Kasia jeździ taksówką. Nagrania z pasażerami pokazuje w sieci
Kasia Kozuń od dwóch lat jeździ taksówką. Nocne zmiany bierze dla pięcioletniego synka, którego wychowuje samodzielnie. To pierwsza praca, która dała im finansową stabilizację i jednocześnie stała się jej pasją.
03.04.2024 | aktual.: 29.04.2024 14:05
- Prawo jazdy zrobiłam w 2016 roku. Nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek będę jeździć sama. Pewność za kółkiem przyszła z czasem. Gdy traciłam kolejne etatowe prace i byłam w poważnym kryzysie, pracownicy domu dziecka, w którym się wychowałam, pomogli mi napisać biznesplan, który złożyliśmy w Urzędzie Pracy i dostałam dofinansowanie na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Kupiłam auto i tak pracuję - opowiada kierowczyni ze Śląska.
Jeden z byłych wychowawców - z wykształcenia księgowy, ale z taksówkarskim doświadczeniem, pomaga jej z księgowością. Drugi zostaje z jej synkiem, gdy Kasia jeździ w nocy. Antoś traktuje go jak dziadka. - To są moi Aniołowie. Gdyby nie ich pomoc, nie wiem, gdzie byłabym dziś - wzrusza się 29-latka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wykręciłam numer ratunkowy"
Kasia nigdy nie wie, kto wsiądzie do jej taksówki i jakie ma zamiary. - To jest chyba najtrudniejsze - przyznaje. Jednocześnie podkreśla, że sytuacje, gdy poczuła zagrożenie, może policzyć na palcach jednej ręki. - Starsi państwo nie chcieli opuścić samochodu, byli agresywni. Ratowała mnie konsekwencja. Działa się wtedy instynktownie, trzeba umieć wyczuć, co się może wydarzyć i na co można sobie pozwolić - podkreśla.
Gdy czwórka innych pasażerów, po rozpętanej przez dwie kobiety awanturze, także nie chciała wysiąść, wykręciła numer ratunkowy 112. Zadziałało - kiedy usłyszeli głos dyspozytorki, odpuścili.
Nagrała także kradzież - nieopatrznie zostawiła reklamówkę ze swoimi rzeczami na tylnym siedzeniu. - Wsiadło dwóch facetów, jak zobaczyli tę reklamówkę, od razu na siebie wymownie spojrzeli. Widzieli, że w aucie jest wideorejestrator, więc wyciągnęli ją z samochodu tak, żeby na nagraniu nie było widać, że to robią. Zorientowałam się dopiero pod blokiem. Następnego dnia zajrzałam do śmietników, licząc, że kosmetyki i klocki lego to nie jest łup, na jaki liczyli. Niestety, znalazłam tylko pokrywkę od pojemnika na jedzenie - wspomina.
Nie znaczy to jednak, że w taksówce brakuje historii dziwnych, czasem niezręcznych, często po prostu zabawnych. Część Kasia nagrywa i anonimizując pasażerów wrzuca na swój kanał "taxiMama" na YouTube.
- Latem wiozłam pijanych, właściwie nieprzytomnych rodziców. Do auta wsiadło dwóch dorosłych ludzi i dwoje małych dzieci. Dorośli od razu zasnęli, nie kontaktowali, dzieci były całe mokre - początkowo nie zwróciłam na to uwagi, ale kiedy wysiedli, zorientowałam się, że tylna kanapa jest przemoczona. Mnie, matkę, poraziła ta sytuacja - opowiada.
- Innym razem jechałam ze starszym panem, który na samym początku burknął "jak pani jedzie". Odpowiedziałam, że zgodnie z nawigacją, na co on mi mówi: "ja tu jestem nawigacją. Ja rządzę". Te słowa zapadły mi w pamięć. Musiałam szybko pokazać mu, że się myli. Podejrzewam, że gdybym dała mu się zagonić w kozi róg, mogłoby się to źle skończyć. Ale szybko zmienił ton. Okazało się zresztą, że jedzie tylko kawałek, do sklepu po piwo, kurs kosztuje jakieś 5 złotych i był jednym z najtańszych, jakie miałam - relacjonuje.
- Kiedyś wiozłam czterech chłopaków ze Śląska, którzy wsiedli do auta z pachołkiem. Od wejścia było z nimi bardzo dużo śmiechu. Chłopak, który siedział obok mnie, zadał mi pytanie, czy potrafię się bić i kiedy zaprzeczyłam, uczył mnie, jak prawidłowo złożyć dłoń w pięść, żeby odpowiednio uderzyć. Usłyszałam też od nich, że jestem twarda sztuka i że mnie podziwiają. To było miłe - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A umiesz się bić ❓✊ PYTANIE W TAXI 😁
Miłość od pierwszego wejrzenia
Osobną kategorię pasażerów stanowią absztyfikanci. Najczęściej grzecznie pytają o numer, zwłaszcza że Kasia sprzedaje ubezpieczenia. - Mają pretekst, by poprosić o wizytówkę, ale szybko wyczuwam, kiedy chcą umówić się ze mną na kawę - śmieje się.
Do śmiechu nie było jej jednak, gdy młody chłopak - jak mówi - półżywy, pod wpływem alkoholu - zapytał wprost, czy zjedzie z nim do lasu. - To było dwa lata temu, dopiero zaczynałam pracę na taksówce. Odpowiedziałam, że jak będzie tak do mnie mówił, po prostu go wysadzę. W takich sytuacjach pomaga tylko stanowczość. Po drugiej stronie ulicy na światłach stał zaparkowany radiowóz, więc zagaiłam, czy mam do nich podjechać. W momencie się uspokoił i kiedy zorientował się, że nie dam sobie w kaszę dmuchać, zapytał o mój numer telefonu. Gdy odmówiłam, zaprosił mnie do McDonalda, gdzie - jak obiecał - za wszystko zapłaci.
