Przeszła sześć etapów rekrutacji. Na koniec usłyszała jedno zdanie
- Dwa razy bym się zastanowił, czy za wyższą stawkę nie będę płacił nerwami - mówi Krzysiek, pracownik IT. - Chcę przeczekać do emerytury. Zostało mi pięć lat - ujawnia Izabela Drozd, która pracuje w budżetówce. Według raportu "Nastroje polskiego rynku pracy" 7 na 10 pracowników nie szuka nowej pracy. Co za tym stoi?
14.11.2024 | aktual.: 14.11.2024 08:31
Izabela Drozd ma 55 lat. Od ponad trzydziestu pracuje w budżetówce. Chociaż przyznaje, że jej wynagrodzenie nie jest najwyższe, nigdy nie zdecydowała się na zmiany.
- Na początku głównym powodem był kredyt na mieszkanie. Stały, możliwie bezpieczny dochód był dla mnie w tej sytuacji najważniejszy - opowiada. - Może faktycznie nie zarabiam najwięcej, ale biorę pod uwagę również inne kwestie. Ze stabilnego zatrudnienia w resorcie państwowym mam komfort umowy o pracę czy innych dodatkowych świadczeń. To mi wystarcza - a idealnej pracy nie ma.
Izabela podkreśla też, że rynek na ścianie wschodniej, gdzie mieszka, nie jest atrakcyjny. – Zawsze było tu o wiele mniej ofert niż w Warszawie, Krakowie czy innych dużych miastach. Młodzi ludzie pewnie są bardziej elastyczni, biorą pod uwagę zmianę miejsca zamieszkania, wyjazd za granicę. To nie dla mnie - dodaje. - A teraz? Chcę przeczekać do emerytury, zostało mi tylko pięć lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Boję się, że trafię jeszcze gorzej"
Sylwiana pracuje jako pizzaiolo (kucharz specjalizujący się w robieniu pizzy - przyp. red.) we włoskiej restauracji i też nie planuje zmian. - Lubię to i bardzo cenię sobie ekipę, z którą współpracuję. Są wady, ale raczej prozaiczne. Przede wszystkim to jest ciężka praca fizyczna, przy dużym ruchu czasami ma się serdecznie dość wszystkiego.
Co zmusiłoby ją do szukania innego zajęcia?
- Przede wszystkim niska płaca, brak możliwości rozwoju. Raz odeszłam przez bardzo toksyczną atmosferę, brak organizacji. W tej branży niestety różnie bywa, dlatego cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem, mam stabilną robotę, fajną atmosferę i nie muszę się stresować.
Przeszła sześć stopni rekrutacji. Na koniec usłyszała jedno zdanie
Według nowego raportu Manpower "Nastroje polskiego rynku pracy - perspektywa kandydatów 2024" 68 proc. pracowników nie chce zmiany pracodawcy w najbliższym czasie. "Aktualnie aż 7 na 10 respondentów nie myśli o ruchach zawodowych, podczas gdy w mijającym roku gotowość do zmiany zgłaszało 59 proc. badanych. Może to oznaczać większe trudności w pozyskaniu odpowiednich kandydatów w ramach planowanych rekrutacji, dlatego warto pochylić się nad tym, co wpływa na satysfakcję z pracy oraz jak zapewnić tak ważny dla talentów ciekawy zakres obowiązków" - powiedziała dyrektor rekrutacji stałej w Manpower Katarzyna Pączkowska.
Maja Gojtowska, ekspertka employer brandingu i komunikacji w obszarze rekrutacji i HR, nie jest zaskoczona takimi wynikami. - Dane pokrywają się z globalnym trendem. Wszelkie badania z ostatniego czasu pokazują, że ok. 70 proc. pracowników to kandydaci pasywni, którzy byliby zainteresowani zmianą pracy, ale tylko pod warunkiem, jeśli to ona znalazłaby ich. Aktywnych kandydatów jest ok. 30 proc. Innymi słowy, wzrasta liczba osób, które nie robią nic, żeby oferta do nich przyszła.
Według Gojtowskiej, wiele osób chciałoby zmienić pracę i byłoby zainteresowane lepszymi warunkami, zwłaszcza że to wciąż najlepszy sposób na uzyskanie podwyżki. Zdaniem ekspertki, powodem, dla którego jednocześnie coraz mniej osób decyduje się na zmianę, są przede wszystkim złe doświadczenia z procesem rekrutacji.
- Pracodawcy sami doprowadzili do tej pasywności. Niestety, doświadczenia nasze i naszych bliskich pokazują, że proces szukania pracy jest ciężki i obarczony ogromną niepewnością. Na porządku dziennym jest "ghosting" kandydatów przez rekruterów, brak partnerskiego podejścia i informacji zwrotnej - podkreśla.
