Przeżywają traumę u ginekologa. "Połóż ją tutaj, przesuń ją tam"

– Większość się strasznie dziwi, kiedy do gabinetu wchodzi osoba niepełnosprawna, i zadaje głupie pytania w stylu: "A pani uprawia seks?", "Po co pani przyszła?" – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Katarzyna Błoch. Jak wyglądają wizyty kobiet z niepełnosprawnościami u ginekologa?

Z czym mierzą się kobiety niepełnosprawne u ginekologów?
Z czym mierzą się kobiety niepełnosprawne u ginekologów?
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

26.10.2024 | aktual.: 26.10.2024 15:26

Październik jest Miesiącem Świadomości Raka Piersi. Jak pokazuje raport "Rozmowy Polek i Polaków o zdrowiu intymnym" z 2024 roku, ponad połowa Polek nie wykonała w ciągu ostatniego roku USG ginekologicznego ani cytologii.

Sprawa się komplikuje, kiedy przyjrzymy się wyjątkowej części tych pacjentek - kobietom z niepełnosprawnościami, dla których sama wizyta u lekarza ginekologa może być traumatycznym przeżyciem.

– Te kobiety są wrażliwe, wiele przeszły w swoim życiu, i potrzebują poczuć się komfortowo. Czasem jednak spotykają się z nieodpowiednim traktowaniem, na zasadzie: "Połóż ją tutaj, przesuń ją tam". Ciągle potrzebujemy zmian, wiedzy i edukacji – mówi ginekolożka Monika Łukasiewicz.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Przyszła na badania. Lekarz zaczął zadawać upokarzające pytania

Katarzyna Błoch wspomina, że dopiero sześć miesięcy temu znalazła gabinet, który całkowicie spełnia jej wymagania, przede wszystkim pod względem odpowiedniego fotela oraz dostępności.

– Przez lata odwiedziłam wiele miejsc. W moim przypadku, gdzie mam metr wzrostu i poruszam się na wózku, była to wspinaczka wysokogórska na te fotele różnego rodzaju. Mam też problem z rozszerzeniem nóg, nigdy nie mogłam ich położyć na specjalnych uchwytach, co wiązało się z trudnościami dla lekarzy, którzy mieli mnie zbadać. Pół roku temu udało mi się znaleźć gabinet, w którym lekarz bada mnie na kozetce, posiada też fotel dostosowany do potrzeb pacjentek niepełnosprawnych – tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską.

Jak dodaje, problemem jest fakt, że prywatne wizyty u ginekologa są płatne, a w przypadku specjalistów na NFZ, można pomarzyć o gabinecie, który będzie dostosowany do potrzeb kobiet z niepełnosprawnością. Zauważa też, że w przychodniach, gdzie przyjmują ginekolodzy, przydałaby się osoba, która pomogłaby pacjentom rozebrać się i ubrać po badaniach.

– Ja na szczęście nie mam problemu z wykonywaniem tych czynności, ale wiem, że dla wielu dziewczyn jest to trudna i krepująca sytuacja, a nie każdy ma możliwość, aby przyjść do lekarza z zaufaną osobą – podkreśla.

Wspomina też o podejściu lekarzy. – Większość się strasznie dziwi, kiedy do gabinetu wchodzi osoba niepełnosprawna, i zadaje głupie pytania w stylu: "A pani uprawia seks?", "Po co pani przyszła?". Odpowiadam wtedy: no przecież nie kupić mięso, tylko na badania. Zdarza się też, że ginekolodzy odmawiają przepisania antykoncepcji, bo "po co pani takie tabletki?". Chyba wychodzą założenia, że coś się musi dziać, żeby przyjść do ginekologa. O tym, że chcemy wykonać badania profilaktyczne, nawet nie pomyślą – dodaje Błoch.

W gabinetach ginekologicznych słyszą przykre słowa

Renata Orłowska mierzy się z zanikiem mięśni. Jest kobietą po czterdziestce i na własnej skórze doświadczyła, jak system ochrony zdrowia, który w domyśle ma przecież służyć każdemu, zwyczajnie jej nie widzi. Kobieta kwalifikuje się do mammografii. Regularnie odbiera telefony z propozycją badań. Jednak co z tego, skoro nie ma jak z nich skorzystać, gdyż sprzęt, umożliwiający wykonanie mammografii dla kobiety z niepełnosprawnością nie istnieje?

– Na moje pytania, co mam zrobić w tej sytuacji i co oni proponują… nie proponują nic. Ochrona zdrowia dyskryminuje kobiety z niepełnosprawnościami. Na każdym kroku staramy się o tym mówić i, niestety, tak naprawdę jesteśmy niesłyszane - zauważa Orłowska w rozmowie z Wirtualną Polską.

– Niedawno odbyła się konferencja "Dostępna ginekologia", na której pan minister mówił o tym, że w Polsce jest 100 placówek przystosowanych do potrzeb osób z niepełnosprawnością. Na ile milionów kobiet? Te placówki nie są też w 100 proc. dostosowane do naszych potrzeb. Co z tego, że posiadają podjazd, jak na miejscu nie ma już tłumacza języka migowego, dokumentów w języku Braille'a, czy też możliwości, aby pacjent mógł samodzielnie wypełnić dokumenty na komputerze? – wymienia.

