GwiazdyComfort food – jedzenie, które zwalcza samotność

Comfort food – jedzenie, które zwalcza samotność

Budyń z sokiem malinowym, talerz rosołu z domowym makaronem, ciasto drożdżowe popijane kubkiem kakao – według zwolenników idei „comfort food”, łatwe do przyrządzenia posiłki, których smak przypomina wspaniałe chwile z dzieciństwa, to najskuteczniejszy sposób na chandrę, przygnębienie, a nawet poczucie samotności.

Comfort food – jedzenie, które zwalcza samotność
Źródło zdjęć: © 123RF

Budyń z sokiem malinowym, talerz rosołu z domowym makaronem, ciasto drożdżowe popijane kubkiem kakao – według zwolenników idei „comfort food”, łatwe do przyrządzenia posiłki, których smak przypomina wspaniałe chwile z dzieciństwa, to najskuteczniejszy sposób na chandrę, przygnębienie, a nawet poczucie samotności. Te opinie potwierdzają psycholodzy.

Wielką propagatorką „pocieszającego jedzenia” jest słynna telewizyjna kucharka – Nigella Lawson. „Uwielbiam potrawy, które pozwalają poczuć się błogo, jakbyśmy znów stali się szczęśliwymi i beztroskimi dziećmi” – przekonuje gwiazda.

Termin „comfort food” ma dość długą tradycję. Już w 1977 r. pojawił się w słowniku Webstera, gdzie jest definiowany jako „tradycyjnie przygotowywane potrawy, odwołujące się do nostalgicznych i sentymentalnych wspomnień”.

W różnych zakątkach świata są to inne smakołyki. Brazylijczycy chętnie wracają do zupy fasolowej, Japończycy – miso (pasta ze sfermentowanej soi z dodatkiem ryżu), natomiast Amerykanie – makaronu z serem. Ankietowani Brytyjczycy często wymieniają rosół, który pewnie wskazałoby również wielu Polaków.

Rosół – lek na samotność

Zdaniem specjalistów przyrządzanie sentymentalnych potraw ma bardzo pozytywny wpływ na nasze samopoczucie. Potwierdziły to badania dwójki naukowców z amerykańskiego Uniwersytetu Buffalo.

Psychologowie Shira Gabriel i Jordan Troisi przeprowadzili eksperyment, w którym podzielili grupę ochotników na dwa zespoły. Pierwsza grupa musiała opisywać kłótnię z bliską osobą, co miało wywołać w badanych poczucie osamotnienia. Druga połowa relacjonowała wydarzenie neutralne emocjonalnie. Później część badanych z obu grup pisała o jedzeniu ulubionej potrawy, a inni – o kosztowaniu nowych dań.

Na końcu wszyscy wypełniali kwestionariusz pozwalający oszacować skalę osamotnienia. Efekt? Osoby, które pisały o ulubionym jedzeniu, nieprzypadkowo nazywanym przez autorów badania „comfort food”, pod koniec eksperymentu mniej odczuwały samotność. „Nawet samo myślenie o tym jedzeniu sprawia, że czujemy się lepiej” – komentuje Shira Gabriel.

W drugim badaniu części ochotników zaserwowano rosół. Osoby, które zjadły posiłek, znacznie częściej niż pozostali rozmyślały o bliskich osobach. Zdaniem naukowców dowodzi to tezy, że uspakajająca rola potraw opiera się głównie na skojarzeniu ich z miłymi chwilami i ludźmi.

Powrót do przeszłości

Niewątpliwie warto stworzyć subiektywną definicję „comfort food”. Dla każdego może to być inna potrawa dająca przyjemność i wprawiająca w lepszy nastrój.

Bardzo często są to proste i niedrogie posiłki, przywołujące smaki, które w dzieciństwie królowały na domowym stole dzięki staraniom mamy lub babci, czyli ciepłe, słodkie smakołyki na bazie mleka, z dodatkiem produktów mącznych – kaszy, ryżu, makaronu, ale również pierogi albo naleśniki.

Bywają to również przysmaki, kojarzące się z innymi przyjemnymi chwilami z przeszłości np. kubek kawy zbożowej gotowanej na ognisku podczas harcerskich obozów czy jajecznica ze szczypiorkiem, której zapach przywodzi na myśl wakacje nad morzem.