Ekspertka przywołuje też badania portalu eRecruiter, według których 80 proc. Polaków uważa, że nikt nie zapoznał się z ich aplikacją, 66 proc. chciałoby otrzymywać informację zwrotną i wiedzieć, z jakiego powodu zostali odrzuceni w procesie rekrutacyjnym. - Doświadcza tego tylko ok. 30 proc. kandydatów. Do tego dochodzi brak informacji o widełkach wynagrodzenia i niska jakość ogłoszeń o pracę tworzonych najczęściej w myśl zasady "kopiuj-wklej" – kwituje.
- Bliska mi osoba brała ostatnio udział w procesie rekrutacyjnym do dużej, znanej firmy. Dziewczyna wzięła udział w aż sześciu spotkaniach rekrutacyjnych, po których dostała wiadomość pisemną o treści: "Dziękujemy za udział w rekrutacji, ostatecznie zdecydowaliśmy się zatrudnić inną osobę". Kandydatka straciła co najmniej sześć godzin z życia na prezentowanie swoich kompetencji, a firma nie była w stanie nawet powiedzieć jej, dlaczego nie – a nie jest to zbyt wygórowane wymaganie. To są sytuacje, które powodują, że człowiek nie ma ochoty dalej próbować - dodaje.
Maja Gojtowska zwraca też uwagę na wykluczenie ze względu na wiek. – Według raportów, najgorsze, co może wydarzyć się nam na rynku pracy, to bycie kobietą w wieku 50-60 lat. Wtedy w procesach rekrutacyjnych praktycznie nas nie ma. Nic dziwnego, że osoby dojrzałe nie zdecydują się na zmianę.
"Ludzie szukają stabilności"
Problemem dla kandydatów może być też niewielka liczba nowych, interesujących ofert pracy.
- Lepiej więc trzymać się miejsca, w którym już jesteśmy, a nie ryzykować dla czegoś, do czego nie jesteśmy przekonani. Chwiejny rynek i sytuacja geopolityczna sprawiają, że ludzie szukają stabilności, a zmiana pracy zawsze wiąże się z dużą niepewnością. Osoby wolą zostawać na swoich stanowiskach, nawet jeśli nie są z nich do końca zadowolone - komentuje Jakub Ptak, Lead IT Talent Partner.
Czy ta koniunktura może się zmienić? - Jak najbardziej, choć na razie trudno przewidzieć kierunek tych zmian. Myślę, że ocenimy to najwcześniej na przełomie lutego i marca wraz z nowymi budżetami operacyjnymi w firmach. Zobaczymy, jak rozwinie się też sytuacja na świecie i w regionie choćby po wyborach w Stanach.
Zdaniem Jakuba Ptaka wpływ na pracowników ma też rozwój AI. - Przynajmniej część osób z różnych sektorów obawia się sztucznej inteligencji. Moim zdaniem, to pogłębia ich niepewność i jednocześnie zmniejsza skłonność do zmian.
"Dwa razy bym się zastanowił, czy za wyższą stawkę nie będę płacił nerwami"
O AI wspomina też Krzysztof, który skończył elektrotechnikę, a po kilku latach - jako "inżynier" konfigurujący aplikacje na podstawie dokumentacji - przebranżowił się na informatyka. Od dwóch lat jest mid software developerem.
- Czuję zastój na rynku ze względu sztuczną inteligencję. Mało kto jest pewny, jak to się dalej potoczy, chociaż zazwyczaj słyszę, że AI będzie lepszym juniorem, ale gorszym seniorem od człowieka - przyznaje.
Ma sporo znajomych w IT, którzy skończyli informatykę, od początku pracują w branży, i wie, że zarabiają znacznie więcej od niego. Sam jednak na razie nie planuje zmiany pracy ani szukania wyższych zarobków.
- Na rynku jest pewna magiczna liczba dotycząca długości stażu - dwa lata w branży to minimum, by faktycznie być uznanym za kogoś więcej niż juniora. Zmiana tuż przed tym terminem byłaby mało "taktyczna". Poza tym praca jest przyjemna, a płaca może i nie najwyższa, ale w porządku. Zarobki pewnie za jakiś czas będą argumentem – w końcu największą podwyżkę dostaje się przy zmianie.
A gdyby teraz dostał lepszą ofertę? - Też dwa razy bym się zastanowił, czy za wyższą stawkę nie będę płacił nerwami i na przykład odbierał w środku nocy telefonów z Ameryki, bo klientowi coś nie działa.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!