grupa miłośników wspinaczki przez jakiś czas nie mogła oddawać się ulubionej rozrywce. Zdobywanie szczytów gór na terenie Doliny Yosomite uniemożliwiała zła pogoda, m.in. deszcz. Jednym z tych znudzonych wspinaczy był Scott Balcom.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Aby zabić nudę zaczął pokonywać kolejne metry łańcucha ogradzającego camping, na którym mieszkał z przyjaciółmi. Spaceru po zawieszonych łańcuchach czy poręczach szybko stał się popularną formą treningu wśród osób uprawiających wspinaczkę górską. Z czasem powstała w ten sposób osobna dyscyplina sportu – slacklining.
Po jakimś czasie chodzenie po nisko zawieszonych powierzchniach przestało wystarczać specjalistom od wspinaczki przyzwyczajonym do robienia rzeczy ekstremalnych. W ten sposób narodził się high lining – chodzenie po taśmie rozpiętej na dużej wysokości, na przykład między szczytami gór czy budynków. Do rekordowych osiągnięć tej odmiany sportu należy przejście po taśmie rozciągniętej nad wodospadem Niagara. Pewien mężczyzna zrobił to… z synem na ramieniu.
- Do uprawiania slackliningu wystarczy nylonowa taśma o szerokości 25-30 milimetrów, którą produkuje się do pakowania towarów - opowiada Mikołaj, jedna z pierwszych osób w Polsce, która uprawia ten sport. – Charakteryzuje się wielką wytrzymałością, więc nie ma obawy, że nie utrzyma człowieka, który po niej chodzi.
Aby było możliwe chodzenie po zawieszonej między drzewami taśmie trzeba ją dobrze naciągnąć. Robi się to głównie przy użyciu sprzętu wspinaczkowego, np. karabinków.
Jak podkreśla każdy slickliner, do uprawiania jego sportu nie wykorzystuje się liny! – Slickliner chodzi po taśmie – mówi Mikołaj.
Jednak dla osoby, która stawia w tym pierwsze kroki, nie ma to większego znaczenia. Mając pod stopami tylko elastyczny pas o szerokości co najwyżej 3 centymetrów nie odczuwamy komfortu. Trudno jest utrzymać równowagę.
Na szczęście w slickliningu taśmę zawiesza się maksymalnie na wysokości krocza lub pasa. Tak więc ewentualne upadki na ziemię nie grożą dużymi urazami.
- Zazwyczaj po taśmie tylko się chodzi – mówi Mikołaj. – Ale dla niektórych slacklining to sport ekstremalny. Potrafią wybić się z taśmy, zrobić salto i opaść w to samo miejsce. W Polsce ten sport uprawiany jest od około trzech lat. Na razie po taśmie nie chodzi więcej niż 200 osób. Najwięcej z nich, bo około 30-40, mieszka w Warszawie.
Można przypuszczać, że popularność slackliningu będzie rosła. Ci, którzy już spróbowali, mówią, że od slack-bakcyla nie da się uciec. Poza tym sport wyjątkowo tani.