Nie uwierzył lekarzom. Myślał, że to "powikłanie poalkoholowe"
29 maja 2025 roku przypada piąta rocznica śmierci Jerzego Pilcha. Pisarza wybitnego, ale także człowieka, który otwarcie mówił o swojej chorobie, walce z nałogiem i trudnej codzienności. - Mnie się wydaje, choć to dziwne myślenie, że ja nie mam żadnego parkinsona, tylko powikłanie poalkoholowe. Nawet starałem się przekonać do tego lekarzy, ale bez powodzenia - wyznał.
Jerzy Pilch otwarcie pisał i mówił o alkoholizmie, nie jako o epizodzie, ale jako o wieloletnim uzależnieniu. Później przyszła choroba Parkinsona, ale i do niej Pilch podchodził z charakterystycznym dla siebie dystansem i ironią.
– Moja sytuacja jest o tyle nietypowa, że w chorobę wszedłem nie ze zdrowia, ale z innej choroby, czyli z alkoholizmu. Ręce trzęsły mi się z przepicia i płynnie przeszło to w parkinsona – mówił w wywiadzie dla "Polski".
Oni odeszli w 2020 roku
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Choć lekarze zapewniali go, że alkoholizm i parkinson nie mają ze sobą związku, Pilch nie był o tym przekonany. Uważał, że to raczej ciągłość niż przypadkowa zbieżność.
– Mnie się wydaje, choć to dziwne myślenie, że ja nie mam żadnego parkinsona, tylko powikłanie poalkoholowe. Nawet starałem się przekonać do tego lekarzy, ale bez powodzenia. Co bardziej zdesperowani tłumaczą mi, że kiedyś alkoholem leczono Parkinsona – komentował z przekąsem.
Uzależnienie pokoleniowe
Dla Pilcha alkohol był czymś więcej niż tylko uzależnieniem – był doświadczeniem pokoleniowym.
– Dziadek Kubica był ligowcem w dziedzinie nadużywania. Ale wydaje mi się, że w tamtych czasach wszyscy obcowali z rzeczywistością, w której chlanie było bardzo powszechne. Ale za to nie występowało zjawisko alkoholizmu. O żadnych tam AA nikt wtedy nie myślał – dodał w rozmowie z "Polską".
Sam przez lata zmagał się z nałogiem, który – jak przyznał – zapewne by go zniszczył, gdyby nie choroba.
– Otóż gdyby nie choroba, to najprawdopodobniej, a może nawet – dajmy sobie spokój z prawdopodobieństwem, bo na pewno – ja dalej byłbym w szponach nałogu. Co pewien czas bym się w to zanurzał, tak jak się zanurzałem, z coraz gorszymi skutkami. Prawdopodobieństwo, że prędzej czy później znaleziono by mnie martwego, było wielkie – wyznał Ewelinie Pietrowiak w publikacji "Zawsze nie ma nigdy. Jerzy Pilch w rozmowach z Eweliną Pietrowiak".
Ostatnie lata - zmagania z codziennością
W ostatnich latach życia Pilch poruszał się na wózku inwalidzkim. Warszawa stała się dla niego przestrzenią pełną barier. W jednym z tekstów opisywał problemy, z jakimi musiał się mierzyć: "Wysokie krawężniki, a i te niskie, ale o ostrym profilu, wystające włazy studzienek kanalizacyjnych, wąskie przejścia, trudne przejazdy przez tory tramwajowe na Marszałkowskiej, szybko zmieniające się światła, wiecznie spieszący w pogoni za własną bezcelowością tłum, schodki do piekarni i sklepu spożywczego pod domem. Słowem – płaszczyzna pod stopami to są pasma nieraz nie do przejścia".
Wbrew wizerunkowi samotnika, Pilch w ostatnich latach nie był sam. Choć przez pewien czas był związany z dziennikarką Joanną Racewicz, to ostatnie lata spędził z Kingą Strzelecką, z którą zawarł związek małżeński.
– Do ostatnich chwil życia był świadomy. Był ciepłym, czułym człowiekiem. Kochał życie, nie był samotnikiem, jak próbowano go przedstawiać – powiedziała dla "Gazety Wyborczej".
Jerzy Pilch zmarł 29 maja 2020 roku. Pozostawił po sobie nie tylko książki, felietony, ale też szczere świadectwo życia z chorobą i uzależnieniem.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.