Wspomina też, że podczas badań w busie od Gedeon Richter wykryto u niej pewną zmianę. Udała się z nią do lekarza w swojej miejscowości. W placówce nie było łazienki dostępnej dla osób niepełnosprawnych.

– Nie zgodziłam się na to, aby używać pampersa w szpitalu. To jest zamach na naszą godność – mówi.

Jak zauważa, Polki są "kulturowo zaprogramowane", że do ginekologa chodzi się jedynie wtedy, kiedy zacznie się dziać coś niedobrego lub zajdą w ciążę. Świadomość ważności profilaktyki wciąż jest niska. Wśród kobiet z niepełnosprawnościami ta praktyka regularnych wizyt u ginekologa jest jeszcze niższa.

– Ile kobiet niepełnosprawnych umarło w związku z tym, że nie poszły do ginekologa? Nie wiemy. Ginekolodzy są dla nich niedostępni. Insynuuje się nam, że w związku z naszą niepełnosprawnością jesteśmy nieatrakcyjne, na pewno nie znajdziemy partnera, a przecież ginekolog jest potrzebny jedynie w momencie reprodukcji – wspomina Orłowska.

Istnieje kilka projektów, które pomagają w znalezieniu odpowiedniego lekarza. Renata przywołuje "mapę dostępności" Fundacji Avalon, a także "listę empatycznych ginekologów" stworzoną przez Agę Szuścik. Znalezienie dobrego lekarza odbywa się więc "pocztą pantoflową".

– Wizycie ginekologicznej i tak towarzyszy stres. Kiedy dojdzie do tego jeszcze zlekceważenie ze strony lekarza, to mamy już zaproszenie do traumy – mówi.

Bieg z przeszkodami. "To jest cholernie upokarzające"

Renata Orłowska jest zdania, że problem nie leży wyłącznie w nieprzystosowanych technicznie gabinetach, w których nie ma choćby specjalnych podnośników. Nadal utrudnieniem jest też bariera mentalna.

– Począwszy od recepcjonistki, która siedzi za wysoką ladą i nawet głowy nie podniesie, nie widzi, że obok znajduje się osoba z niepełnosprawnością. To jest cholernie upokarzające, jak sobie stoisz, zadzierasz głowę i patrzysz w sufit, bo pani głowy nie wychyli i nie zauważy, że jesteś – wyznaje.

Dyskusja o umożliwieniu kobiet z niepełnosprawnością normalności w kwestii badań ginekologicznych w ogóle nie powinna mieć miejsca. Natomiast trwa ona non stop.

– Jesteśmy po prostu wymazywane z całej ochrony zdrowia. To też nie jest sprawa lekarza, czy z kimś śpimy, czy uprawiamy seks, czy nie. Jego obowiązkiem jest nas zbadać pod względem ginekologicznym, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, czy jesteśmy zdrowe. Ale często spotykamy się z przekonaniem "przecież ty i tak nie będziesz współżyła, w domyśle rodziła, więc po co ci w ogóle ginekolog"? – dodaje.

"Ten temat nie powinien już istnieć"

Monika Łukasiewicz, ginekolożka z 15-letnim doświadczeniem, od lat przyjmuje w swoim gabinecie kobiety z niepełnosprawnościami ruchowymi. Jak zauważa, publiczna ochrona zdrowia nie jest wystarczająco przygotowana na przyjęcie pacjentek, które podczas wizyty wymagają więcej czasu, uwagi i opieki. Często zdarza się, że kobieta z niepełnosprawnością spotyka się z niewypowiedzianymi albo wypowiedzianymi zarzutami, dlaczego jej wizyta trwa dwa czy trzy razy dłużej niż u innych pacjentek.

– Ten temat nie powinien już istnieć – mówi Monika Łukasiewicz. –To powinna być oczywistość, a nie temat na artykuł. Rozumiem, że 15 lat temu trzeba było dostosować gabinety i znaleźć właściwą pozycję do badania, np. na leżance. Korzystałam wtedy z rekomendacji amerykańskich.

- Do gabinetu przychodzą kobiety z niepełnosprawnością ruchową, które chcą zacząć życie seksualne, zajść w ciążę. Wymaga to często rozmowy, badania, zastanowienia się. Często trzeba wziąć pod uwagę wiele aspektów zdrowotnych i pozazdrowotnych - tłumaczy.

Monika Łukasiewicz podkreśla, że kobiety z niepełnosprawnościami często przywiązują się do swojego ginekologa. – Z niektórymi z moich pacjentek znam się już od kilkunastu lat. Ginekolog staje się osobą, przed którą się otwierają, rozmawiają o antykoncepcji i zdrowiu seksualnym. To są tematy tabu w społecznej dyskusji – dodaje.

Lekarka zwraca uwagę na brak krajowych rekomendacji dotyczących prowadzenia ciąży u pacjentek po uszkodzeniach rdzenia kręgowego lub z inną niepełnosprawnością ruchową. – Rekomendacje miały powstać kilkanaście lat temu, ale do dziś ich nie ma – zauważa.

Ginekolożka podkreśla także znaczenie psychologicznego podejścia do pacjentek z niepełnosprawnościami.

– Nawet zwykłe badanie ginekologiczne może być trudne i wymaga odpowiedniego wsparcia psychologicznego, rozładowania sytuacji i wiedzy – mówi Monika Łukasiewicz.

Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (2)