"Młode kobiety nie wiedzą". Ginekolożka apeluje do pacjentek
Aż 20 proc. kobiet w wieku 18-29 lat nigdy nie odwiedziło ginekologa. To wyniki raportu kampanii "W kobiecym interesie. Bez wyjątku". Wśród powodów wymieniają wstyd i niewiedzę. — Dziewczyny zakładają, że do ginekologa idzie się dopiero, gdy rozpocznie się życie seksualne — komentuje dr n. med. Dorota Gródecka.
"Wstydziłam się i brzydziłam jednocześnie"
27 lat. W tym wieku Ola pierwszy raz przekroczyła próg gabinetu ginekologicznego. Przez lata nie miała odwagi zrobić tego kroku. — Wstydziłam się i brzydziłam jednocześnie — wyznaje. — Nie wyobrażałam sobie, żebym mogła rozebrać się przed kimś obcym, a później pozwolić tak po prostu zbadać swoje miejsca intymne. Na samą myśl przechodził mnie dreszcz — wspomina.
Kobiety w rodzinie Oli nie badały się profilaktycznie. Jej matka nigdy nie przekonywała jej do wizyty u ginekologa. Opowiadała jej za to, jak trudno zniosła poród oraz jak dużą traumę nosi w sobie po kontaktach z personelem medycznym. — Z perspektywy czasu myślę, że jej historia po części wpłynęła na moją obawę przed ginekologiem. Mama rodziła mnie długo, w ogromnych bólach. Położne i lekarz odbierający poród nie oszczędzali jej psychicznie. Rzucali do niej komentarzami: "Inne kobiety już dawno by urodziły, za słabo się starasz" — opowiada.
Co 10. Polka nie chodzi do ginekologa. Oto, co słyszą w gabinecie
Do wizyty u ginekologa przekonały Olę jej przyjaciółki. — Zwierzyłam się im, że nigdy się jeszcze nie badałam. Złapały się za głowę. Naciskały na mnie tak długo, aż zgodziłam się pójść do lekarza — mówi. Ola wybrała się na wizytę u ginekologa z jedną z przyjaciółek. Przyznaje, że przez stres, mimo wsparcia na miejscu, niewiele pamięta z tego dnia.
— Pani ginekolog była bardzo sympatyczna i wspierająca, ale mimo tego nie mogłam pohamować nerwów. Gdy usłyszałam zdanie: "Proszę się rozebrać, zaczynamy badania", zakręciło mi się w głowie. Prawie zemdlałam. Na szczęście lekarka niczego nie przyspieszała. Dała mi czas, żebym oswoiła się z nową sytuacją — wspomina.
Niepokój Oli związany z badaniami ginekologicznymi nie minął po pierwszej wizycie. Stał się jednak do zniesienia. — Choć wciąż kosztuje mnie to sporo stresu, wiem, że dbanie o swoje zdrowie jest ważniejsze niż lęk, który tak długo mnie powstrzymywał — podsumowuje.
Młode Polki unikają gabinetów ginekologicznych
Z danych zawartych w raporcie kampanii "W kobiecym interesie. Bez wyjątku" wynika, że młode Polki często długo odwlekają wizytę u ginekologa. Dr n. med. Dorota Gródecka wskazuje, że pacjentki najczęściej blokują wstyd, stres i niewiedza.
— Młode kobiety nie wiedzą, kiedy powinna odbyć się ich pierwsza wizyta ginekologiczna. W szkole pobieżnie omawiane są tematy dojrzewania, pierwszej miesiączki i profilaktyki chorób kobiecych. W domu to także temat tabu. Dziewczyny zakładają więc, że do ginekologa idzie się dopiero, gdy rozpocznie się życie seksualne — wskazuje, po czym dodaje, że pierwsza wizyta to dla wielu z nich ogromny stres. Blokują je nagość, fotel ginekologiczny, trudne, osobiste pytania oraz samo badanie.
— Zastanawiają się, czy będzie bolesne. Kobiety boją się także, że ginekolog zapyta o ich aktywność seksualną, antykoncepcję, miesiączkę i że zabrzmi to jak egzamin, który można zdać lub oblać — dodaje lekarka.
Stres związany z wizytą w gabinecie ginekologicznym wciąż jest powszechny. Co dziesiąta kobieta przyznaje, że odczuwa skrępowanie lub lęk, a część boi się oceny ze strony lekarza. Jednocześnie niemal połowa badanych podkreśla, że życzliwe i empatyczne podejście specjalisty zachęca je do regularnych kontroli. Pozytywne doświadczenia w gabinecie sprzyjają wykształceniu nawyku dbania o zdrowie i traktowaniu wizyt jako wyrazu troski o siebie. — Pacjentki najczęściej przychodzą zestresowane, bo nie wiedzą, czego mogą się spodziewać w gabinecie ginekologicznym. A niewiedza to najlepsze paliwo dla stresu — przyznaje Dorota Gródecka.