„Comfort food niweluje uczucie przygnębienia czy osamotnienia. Dzięki niemu zyskujemy też niepowtarzalną szansę, by – choć na chwilę – przenieść się w sentymentalną, sensoryczną podróż do czasów, kiedy wszystko było łatwiejsze i choć na chwilę odciąć się od problemów dnia powszedniego” – przekonuje Agnieszka Piskała, specjalista ds. żywienia z Nestle Polska S.A.

Czasami znaczenie ma nie tyle konkretny posiłek, lecz „rytuał” związany z jego przygotowaniem – sposób podania i wykorzystanie sentymentalnych dodatków, np. ulubionej porcelany lub dużego rodzinnego stołu w ogrodzie.

Fizjologia i samopoczucie

Wpływ jedzenia na samopoczucie można wytłumaczyć fizjologią, o czym przekonuje nasze zamiłowanie do podjadania słodyczy. Często sięgamy po łakocie wtedy, gdy chcemy poprawić sobie humor. Nic dziwnego. Cukry proste zawarte w słodyczach powodują szybkie wydzielanie w organizmie serotoniny – tzw. „hormonu szczęścia”.

Z kolei substancje pobudzające, które występują np. w cynamonie czy papryczce chili, zwiększają wydzielanie oksytocyny, która jest „hormonem miłości”. „Posiłkom z tymi przyprawami przypisuje się więc właściwości afrodyzyjne. Te fizjologiczne mechanizmy działają u każdego, choć z różnym natężeniem” – tłumaczy Agnieszka Piskała.

Na nasze preferencje żywieniowe wpływają również… wspomnienia. Potrawy, pobudzając kubki smakowe, wysyłają informacje do mózgu, by przywołać w pamięci konkretne wydarzenia lub okoliczności. „Osoby dorosłe, mając prawo wyboru, raczej nie sięgają po potrawy, do których spożywania były w dzieciństwie nakłaniane. Z sentymentem wracają natomiast w swoich podróżach kulinarnych do smaków, które przywołują w nich pozytywne skojarzenia” – wyjaśnia Agnieszka Piskała.

Naukowcy udowodnili, że nawet dzieci w łonie matki „programują” swoje preferencje smakowe. Często to, co je kobieta w ciąży, staje się ulubioną potrawą jej potomka. Prawdopodobnie kojarzy mu się z niezachwianym bezpieczeństwem okresu prenatalnego.

Proste smaki

Zdaniem specjalistów najskuteczniejszym sposobem na poprawę samopoczucia są posiłki łatwe w przygotowaniu i lekkostrawne. Najlepiej, aby były przygotowane z maksymalnie 5 składników, ponieważ tylko wtedy jesteśmy w stanie rozpoznać wszystkie smaki.

- Moim prywatnym comfort food jest domowy kisiel z czarnej porzeczki. Kiedyś przygotowywała go moja mama, teraz biorę się za to sama. Szczególnie wtedy, gdy mam zły dzień. Kiedy czuję się samotna i życie mnie przytłacza, wyjmuję z zamrażarki porcję porzeczek i przygotowuję smakołyk. Później siadam w fotelu, delektuję się smakiem i czuję, jakbym cofnęła się do dawnych, fajnych czasów – opisuje Magda.

- Mam swój zestaw „jedzenia antydepresyjnego”, który wykorzystuję, gdy dopada mnie stres. Wracam wówczas do smaków znanych z dzieciństwa. Jem wszystko co związane z nabiałem: kakao, płatki z mlekiem bądź jogurtem, kaszka manna na mleku z malinami lub jagodami. Czasem piekę ciasto ambasador z przepisu mojej mamy i pochłaniam je, popijając ciepłym mlekiem – opowiada Dagmara.

- Kocham kulinarne powroty do przeszłości, a najbardziej szarlotkę z przepisu mojej mamy. Kiedy jem to pyszne ciasto z jabłkami, czuję się spokojna i bezpieczna, tak jak kiedyś w rodzinnym domu – wspomina Ola.

Tekst: Rafał Natorski

(raf/sr), kobieta.wp.pl

POLECAMY:

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)