Inny, sporo starszy klient, zaprosił Kasię na wakacje do Dubaju. - Składając tę propozycję, położył swoją dłoń na mojej dłoni, którą trzymałam na biegu. Zdjęłam ją bardzo szybko, żeby dać mu do zrozumienia, że nie chcę być dotykana. Pamiętam, że zostawił mi nawet swoją wizytówkę - dodaje.
Emocje jak z dreszczowca zapewnił jej z kolei mężczyzna, który przez całą drogę nie odrywał od niej wzroku, jednocześnie nie mówiąc ani słowa. - To było trochę przerażające. Do tego stopnia, że gdy na koniec się odezwał, aż podskoczyłam. Zadał mi tylko jedno pytanie: o numer telefonu - opowiada kierowczyni.
- Natomiast jak wsiadają pary, to lepiej, żeby facet się do mnie nie odzywał (śmiech). Jak się odzywa, zazwyczaj mam niemiłą podróż, bo jego partnerka jest zazdrosna. Kiedyś wiozłam parę, pan zagadywał, pani coś spadło, kiedy zahamowałam i powiedziała "teraz to sama będziesz podnosić". A ja wolę wesołe sytuacje w mojej taksówce - tłumaczy Kasia.
Największym rozczarowaniem okazali się natomiast koledzy po fachu - doświadczeni taksówkarze. - Pracuję na aplikacjach przewozowych. Kiedyś zaparkowałam na postoju dla taksówek, do czego mam pełne prawo. Najpierw podszedł jeden pan taksówkarz, zapukał w okno i powiedział, że nie mogę tu stać. Gdy wyprowadziłam go z błędu, zaczął przeklinać i w nerwach powtarzać, że muszę odjechać. Zasunęłam szybę i ucięłam dyskusję, ale za chwilę doszedł drugi taksówkarz, też starszy pan - wspomina Kasia.
- Zaczęli robić mi zdjęcia, łapać za klamki, próbowali wejść do auta - dobrze, że miałam blokadę. Usłyszałam też "na takich jak ona, to tylko karabin maszynowy", więc nie miałam wyjścia i wezwałam policję. Najpierw przyjechała prewencja, która pozwoliła tym taksówkarzom odjechać. Gdy na miejscu zjawiła się drogówka, już ich nie było - dodaje.
Pytana o najdziwniejszą sytuację z pracy, moja rozmówczyni wspomina dziewczynę, która była prawdopodobnie pod wpływem środków odurzających. Pieniądze na kurs miała mieć przy sobie, ale gdy dotarły na miejsce, totalnie zignorowała Kasię. Powiedziała tylko, że wyjdzie z samochodu. Nie chciała jednak zostawić swoich rzeczy jako gwarancji, że wróci z gotówką. - Miałam wrażenie, że mogę spodziewać się po niej wszystkiego - przyznaje kierowczyni. Nie odpuściła i poszła za pasażerką, a ta finalnie zapłaciła, ale do ostatniej chwili próbowała wymigać się od obowiązku.
Tematem rozmów w taksówce staje się także wiek Kasi. Ma 29 lat, wygląda jeszcze młodziej. Jak mówi, rówieśnicy widzą w niej koleżankę i zapraszają na imprezy, na które ich wiezie. Od starszych kobiet zdarzyło jej się natomiast słyszeć: "dziecko, nie było lepszej pracy dla ciebie?".
Plotki, zwierzenia, przyjaźnie
Taksówka zamienia się też czasami w konfesjonał lub gabinet psychoterapeuty. - Wiozłam na przykład chłopaka, który zanosił się płaczem i zalewał łzami, bo zdradziła go dziewczyna. W takich sytuacjach ważne jest wyczucie - słyszę. - Każdą wolną chwilę spędzam z synem, więc żarty czy pogawędki z klientami, o ile tylko mają na nie ochotę, są dla mnie odskocznią, szansą na rozmowę z dorosłymi - dodaje Kasia, która chętnie opowiada także o jasnych stronach pracy za kółkiem.
- Poznałam dużo koleżanek, wymieniłyśmy się mediami społecznościowymi, obgadujemy facetów (śmiech). Klienci dużo opowiadają o swoim życiu, żalą się. Kilka razy dostałam prezenty - wysadzałam pasażera i czekałam na kolejny kurs, a on zjawiał się z czekoladkami lub kawą. Jechałam też z panią, która dała mi perfumy. Tak po prostu.
Przyznaje, że kobiety widzą w niej silną babkę. Są pod wrażeniem, szczególnie gdy bierze nocne kursy. - Mówią i piszą w mediach społecznościowych, że je inspiruję. Początkowo nie zdawałam sobie z tego sprawy, bo zawsze w życiu musiałam walczyć - byłam w domu dziecka, później w rodzinie zastępczej, gdy skończyłam 18 lat, zamieszkałam ze starszą panią, której pomagałam. Potem zostałam sama z synem. Dla mnie to jest normalne, ale reakcje ludzi po debacie o kobietach za kierownicą, w której niedawno wzięłam udział, dały mi do myślenia - w jej głosie można wyczuć poruszenie.
Klientki dopytują zresztą o usługę "kobiety dla kobiet" na Śląsku. Nie mogą się już doczekać. Podobnie jak Kasia, która liczy, że będzie miała dzięki niej więcej pracy. - To jest ogromne udogodnienie nie tylko dla pasażerek, ale także kierowczyń - podkreśla.