Ginekolożka zauważa, że jedną z przyczyn niepoprawiającej się sytuacji jest brak lekarzy pronastolatkowych. — Przyjazna atmosfera w gabinecie ginekologicznym oraz zapewnienie pacjentce bezpieczeństwa to podstawa dobrej praktyki. Jeśli młoda pacjentka trafi na kogoś, kto ją zawstydzi lub będzie szorstki w kontakcie, to na kolejną wizytę umówi się za kilka lat lub wcale. Pamiętajmy, że ginekolog nie jest od oceniania, tylko od przeprowadzenia badania zgodnie ze sztuką medyczną — mówi.
"Mogę to nazwać traumą"
Negatywne doświadczenia z ginekologiem wpłynęły na zdrowotne decyzje 32-letniej Magdy. Kobieta po raz pierwszy odwiedziła gabinet ginekologiczny w wieku 18 lat. Do dzisiaj nie powtórzyła wizyty. — Mogę to nazwać traumą — mówi z przekonaniem. — Pamiętam, że bałam się samych badań. Koleżanki z klasy opowiadały mi, że muszę się rozebrać i usiąść w rozkroku na fotelu. Zauważyłam ten fotel od razu po wejściu do gabinetu, ale o dziwo nie on mnie przestraszył najbardziej — wspomina.
Najtrudniejszym wyzwaniem dla Magdy był kontakt z ginekolożką. Jak podkreśla, lekarka zwracała się do niej głównie półsłówkami, szorstko rzucając krótkie pytania i komendy. — "Współżyła już?", "kiedy była ostatnia miesiączka?, "jak to nie pamięta?", "na leżankę" — to tylko kilka z nich. Jej ton i sposób, w jaki prowadziła rozmowę, jeszcze bardziej mnie stresowały — wyznaje Magda.
Dziewczyna posłusznie wykonywała polecenia lekarki. Bez dodatkowych pytań i chwili zawahania pozwoliła na dopochwowe badania USG. W trakcie badania czuła dyskomfort. Nie powiedziała o nim na głos. — Nieśmiało pochrząkiwałam i krzywiłam się, gdy ginekolożka bez wyczucia operowała narzędziem i sprawiała mi ból. W odpowiedzi usłyszałam, że mam przestać zaciskać mięśnie. Uznała, że musiałam nie opróżnić pęcherza. Powiedziała: "Sikamy przed badaniem, teraz tylko utrudniasz mi pracę" — mówi.
Pytam Magdę, czy zamierza jeszcze wrócić do gabinetu ginekologicznego. — Nie planuję wizyty w najbliższym czasie. Trudno mi wyobrazić sobie, jak mogłabym przetrwać badania bez paniki. Poza tym zdrowotnie nie czuję potrzeby. Do tej pory się nie badałam i nic złego się nie wydarzyło. Dopóki się to nie zmieni, nie odwiedzę ginekologa — kwituje.
Ginekolożka ostrzega: "Przerwy w leczeniu mają poważne konsekwencje"
Unikanie wizyt u ginekologa to nie tylko kwestia zdrowia. To także coś, co realnie wpływa na to, jak budujemy relacje i postrzegamy własne ciało. — Kiedy kobieta przez lata omija gabinet, często zaczyna myśleć o swoim ciele jak o czymś obcym, trudnym, a nawet kłopotliwym. Przestaje je poznawać i ufać temu, co jej podpowiada — wyjaśnia dr Dorota Gródecka.
Dystans z czasem przekłada się na mniejszą pewność siebie, trudność w stawianiu granic i mówieniu o swoich potrzebach — zarówno zdrowotnych, jak i emocjonalnych. — Często widzę, że pacjentki boją się samej rozmowy o bliskości, bo nigdy wcześniej nie miały okazji jej przeprowadzić w bezpiecznych warunkach — dodaje ekspertka.
Najbardziej niebezpieczne jest jednak zerwanie ciągłości profilaktyki. Z raportu "W kobiecym interesie. Bez wyjątku" wynika, że respondentki, które regularnie odwiedzają ginekologa, najczęściej robią to raz w roku – tak deklaruje 47 proc. badanych. Prawie jedna na pięć z nich odwiedza specjalistę częściej, średnio co pół roku, najczęściej w celach profilaktycznych lub przy doborze antykoncepcji. W ciągu ostatnich dwóch lat 59 proc. kobiet wykonało USG ginekologiczne, a 58 proc. cytologię. Zdecydowanie rzadziej przeprowadzane są badania w kierunku chorób przenoszonych drogą płciową — tym poddało się jedynie 7 proc. respondentek.
— Bez regularnej profilaktyki późno wykrywamy choroby ginekologiczne. Część z nich przez długi czas nie daje objawów. Są to m.in. zmiany przednowotworowe szyjki macicy, torbiele jajników czy zmiany chorobowe dotyczące macicy. Natomiast niektóre nieleczone infekcje mogą wpływać na płodność lub komfort życia seksualnego pacjentki — tłumaczy dr Dorota Gródecka.
Konsekwencją braku profilaktyki jest także nieodpowiednio dobrana do potrzeb pacjentki antykoncepcja. — Dziewczyny często sięgają po przypadkowe metody lub informacje znalezione w internecie, które nie zawsze są rzetelne. To nie tylko podnosi poziom stresu, ale też zwiększa ryzyko nieplanowanej ciąży, infekcji przenoszonych drogą płciową czy innych powikłań — podkreśla lekarka.
Sara Przepióra, Wirtualna Polska